Piątek, 26 Kwiecień
Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda -

Reklama


Reklama

Wiara i pierogi - felieton pastor Andrzeja Seweryna


Kiedy rzuciliście okiem na dzisiejszy tytuł mojego felietonu, z pewnością niejednemu z was przemknęła myśl w rodzaju porzekadła: „A co ma piernik do wiatraka?”. Jeśli jednak przeczytacie ten tekst do końca, wtedy z pewnością zrozumiecie, co wspólnego może mieć wiara z pierogami.


  • Data:

Otóż życie, jak zawsze barwne i różnorodne w swych odcieniach sprawiło, że niecałe dwa tygodnie temu uczestniczyliśmy z żoną w uroczystości ślubnej, by już tydzień później zjawić się na uroczystości pogrzebowej. Żegnaliśmy naszą wieloletnią i bardzo nam bliską osobę, prawdziwą kobietę-chrześcijankę, której długie, bo ponad 80-letnie życie, było naznaczone głęboką wiarą w Boga, a także ogromną miłością.

 

Nie tylko do swojej licznej rodziny lub dla swoich współwyznawców w kościele, do którego pilnie uczęszczała, ale także do innych ludzi, których spotykała na swojej drodze. Jej niebywałe ciepło, serdeczność i otwartość na innych były połączone z nadzwyczajną gościnnością, której przez lata doświadczały setki ludzi w jej domu i nie tylko.

 

Służyła innym z wielką radością i szczerością w sercu, dzieląc się z ludźmi tym, co sama posiadała. W swojej rodzinnej miejscowości była powszechnie znana jako kobieta wielkiego serca oraz prawdziwej wiary i miłości do Boga - widocznej w jej dobroczynności, a więc w licznych dobrych i szlachetnych czynach, które były jej codziennością. Dlatego na nabożeństwo pożegnalne przyszło tak wielu ludzi z jej sąsiedztwa, znajomych i przyjaciół oraz cała rodzina, która zjechała z Kanady, Stanów Zjednoczonych i Szkocji.

 

Miałem przywilej wygłosić okolicznościowe kazanie, które oparłem na znamiennym tekście z Listu Apostoła Pawła do Efezjan. Pozwólcie, że zacytuję te kilka ważnych zdań: „Gdyż z łaski jesteście zbawieni przez wiarę. Nie jest to waszym osiągnięciem, ale darem Boga. Nie stało się to dzięki uczynkom, aby się ktoś nie chlubił. Jesteśmy Jego dziełem. Zostaliśmy stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych czynów. Bóg przygotował je już wcześniej, by były treścią naszego życia” (Ef 2,8-10).

 

Pismo Święte uczy nas w tym fragmencie, że dobre czyny nie zbawiają nikogo, bo zbawienie jest dziełem Bożej łaski wobec nas, niegodnych grzeszników, kiedy na tę łaskawość Boga odpowiadamy szczerą wiarą. A mimo to Pan Bóg stworzył nas do tego, żebyśmy czynili dobre uczynki z myślą o innych, którym w ten właśnie sposób możemy okazać Bożą miłość i łaskawość. Ponadto Apostoł Paweł dodaje, że Bóg przygotował te dobre i szlachetne czyny już wcześniej po to, by stały się treścią naszego życia.


Reklama

 

Tak więc wolą Pana Boga jest, abyśmy naśladowali Go w okazywaniu dobra innym. Dobre czyny mają więc być świadectwem naszej żywej wiary i miłości do Boga oraz bliźnich. Innymi słowy: czynienie dobra winno być znakiem firmowym każdego prawdziwego chrześcijanina. W przeciwieństwie do tak wielu niegodziwych ludzi, którzy dzisiaj czynią tyle zła wokół nas.

 

W czasie mojego kazania przywołałem przykład Tabity – kobiety opisanej w Księdze Dziejów Apostolskich (9,36 i 39). Nazywano ją uczennicą, czyli naśladowczynią Pana Jezusa i apostołów. Wyświadczyła innym wiele dobrego. To był styl jej życia – dobre czyny były treścią jej codziennego postępowania. Dalej czytamy, że w swoim życiu okazała wiele miłosierdzia – które było motywacją jej działania na rzecz ludzi, którzy tego miłosierdzia potrzebowali. Troszczyła się o wszystkie wdowy - być może sama była wdową, bo tekst nic nie mówi o jej mężu, albo była samotna, lecz poświęciła się dla innych ludzi. Wszystkie wdowy kochały ją, a kiedy zmarła, płakały z powodu jej straty.

 

Cóż takiego czyniła ta zwykła kobieta, choć niezwykła chrześcijanka? Otóż okazuje się, że była świetną krawcową – szyła im suknie i płaszcze. Wykorzystała swoje zdolności, by pracowicie pomagać innym. Pozostawiła po sobie wiele śladów okazywanej dobroci i troski o innych.

 

A teraz chcę nawiązać do życia Walentyny, bo tak miała na imię nasza wspaniała znajoma, którą ostatnio pożegnaliśmy. Była to osoba niezwykle gościnna, jej matczyna miłość do rodziny była czasem wręcz przesadna, ale zawsze szczera, bo troszczyła się również o duchowe życie swoich dzieci i wnuków. Tak jak Tabita – Walentyna była również wierną uczennicą Pana Jezusa, zawsze pochyloną nad otwartą Biblią i często na kolanach w żarliwej modlitwie o innych.

Reklama

 

Walentyna kochała Boga i służyła Mu, służąc innym w bardzo praktyczny sposób – przez jej legendarne już lepienie setek przesmacznych pierogów dla wszystkich wokół! Poprzez te pierogi wyrażała swą praktyczną wiarę, bo – jak czytamy w Piśmie Świętym – „wiara bez uczynków jest martwa sama w sobie” (List Jakuba 2,17).

 

Warto więc zadać sobie następujące pytanie: Co jest treścią mojego życia na co dzień? Czy staram się czynić dobro z serca czy raczej z obowiązku? Jakie mam dary, zdolności lub zamiłowania, którymi mogę praktycznie służyć innym i czerpać z tego radość? Jakie ślady swojej żywej wiary pozostaną po mnie, gdy odejdę z tej ziemi?

 

Nasza kochana Walentyna pozostawiła wiele śladów swojej żywej wiary. Kiedy będziemy ucztować przy stole w niebie, a Pan Jezus będzie nam usługiwał, wśród wielu niebiańskich dań i przysmaków znajdą się również jej pierogi. Dlaczego tak sądzę? Przecież nie raz smakując jej potraw, mówiliśmy: niebo w gębie! Może teraz gotuje przysmaki dla aniołów w niebie? Bierzmy przykład z takich ludzi – siewców dobra i pięknej wiary!

Andrzej Seweryn

andrzej.seweryn@gmail.com



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama