Wtorek, 7 Maj
Imieniny: Augusta, Gizeli, Ludomiry -

Reklama


Reklama

O tym jak trudno być Polakiem – felieton Jerzego Niemczuka


Nie tylko Polakom. Są osoby, które czerpią dumę z samej przynależności. Mnie to dumą nie przepełnia. Bycie częścią narodu jest wyrokiem losu i tego wyroku nie ma jak rozliczyć. Co innego, kiedy ktoś w pełni władz umysłowych i ze świadomością ryzyka podejmuje taką decyzję. Nie jest to zjawisko częste i powinniśmy je doceniać i popierać, bo przecież im więcej osób się na to zdecyduje, tym nasz naród stanie się większy i bardziej wpływowy. Tak dzieje się na przykład w USA, które od setek lat przyjmują kolejne fale emigracji z całego świata. Rzec można, że nie ma ludzi, którzy by nie chcieli zostać Amerykanami. Tygiel narodów przyciąga.



U nas na tej drodze są liczne przeszkody. Nie tylko biurokratyczne, które wszędzie istnieją. Mam na myśli genetyczne albo, nie daj Boże, rasowe.

 

Wiedzeni ciekawością, żeby rodzinne mity rozwiać albo potwierdzić, sprawdziliśmy sobie z żoną Ewką naszą genetyczną zawartość. Żona okazała się w siedemdziesięciu procentach wschodnio-europejska, w niemal trzydziestu bałkańska, a do tego ma dwa procent genów fińskich. Ja mam tę samą zawartość w genach wschodniej Europy, co przecież niekoniecznie oznacza polskość, bo dzielimy tę pulę z licznymi naszymi sąsiadami, Słowakami, Czechami, Białorusinami i Ukraińcami.

 

W trzydziestu zaś procentach jestem, według tego rozpoznania, Bałtem. Czyli genetycznie rzecz ujmując, Ukrainiec albo Czech, który ma sto procent genów wschodnio-europejskich jest Polakiem w większym stopniu ode mnie, co nie oznacza, że ja sam czuję się częścią mojego narodu w mniejszym stopniu od Czecha czy Białorusina.

 

Być może od uzasadnionego poczucia bycia Polakiem ważniejsze jest dobre samopoczucie oraz intuicyjne rozpoznanie. Ma to swoją ciemną stronę. Są rodacy, którzy intuicyjnie rozpoznając obcy nieznany sobie język, reagują agresją. Biją, bo uważają, że cały świat powinien mówić po polsku. Z drugiej strony sami obcych języków się nie uczą, a własnego używają niepoprawnie, jest to więc roszczeniowy i nieuzasadniony imperializm językowy.


Reklama

 

W Wielkiej Brytanii, która z powodu licznego napływu obcych wystąpiła z Unii, też biją. Za polski. Jednak Wielka Brytania ma przynajmniej przeszłość imperialną. My pod zaborami imperiów byliśmy za używanie własnego języka bici, co nie jest dobrą metodą, żeby kogokolwiek przekonać do siebie. Bici będą bili. Stąd te powstania, nieudane wprawdzie, które czystej krwi imperialistom napsuły i upuściły.

 

Bywa też i odwrotnie. Moja wnuczka po kilku latach studiów w Londynie mówi po angielsku bez akcentu. Niczym native-speaker. Mało kto jej narodowość rozpoznaje, a jeden z przypadkowo poznanych Brytyjczyków był przekonany, że nawet jeśli nie jest Brytyjką, to na pewno urodziła się na Wyspach. Początkowo nie chciał uwierzyć, ale po namyśle stwierdził smętnie: - To pewnie dlatego mówisz po angielsku tak poprawnie.

 

Bycie w języku wymaga bowiem staranności. Posługujący się nim na co dzień tubylcy mniej uwagi zwrócą na brak poprawności niż na akcent. Dlatego aspirujący bardziej się starają od miejscowych.

 

Dla mnie narodowa duma i poczucie przynależności mniej są warte od satysfakcji z własnego istnienia. Z tego, że ono wnosi do wspólnoty choćby niewielką cząstkę dobrego.

Reklama

 

Polacy w niespotykanym odruchu dobra pomagają Ukrainie i więcej ten naturalny odruch ludzki zrobił dla promocji Polski w świecie i wdzięczności najbliższych sąsiadów nam przysporzył niż wszystkie wysiłki dyplomatyczne rządu za nasze podatki, te strzeliste akty patriotyzmu, ławeczki patriotyczne, na których usiedzieć nie można czy polski jacht patriotyczny francuskiego pochodzenia, który miał sławić dobre imię Polski po morzach i oceanach, gdzie rzadko kogoś można spotkać, a w końcu osiadł na mieliźnie.

 

Altruizm nie jest rodakom obcy, niekiedy nawet są oni skłonni ginąć w obronie wspólnoty w walce, choćby straceńczej. Mniej są natomiast skłonni tracić wpływy, władzę i pieniądze, choćby potem z tego powodu trzeba było w obronie wspólnych wartości walczyć i ginąć. Choćby niepotrzebnie.

Jerzy Niemczuk



Komentarze do artykułu

lena

A ja jestem dumna, że jestem Polką i nie ma to nic wspólnego z nacjonalizmem. Nie ma znaczenia przynależność państwowa, kolor skóry czy religia, jeśli ktoś zwyczajnie jest dobrym człowiekiem i szanuje zwyczaje naszego kraju. Wyjeżdżając za granicę, nigdy nie wstydziłam się, jak niektórzy nasi celebryci, swojej ojczyzny i było mi bardzo miło, gdy panowie w świecie doceniają urodę i inteligencję Polek. A propos Ameryki. Turystyczny wyjazd to za mało, aby ocenić panujące tam relacje. Mimo oficjalnej walki z rasizmem, jest on tam mocno widoczny. Wśród bezdomnych, koczujących na ulicach, zdecydowana większość to ludzie o innym kolorze skóry. Często wybuchają tam zamieszki na tle rasowym. Nie wszystko złoto, co się świeci.

Dlaczego

Widać że facet pretenduje do elity :) jak juz Pan zbadał geny, to proszę po kolei badać IQ, ....i inne Zobaczymy co z Pana wyjdzie na koncu:)

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama