Sobota, 27 Kwiecień
Imieniny: Sergiusza, Teofila, Zyty -

Reklama


Reklama

Alan - młody rolnik z miasta Szczytno (zdjęcia)


Alan Grochowski od zawsze wiedział, że rolnictwo to jego pasja. Kiedy przyszło podjąć decyzję o tym, kto przejmie gospodarstwo po dziadkach nie wahał się ani chwili. Miał wtedy 17 lat. Dzisiaj jest jedynym rolnikiem w mieście Szczytno i zajmuje się hodowlą bydła. Od pięciu lat, z determinacją realizuje swój plan. - Mam szczęście, bo zawsze mogę liczyć na bliskich – mówi.



Gdy nagle, w 2018 roku, zmarł dziadek Alana, oczywiste było dla niego to, że poprowadzi jego gospodarstwo. Nie chciał, by efekt wielu lat pracy jego dziadków nagle przestał istnieć.

 

- Babcia rozważała sprzedaż, bo bała się, że bez dziadka nie będzie w stanie dalej gospodarzyć – mówi. - Zostało bydło, którym trzeba było się zająć i ziemia do uprawy.

 

Gdy podejmował tę decyzję, nie miał jeszcze 18 lat. Jednak wsparli go bliscy, na których pomoc i wsparcie może liczyć do dzisiaj. Od pięciu lat Alan jest jedynym rolnikiem w Szczytnie, który hoduje bydło. - Jak o tym mówię, ludzie zawsze się uśmiechają – dodaje.

 

Genetyczne upodobanie do roli

Alana od zawsze ciągnęło do rolnictwa. Z dziadkiem Stanisławem spędzał każdą wolną chwilę pracując na gospodarstwie.

 

- Od dziadka najwięcej się nauczyłem. Podglądałem go w pracy – opowiada. - Zawsze po szkole szybko wracałem do domu, żeby pomagać dziadkowi. To była dla mnie odskocznia i dobra zabawa.

 

Gospodarstwo, które prowadzili dziadkowie Alana znacznie różniło się od tego, którym on sam dzisiaj zarządza. Jak przyznaje, najtrudniejsze były dla niego pierwsze decyzje.

 

- Zastanawiałem się, czy pójdę w dobrą stronę, czy będą to słuszne wybory – wspomina. - Zwłaszcza, że miałem zaledwie 17 lat, kiedy musiałem podjąć te pierwsze.

 

Nawet krowy się zmieniły

Postanowił zmienić wiele. Przestawił się z hodowli bydła mlecznego na mięsne. W szczytowym momencie miał 20 sztuk zwierząt. Cały czas inwestuje w sprzęt po to, by praca była lżejsza i bardziej wydajna.

 

- Dzisiaj moją pracę określiłbym jako chów, a nie hodowlę. Swoje gospodarstwo chcę rozwijać, tak aby wyspecjalizować się w tej dziedzinie – wyjaśnia.

 

Wyremontował obory. Dzisiaj jego zwierzęta nie stoją w boksach, mogą swobodnie poruszać się po pomieszczeniach. Zależy mu na tym, żeby były szczęśliwe.

 

- Prowadząc gospodarstwo przekonałem się w pełni, że zwierzęta mają uczucia tak jak ludzie i bardzo do ludzi się przywiązują – mówi. - Krowy to bardzo wdzięczne stworzenia, które da się oswoić. Jeżeli człowiek opiekuje się nimi od narodzin i stara się, by były szczęśliwe, one się odwdzięczają.

 

O zwierzęta dba i stara się, aby miały kontakt z człowiekiem. Dzięki temu zwierzęta są łagodne, nie stanowią zagrożenia i chętne do bezpośredniego kontaktu nawet z obcymi osobami. Miejskie gospodarstwo budzi zainteresowanie.


Reklama

 

- Często ludzie pytają mnie czy mogą zrobić sobie zdjęcie z krowami. Gdy wołają zwierzęta, one podchodzą i dają się pogłaskać – opowiada. - Niestety, zdarza się, że niektórzy je straszą. Są to przeważnie osoby pod wpływem alkoholu. A nawet najłagodniejszy byk, sprowokowany, może zaatakować

 

Miastowe „obyczaje” miewają negatywne skutki

Lokalizacja gospodarstwa w mieście ma jeszcze jeden minus. Na pastwiska często wyrzucane są śmieci, które zagrażają zwierzętom. Mowa tu szczególnie o plastikowych butelkach i torbach foliowych.

 

- Ostatnio w oborze znalazłem pustą butelkę po piwie. Wszystko wskazuje na to, że przyniosły je zwierzęta. Co więcej, zjedzenie przez nie folii może zakończyć się nawet ich śmiercią. Taka historia moim dziadkom zdarzyła się dwukrotnie – mówi.

 

Rodzinno-sąsiedzka solidarność

Dzisiaj Alan gospodarzy na gruntach o powierzchni 30 hektarów. Siedem jest jego własnością reszta to dzierżawa. W planach ma dokupienie ziemi. Niestety, nowych gruntów musi szukać już poza Szczytnem. Pierwsze kroki w prowadzeniu gospodarstwa bardzo mocno wspierali rodzice.

 

- Nie miałem swoich pieniędzy, więc zakup pierwszych sztuk bydła sfinansowali oni, podobnie było z paszami. Zainwestowali w moją wizję i dzisiaj też znajduję w nich oparcie – mówi młody rolnik.

 

Dzisiaj Alan ma 23 lata. Jest zdecydowanie jednym z najmłodszych gospodarzy w naszym powiecie. Przez to wielu rzeczy musiał nauczyć się sam.

 

- I cały czas się uczę. Na szczęście mogę liczyć na wsparcie innych rolników. Gdy mam jakiś problem mogę liczyć na pomoc pana Tadeusza Piórkowskiego i Bolka Dudka. To dla mnie bardzo dużo znaczy – wyjaśnia.

 

Nie brakowało też zabawnych sytuacji. Gdy po raz pierwszy pojawił się w miejskim ratuszu, by złożyć dokumenty i wniosek o zwrot wydatków na paliwo do rolniczych maszyn urzędujące tam panie nie mogły zrozumieć, o co mu chodzi, nigdy wcześniej z taką sprawą nie miały do czynienia.

 

- Dziś witają mnie z uśmiechem, a wniosek już na mnie czeka – opowiada Alan. - Wiele mówi się o tym, że w takich czy innych urzędach pracownicy są nieżyczliwi czy nieuprzejmi, ale ja się z czymś takim jeszcze nigdy nigdzie nie spotkałem – podkreśla.

 

Prawie jak w „Samych swoich”: jak się tak napatrzę... napatrzę...

Jest jeszcze jedna osoba, która kibicuje Alanowi. To Kasia, jego narzeczona, która rozumie jak ważne jest dla niego to, co dzisiaj robi. Już w przyszłym roku młodzi staną na ślubnym kobiercu. Poznali się w szkole średniej. Przez dwa lata siedzieli naprzeciwko siebie. Ale uczucie pojawiło się dopiero pod koniec trzeciej klasy.

Reklama

 

- Niektórzy żartują, że musiałem się najpierw napatrzeć. Kasia rozumie mnie, bo sama pochodzi z rolniczej rodziny. Jej tata prowadzi duże gospodarstwo w Jurgach. Przyznam, że podglądam mojego przyszłego teścia w pracy, inspiruję się tym, co robi i przenoszę niektóre rozwiązania do siebie – mówi. - To właśnie od niego dostałem jeden z najlepszych prezentów. Na urodziny podarował mi cielaka.

 

Ku chwale tych, co odeszli i zadowoleniu tych, co są

Rodzinne gospodarstwo jest dla Alana bardzo ważne. Po pięciu latach prowadzenia go wie, że to jest jego pomysł na życie.

 

- Gospodarstwo musi zostać w rodzinie. Dzisiaj pcham wózek po dziadkach, ale robię to po swojemu – mówi. - Czasami zastanawiam się, czy dziadek byłby ze mnie dumny. Myślę, że byłby zadowolony i akceptowałby to, co już zrobiłem.

 

Kiedy przejął gospodarstwo rodzice powiedzieli, że się zmienił. Szybko dorósł. Jego zaangażowanie i pasja sprawiły, że rodzina zaangażowała się w jego plan.

 

- Dzisiaj tata bardzo mi pomaga. Nawet zagrzewa do tego, żeby mieć więcej bydła. Wkręcił się w to, tak jak ja – opowiada. - Babcia to prawdziwa kierowniczka gospodarstwa. Pilnuje wszystkiego.

 

Alan nie lubi konfliktów. Z sąsiadami, którzy z rolnictwem nie mają wiele wspólnego, żyje w zgodzie. Oprócz prowadzenia gospodarstwa pracuje również w sklepie rolniczym.

 

Każdy, nawet najdrobniejszy sukces to dla rolnika ze Szczytna motywacja do działania. Utwierdza go w przekonaniu, że to jego droga. Praca w gospodarstwie go nie męczy. Chce, by jego gospodarstwo miało status ekologicznego i wkrótce planuje rozpocząć proces certyfikacji.

 

- W zasadzie już dzisiaj tak działam, tylko nie mam odpowiednich papierów – przyznaje.

 

Marzy o tym, aby w przyszłości swoim dzieciom przekazać dobrze prosperujące i rozwinięte gospodarstwo.

 

- Tak aby praca była w nim prawdziwą przyjemnością – mówi.



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama