Piątek, 26 Kwiecień
Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda -

Reklama


Reklama

Olimpijski duch - felieton pastor Andrzeja Seweryna


Na naszych oczach toczą się zmagania sportowców walczących o medale na trwających w Tokio kolejnych Letnich Igrzyskach Olimpijskich. Podziwiamy współczesnych młodych herosów hartu ciała i ducha, którzy wiele lat poświęcili, by dostąpić zaszczytu wystąpienia na Olimpiadzie i powalczyć o medal – najlepiej złoty. Będziemy cieszyć się więc ze wspaniałych sukcesów naszych sportowców, czekamy na medale olimpijskie, miejsca na podium naszych reprezentantów, a nade wszystko na złote medale oraz Mazurka Dąbrowskiego granego zwykle przy dekoracji zwycięzców poszczególnych dyscyplin olimpijskich.


  • Data:

Kiedy oglądamy mistrzowskie biegi, skoki, rzuty, mecze zespołowe czy indywidualne, musimy mieć świadomość, jak wielką cenę zapłacili ci sportowcy, by dobrze przygotować się do występów olimpijskich, wszak to one mają w sporcie największy prestiż. Ich występy na arenach sportowych poprzedzone zostały bowiem morderczymi treningami, wylewaniem hektolitrów potu, poddawaniem się rygorom diety czy rytmu życia oraz odmawianiem sobie wielu przyjemności, którymi w tym czasie raczą się ich rówieśnicy.

 

Być może oglądaliśmy kiedyś w telewizji migawki z codziennego treningowego życia naszych mistrzów. Godziny ćwiczeń wysiłkowych na siłowni, mordercze i wyczerpujące do granicy wytrzymałości treningi na trasie w zimie czy na basenach i siłowniach w lecie, by w ten sposób pracować nad podniesieniem swojej wydolności organizmu. Ileż trzeba mieć samozaparcia, silnej woli i determinacji, by codziennie zmagać się z własnym ciałem, zwyczajnym lenistwem i całymi latami walczyć o sukces i sportową sławę! To zaiste godne podziwu i największego szacunku!

 

Dlaczego stać ich na tak wielkie poświęcenia? Otóż dlatego, że sportowcy wyczynowi mają swoje marzenia, ambicje i cele, które chcą osiągnąć nie tylko talentem, ale przede wszystkim ciężką pracą. W telewizji oglądałem jakiś czas temu archiwalny film, na którym 12-letni Kamilek Stoch – zachwycony wyczynami ówczesnych skoczków narciarskich – powiedział do kamery jako młodziutki skoczek, że jego marzeniem jest, aby za 5-6 lat zostać mistrzem olimpijskim. Zajęło mu to co prawda aż 14 lat, ale spełnił swoje marzenia, bo miał przed oczami bardzo ambitny cel, któremu podporządkował znaczną część swojego życia. Zaledwie kilka lat temu został mistrzem olimpijskim na zimowej olimpiadzie w Soczi, a dziś o takich samych triumfach marzą startujący w Tokio członkowie naszej narodowej reprezentacji olimpijskiej.


Reklama

 

My również, zwykli zjadacze chleba, w naszym codziennym życiu napotykamy na różne przeciwności, ograniczenia i przeszkody, z którymi musimy się zmagać i musimy je pokonać, bo przecież bieg naszego życia jeszcze się nie skończył. A patrzą na te nasze życiowe zmagania liczni nasi kibice – nasze dzieci czy wnuki, nasi przyjaciele, sąsiedzi, koledzy z pracy czy uczelni. Czy jesteśmy dla nich dobrym, inspirującym przykładem życia w dobrym stylu, czy też smutnym przykładem, jak życie zmarnować, przegrywać i poddawać się przeciwnościom, biegnąc bez sensu, celu i silnego przekonania, że warto wygrać, dobiec do mety zwycięsko. Bo największą z porażek jest czyjeś zmarnowane i zrujnowane życie!

 

W Piśmie Świętym mamy taki „sportowy” fragment, którego autorem jest Apostoł Paweł, a cytat ten odnajdujemy w Nowym Testamencie: „Czy nie wiecie, że biegacze na stadionie wprawdzie wszyscy biegną, ale tylko jeden zdobywa nagrodę? Tak biegnijcie, abyście ją zdobyli. Każdy zawodnik odmawia sobie wszystkiego, tamci wprawdzie, aby zdobyć zniszczalny wieniec, my zaś niezniszczalny. Ja zatem biegnę nie jak bym nie znał celu” (1 Koryntian 9, 24-26a).

 

Jako ludzie i jako chrześcijanie – mamy biec tak, aby zdobyć nagrodę niezniszczalną. Tą nagrodą jest wieniec sprawiedliwości, życie wieczne (2 Tym 4,8; Obj 2,10; 1 P 5,4). Ażeby to osiągnąć, też musimy walczyć ze swoim ciałem, jego grzesznymi przywarami i lenistwem. Musimy ćwiczyć się w pobożności – jak radził Apostoł Paweł młodemu Tymoteuszowi (1 Tym 4,7). Musimy być też mocno zmotywowani wiarą, by osiągnąć cel naszego życiowego biegu – wieczne życie z Bogiem w Jego wiecznym domu. I wreszcie musimy być zapatrzeni w naszego Mistrza – Pana Jezusa Chrystusa, który swój bieg życia zakończył zwycięsko, bo choć umarł męczeńską śmiercią na krzyżu, to jednak był posłuszny Bogu Ojcu do końca i w ten sposób otworzył nam drogę do zbawienia, a zmartwychwstając trzeciego dnia zapewnił nas, że każdy kto w Niego uwierzy, również nie umrze na wieki (Ew. Jana 11,26).

Reklama

 

Styl życia wyczynowych sportowców, w tym szczególnie olimpijczyków, jest gody naśladowania w naszych „życiowych zapasach”. Trzeba mieć przed oczami jasny cel zakotwiczony w wieczności, a więc perspektywę nieskończonego życia w obecności Boga i temu celowi winniśmy podporządkować całe swoje obecne, doczesne życie. Nie da się tego celu osiągnąć podążając drogą na skróty ani też ulegając lenistwu czy zniechęceniu. Często mówię, że niebo jest dla zwycięzców, a nie dla przegranych i życiowych bankrutów. Podziwiajmy więc sportowców na olimpijskich arenach i uczmy się czegoś od nich. Jak wygrywają i jak triumfują, ale także jak przegrywają, nie zdobywają medali, ale mimo to są dumni z tego, że są olimpijczykami.

Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)

 

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama