Piątek, 26 Kwiecień
Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda -

Reklama


Reklama

Gmina we władaniu Jego Wysokości Grzyba


Za nami dziewiąty festiwal grzybów i trzynasty konkurs w ich zbieraniu. - Już w ubiegłym roku chętnych do udziału w zbieraniu było tylu, że trzeba było ich zawieźć dwoma autokarami – mówi z zadowoleniem, w pełni uzasadnionym, Elżbieta Łapińska, prezes Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Wielbarskiej. - Wtedy był...


  • Data:

Za nami dziewiąty festiwal grzybów i trzynasty konkurs w ich zbieraniu. - Już w ubiegłym roku chętnych do udziału w zbieraniu było tylu, że trzeba było ich zawieźć dwoma autokarami – mówi z zadowoleniem, w pełni uzasadnionym, Elżbieta Łapińska, prezes Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Wielbarskiej. - Wtedy było jednak trochę wolnych miejsc, a tym razem już nie. Samych uczestników zawodów było dokładnie 99 osób. Powiększyła się też liczba upominków dla zbieraczy. Oprócz tradycyjnych koszulek oraz koszy, do rąk zbieraczy trafiły też płaszcze przeciwdeszczowe, ufundowane przez jednego z naszych sponsorów.

 

 

„Szmaciakowy” sukces

 

Sława wielbarskich grzybów sięga już daleko. Wśród tych, którzy rankiem wyruszają w las coraz więcej jest osób z odległych krańców kraju. - Przyjeżdżają z Warszawy, Gdańska, Śląska, zwykle na kilka dni, jak na letnie urlopy, ale specjalnie teraz, żeby trafić na nasze „Grzybowanie” - mówi pani Elżbieta.

Ta sława sprawiła, że tym razem blisko setka grzybiarzy była znowu rekordem wielbarskiej imprezy, który bity jest wraz z każdą kolejną edycją „Grzybowania”. Tegorocznym sukcesem jednego z uczestników było też znalezienie rzadkiego „szmaciaka” - siedzunia sosnowego, który ma tyle innych nazw, ile jest regionów, gdzie można go spotkać. Grzyb to bardzo rzadki, w wielu krajach Europy pozostający pod ścisłą ochroną, która obowiązywała do niedawna także w Polsce. Spod prawnej opieki „szmaciak” został u nas uwolniony w październiku 2014 roku, bo – chociaż wciąż zaliczany do gatunków zagrożonych – od kilku lat można go spotkać w naszych lasach coraz częściej. Największy „szmaciak” jak dotąd, został znaleziony we Francji i ważył prawie 29 kilogramów. Rekordowy okaz polski, 15-kilogramowy, pochodził z Małopolski, a w miejscowości, przy której został znaleziony, ma nawet swój pomnik. Siedzuń – zdobycz jednego z uczestników wielbarskiego „Grzybowania” aż tak wielki nie był, ale i tak wzbudzał podziw, a może i ukrywaną głęboko zazdrość. - To grzyb rzadki, ale jadalny i bardzo, bardzo smaczny – twierdzi Elżbieta Łapińska. - Można z niego przyrządzać naprawdę niezwykłe dania.


Reklama

 

Grzyb ze szpinakiem w jednym stali... ryżu

 

Choć bez udziału „szmaciaka”, to niezwykłych dań w Wielbarku nie brakowało. Trzynaście pań przygotowało aż piętnaście różnorodnych potraw, które – jak co roku – oceniającą je komisję mogły doprowadzić do rozstroju żołądka. Oczywiście, nie z powodu niepewnej jakości, a wręcz przeciwnie – ze stresu, bo jak wyłonić najlepsze danie spośród samych najlepszych?

Tym razem zadaniem uczestników kulinarnych zmagań było połączyć tradycję z innowacyjnością. I choć niektóre serwowane dania były bardzo tradycyjne, to ich smak – nieziemski. To właśnie dało zwycięstwo Annie Kostrzewie z Zaręb (gmina Czarnia) za podgrzybkową zupę zalewajkę. Drugie miejsce przypadło Małgorzacie Niziewskiej, która przygotowała farszynki – grzyby ukryte w kopytkowym cieście, a trzecie miejsce jury przyznało Martynie Zysk za „sakiewki” z ryżowego „papieru” wypełnione warstwami szpinaku i grzybów.

- Nie sposób opisać wszystkie te kulinarne dzieła – twierdzi pani Elżbieta, która i z zawodu, i z upodobania też jest mistrzynią kuchni. - Pomysłowość uczestniczek naszego konkursu niezmiennie mnie zdumiewa, a smak tych potraw czuje jeszcze długo, długo po wielbarskiej, grzybowej niedzieli. Co ciekawe, choć nasz konkurs trwa już przecież wiele lat, to nigdy żadne z dań nie było powtórzeniem jakiegoś poprzedniego.

Reklama

Jak co roku, uczestniczki kulinarnego konkursu otrzymały cenne nagrody, bo sponsorzy – duże zakłady z terenu gminy – chętnie się do tego dokładają.

Uczestnicy zabawy, gdy już jury dokonało oceny, mogli uszczknąć co nieco z konkursowych smakowitości, a komu nie wystarczyło – musiał się zadowolić tradycyjną zupą grzybową, tym razem z samych kurek, którą co roku, w wielkim kotle, gotują panie ze Stowarzyszenia, pod czujnym i fachowym okiem samej szefowej.

A po jedzeniu można było spalić nadmiar kalorii, do ciemnej nocy tańcując przy dźwiękach skocznej muzyki.

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama