Piątek, 26 Kwiecień
Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda -

Reklama


Reklama

Szlachetne zdrowie - felieton Wiesława Mądrzejowskiego


Czytelnicy urodzeni kilkadziesiąt lat temu znają z pewnością tę prawidłowość, a młodsi już wkrótce (tak, tak czas leci szybko!) będą mogli ją potwierdzić. Chodzi bowiem o tematykę towarzyskich rozmów jakie prowadzi się w gronie znajomych i przyjaciół w różnych okresach życia. Żartowałem kiedyś z tego, lecz dziś mogę z całą powagą, chociaż z lekkim przymrużeniem oka poświadczyć. O rozmowach dam wypowiadał się nie będę, taki odważny nie jestem.


  • Data:

Natomiast pierwsza dorosłość to wśród chłopaków przede wszystkim dziewczyny będące absolutnie dominującym tematem i rzecz jasna obiektem zainteresowania. Poza tym jest jeszcze jakieś hobby, może coś na temat szkół czy studiów, potem pracy, dzieci itp, lecz tematy damsko – męskie nie mają konkurencji.

 

Później niestety powoli się to zmienia aż w końcu klient ma na karku „siątkę”, a piękne dziewczyny widzi coraz częściej w twarzowych białych fartuchach. Rozmowy zaś zaczynają się obracać wokół chorób cudzych i własnych. Taka kolej rzeczy. Już mądry królewski błazen Stańczyk powiedział, że najwięcej mamy fachowców od zdrowia, bo każdy coś na ten temat wie. Sam to już od paru lat widzę i słyszę. Tu boli, tam strzyka, tego nie jem, tego nie piję… Sorki, z tym ostatnim to trochę się rozpędziłem. Coś się jednak w ostatnich latach zmienia i warto o tym wspomnieć.

 

Może nie codziennie, ale w miarę regularnie odwiedzam siłownię. Nie chodzi już rzecz jasna o targanie ciężarów czy budowę efektownego „kaloryfera”. Ot, rozruszanie zastałych mięśni i stawów na różnych przyrządach, trochę bieżni, orbitera, stacjonarnego rowerka. Taki poranny intensywny rozruch na cały dzień.

 

Przypuszczałem, że będę raczej zawyżał tam średnią wieku, ale po paru miesiącach tej zabawy już jestem spokojny. Ćwiczą, rzecz jasna, młodzi panowie, że o paniach nie wspomnę, ale jest też spora grupa fajnych chłopaków z szóstym, a nawet i siódmym krzyżykiem na karku i nikogo to nie dziwi. Warto docenić jak ambitnie i ze sporym rozsądkiem dozują ćwiczenia.


Reklama

 

Głównie na pobudzenie troszkę już zwolnionego krążenia. Co ambitniejsi wspomagają się dostępnymi napojami czy miksturami regeneracyjnymi i wokół tego krążą fachowe rozmowy. Wymiana informacji o cud dietach, możliwościach fizjoterapeutów czy przewagach rowerowych i narciarskich też nie należy do rzadkości.

 

Wspominałem w tym miejscu już zresztą o tym, jak intensywnie jest wykorzystywana przez dojrzałą publiczność ścieżka dookoła jeziora, nowa trasa rowerowa czy dukty leśne. Wędrując w ubiegłym roku po bieszczadzkich szlakach też z uznaniem patrzyłem na cokolwiek straszą młodzież zaliczającą ambitnie kolejne połoniny. Niestety, kontuzja już mnie wyeliminowała z narciarskich zjazdów, lecz na stokach i to nie najłatwiejszych widywałem często narciarzy, którzy mieli za sobą ponad pół wieku stażu na deskach.

 

O wodniakach nie wspomnę. Zarówno na morzu, jak i na jeziorach, a równie często w portowych tawernach spotykam kolegów, przed którymi z szacunkiem uchylam czapki. Miałem przyjemność przed dwoma laty uczestniczyć w zlocie polonijnych żeglarzy z całego świata, który zakończył się w Gdyni. Na pokładach rozpiętość wieku wynosiła lat kilkadziesiąt, od pędraków swobodnie już sobie radzących z takielunkiem po starych kapitanów dobijających dziewięćdziesiątki.

 

Na wodzie wszyscy są równi, każdy ma swoją część pracy do zrobienia i do metryki się nie zagląda. W tym towarzystwie o stanie zdrowia wspomina się rzadko, raczej tylko wtedy, gdy uniemożliwia aktywność, a to często pobudza do znalezienia innej jej formy. Z wielkim uznaniem na przykład kibicuję znajomej pani, której kontuzja uniemożliwiła wszystkie bardziej wysiłkowe możliwości ruchu, więc skoncentrowała się i to z wielkim powodzeniem na… nurkowaniu. I to wcale nie w basenie.

Reklama

 

To prawda, że wiek robi swoje i często ogranicza nasze możliwości, ale ja widać zawsze można sobie znaleźć jakiś sposób na rozruszanie, które oderwie byłego licealistę od roztrząsania wieści o chorobach, lekach i innych nieciekawych przypadłościach. Niby truizm, po co jeszcze raz o tym wspominać? Otóż środki przeznaczane na tzw. służbę zdrowia są, jak wiadomo niewystarczające i pomimo obietnic się nie zwiększą - nie mam złudzeń. Dostęp do lekarzy się nie poprawi.

 

Zamiast więc wyczekiwać w wielogodzinnych czy nawet wieloletnich (!) kolejkach spróbujmy najpierw się zastanowić a potem znaleźć jakąś formę ruchu dostosowaną do stopnia sprawności. Nie do wieku, bo to jest kwestia drugorzędna. Natomiast nasze samorządy (co do władz tzw. centralnych nie mam złudzeń) warto dopilnować, aby o potrzebach właśnie tej starszej troszkę młodzieży też pamiętały. Mniej wtedy wydamy na szpitale i w sumie bardzo się opłaci.

 

Wiesław Mądrzejowski (wiemiod@wp.pl)



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama