Sobota, 27 Kwiecień
Imieniny: Sergiusza, Teofila, Zyty -

Reklama


Reklama

Historia: Bogusław Palmowski cz. 9 - wspomnienia naczelnika


Uroczyste otwarcie szczycieńskiej Unimy nastąpiło 19 lipca 1977 roku. Miesiąc później, dokładnie 23 sierpnia, nowy szczycieński zakład wizytował osobiście I Sekretarz KC PZPR – Edward Gierek. Władze regionalne i lokalne były tą wizytą niezwykle zaabsorbowane. Poczyniono wiele przygotowań, a ich głównym celem była taka prezentacja zakładu, by partyjny przedstawiciel najwyższych władz krajowych został całkowicie przekonany, że budowa zakładu i to właśnie w Szczytnie, była absolutnie zasadna.


  • Data:

Wizyta I Sekretarza KC

- Właściwie nie byłem dopuszczony do najdrobniejszych szczegółów związanych z wizytą Gierka w Szczytnie, bo od tego był sztab jego ludzi, odpowiednie służby, no i przede wszystkim partia. My właściwie byliśmy jedynie podwykonawcami poleceń spływających z wyższych szczebli – wspomina Bogusław Palmowski. Opowiada również o pewnym zdarzeniu, które miało miejsce w przeddzień wizyty I Sekretarza w Unimie, a które stało się niejako legendą miejską. Chodzi o rozpowszechnianą wówczas „pocztą pantoflową” informację, że w specjalnie przygotowanych wykopach zasypano (ukryto) części obrabiarek i urządzeń, które do nowej fabryki przybyły już w nieco wyeksploatowanym stanie.

- Oczywiście i do mnie te „sensacje” dotarły, tyle że były nieprawdziwe. W istocie chodziło o rurociąg ciepłowniczy, który znajdował się w ziemi na głębokości około metra. Rzeczony rów, a raczej wykop, nie był zasypany, co nie tylko utrudniałoby poruszanie się po terenie zakładu i jego zwiedzanie, ale przede wszystkim negatywnie rzutowałoby na jakość wykonanych prac – wspomina Palmowski. Dodaje również, że mimo włożonego wysiłku, by Unima „lśniła i olśniewała” nie obeszło się bez krytycznych uwag w stronę szefostwa Unimy ze strony władzy centralnej ówczesnego PRL.

 

Puste hale

Podczas wizytacji Zakład Mechanizacji i Automatyzacji Montażu „Unitra-Cemi”, bo tak się na początku zakład nazywał, Gierek podobno oniemiał na widok jednej z hal, gdzie urządzenia znajdowały się zaledwie na jej niewielkiej części. I sekretarz miał zwrócić się nieco zirytowany do swojej świty: „Towarzysze, o co tu chodzi? Taka wielka hala i nie jest w pełni wykorzystana? Zróbcie coś z tym!”

 

Gierek jednak nie wiedział, że obrabiarki, które były zamówione za granicą, nie zawsze terminowo były dostarczane do Szczytna, a jeśli już, to w nieregularnych partiach i jedną z hal przeznaczono do przechowywania urządzeń. Część z nich, pochodząca z krajów na zachód od Odry, w myśli przewodników oprowadzających Gierka po zakładzie, miała zrobić dobre wrażenie, ale jak widać po opisanym przypadku, przyniosło zupełnie odwrotny skutek.

 

Partyjne wyścigi

Lokalni przedstawiciele partii dwoili się i troili, żeby zaimponować i tym samym przypodobać się I Sekretarzowi KC. Począwszy od najwyższego szczebla, a skończywszy na najniższym, każdy chciał wejść w łaski towarzysza Gierka. Szef Podstawowej Organizacji Partyjnej, oczywiście już utworzonej w ledwie raczkującym zakładzie, donośnie i z dumą meldował, że proces dochodzenia do projektowanej zdolności produkcyjnej, według wstępnych wyliczeń oraz dzięki pomysłom racjonalizatorskim, zostanie skrócony o dwa miesiące. Zamiast 14, będzie trwał 12 miesięcy, co w sposób znaczny możliwi wyprodukowanie dodatkowych urządzeń o wartości ówczesnych 30 milionów złotych.


Reklama

Reklama

Gierkowi zaprezentowano również gotowe już wyroby szczycieńskiego zakładu - maszyny i urządzenia mechanizujące i automatyzujące procesy wytwarzania sprzętu elektronicznego, służące m.in. produkcji obwodów drukowanych i układów scalonych. Zgodnie z założeniami produkcyjnymi, znaczna część tych urządzeń miała być wykorzystywana przez zakłady kombinatu „Polkolor”, który zajmował się wytwarzaniem elementów do pierwszego polskiego kolorowego odbiornika telewizyjnego.

Nowoczesny i młody zakład

Załogę Unitry-Unimy, według zachowanych informacji, stanowili w większości młodzi ludzie, a średnia ich wieku wynosiła niespełna 23 lata. Początkowo w zakładzie pracowało 630 osób, a docelowo w planach było zatrudnienie ponad 1000. Unima była chyba jedynym takim zakładem w regionie, gdzie był zachowany wysoki poziom wykształcenia i wyspecjalizowania pracowników. Pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku było tu zatrudnionych ponad 50 inżynierów i 150 techników.

 

- Wydarzenia związane z wizytą Gierka w Szczytnie odbiły się szerokim echem nie tylko w regionie. Władza chciała pokazać swoją gospodarność, inwestując środki w tworzenie między innymi takich zakładów, jak w Szczytnie – opowiada były naczelnik miasta. - Władze wojewódzkie, by pozostać w zgodzie z gospodarczo-polityczną linią władz centralnych na swój sposób doceniły szefów zakładów, które uczestniczyły w budowie i tworzeniu szczycieńskiej fabryki podzespołów elektronicznych. Szefowie ci otrzymali kilka talonów na „maluchy”. Trzeba przyznać, że był to wówczas nie lada gest, nie oznaczał jednak, że posiadacz talonu od razu stawał się też właścicielem „cudu polskiej motoryzacji” czyli fiata 126p. Realizacja talonów szła opornie i swoje w kolejce każdy musiał odczekać.

 

Pierwsze podmiejskie autobusy

Powstanie dość dużego i znaczącego w rozwoju nowych technologii zakładu w Szczytnie, wiązało się również ze stopniowym rozwojem miasta. W Święto Pracy, 1 maja 1978 roku oddano do użytkowania pierwszą linię komunikacji miejskiej w Szczytnie. Przyczynkiem do powstania w naszym mieście tej pierwszej linii komunikacyjnej, był najprawdopodobniej „prezent” przekazany przez bliźniaczy zakład Unitry z Warszawy. Decyzją tamtejszej dyrekcji postanowiono oddać nieco już przechodzony autobus na potrzeby szczycieńskiej Unimy.

 

- Uruchomienie regularnej linii komunikacji miejskiej w Szczytnie nie było takie łatwe – wspomina Bogusław Palmowski. - Jeden autobus nie mógł jej przecież obsługiwać. Bezwzględnie, już na samym początku, potrzebny był drugi.

 

Okulista i Autosan

Jak wszędzie w tamtych czasach, jak opowiada były naczelnik, trzeba było sobie radzić koneksjami i znajomościami, bo bez tego nic się nie załatwiło. Ze Szczytna do Jelcza, gdzie produkowano autobusy, wysłano z urzędu pracownika, aby tenże coś w tym temacie zrobił. Wrócił, rozliczył się z delegacji i okazało się, że nic nie załatwił. Brakowało mu niezbędnej wówczas „mocy sprawczej” czyli odpowiednich znajomości, bez których nic się nie załatwiło. '

 

- Postanowiliśmy, właściwie musieliśmy skorzystać z tej „ścieżki” - opowiada Palmowski. - Dowiedzieliśmy się, że nasz rodzimy okulista dr Lewalski ma w Jelczu kolegę po fachu, który jest tam powszechnie znanym i szanowanym wśród lokalnej społeczności obywatelem. Dzięki tym „dojściom” udało się już coś się załatwić.

 

Po raz kolejny do Jelcza wysłano pracownika urzędu, a konkretnie z wydziału komunikacji, aby ostatecznie zamknął sprawę z pozyskaniem nowego autobusu na potrzeby rozwoju szczycieńskiej komunikacji lokalnej. Tam trafił na kolejne problemy. Otóż okazało się, że autobus jest, ale nie w pełni sprawny i skompletowany. Brakowało m.in. siedzeń. Dodatkowo trzeba było pożyczyć ok. 10 tys. złotych, bo tyle wynosiła niedopłata związana z różnicą w cenie, a ta była spowodowana postępującą inflacją. Urzędnikowi będącemu na miejscu udało się w jakiejś części środki załatwić i ostatecznie do Szczytna nowy autobus został przyholowany, a był to niemały szmat drogi, bo liczący ponad 500 kilometrów.

 

Wreszcie działa!

W ówcześnie świętowaną rocznicę zakończenia działań II wojny światowej, czyli 9 maja 1978 roku, dyrekcja i pracownicy Unimy ufundowali szczycieńskiej społeczności dość niezwykły prezent. Otóż po ponad 30 latach zegar na ratuszowej wieży na nowo zaczął bić w swoje dzwony i odmierzać czas.

 

- Od ówczesnego dyrektora Unimy, Henryka Hańczaruka, otrzymałem oficjalne pismo informujące o przekazaniu sprawnego czasomierza na rzecz lokalnej społeczności. W związku z tym wydarzeniem tylko jedno mnie nurtowało i do dziś nie znam odpowiedzi na pytanie: dlaczego główny sterownik do zarządzania ratuszowym czasomierzem zainstalowano u mnie w gabinecie?

 

Urządzenie działało jak należy przez kilka pierwszych tygodni, aż do momentu pierwszej solidnej burzy, podczas której wyładowania atmosferyczne uszkodziły dość czułą elektronikę sterownika. Później zegar jeszcze przez jakiś czas odmierzał godziny, ale jak chciał, więc niekoniecznie dokładnie.

 

 



Komentarze do artykułu

WSK

No proszę, teraz nikt się nie zastanawia czy inwestycja była czy nie była zasadna. Ważne że prezes tak chciał.

UNIMEK

To jak się nazywał Zakład na początku swego istnienia? W treści artykułu napisano: \" Podczas wizytacji Zakład Mechanizacji i Automatyzacji Montażu „Unitra-Cemi”, bo tak się na początku zakład nazywał.\" A niezależnie od tego w całym artykule przewija się nazwa UNIMA ... Bo na początku Zakład należaał do Zjednoczenia UNITRA-UNIMA ... Dopiero w 1982 czy też 1983 \"przeszedł\" pod skrzydła UNITRA-CEMI... A W 1991 roku kiedy został \"zlikwidowany\" był już niezależny od UNITRA-CEMI i nazywał się ZUT (Zakład Urządzeń Technologicznych).

Gość

To były czasy pełne optymizmu. We can do it.

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama