Środa, 8 Maj
Imieniny: Kornela, Lizy, Stanisława -

Reklama


Reklama

O szukaniu winnych – felieton Jerzego Niemczuka


Wyruszyłem w podróż do Sopotu zgodnie z planem. Dwóch rzeczy w planie nie było. Że zapłacę mandat i że wpadniemy w śnieżycę. Na trasie, w dołku na zakręcie z ograniczeniem do czterdziestu na godzinę zaczaił się niedzielny patrol z radarową pułapką. Wlepił mi dwieście za jazdę z szybkością pięćdziesiąt siedem, podczas gdyż na swoim liczniku widziałem ledwie pięćdziesiąt. Kiedy próbowałem to nieśmiało kwestionować, dziarski i kategoryczny policjant zaproponował, że skieruje sprawę do sądu, więc mandat pokornie przyjąłem.


  • Data:

Moja żona, która moich przepisów jako kierowcy przestrzega ortodoksyjnie i zwykle staje w takiej sytuacji po stronie ścigającej, tym razem uznała, że policjant zachował się arogancko, zamiast uprzejmie proponować odpowiedni mandat, a najlepiej, jakby złapał kogoś szybszego ode mnie, bo wtedy miałby w tej cenie dwa razy więcej za jednym wypisywaniem. Zachowanie mojej żony funkcjonariuszowi się nie spodobało, więc w odwecie próbował sprawdzać, czy mam wszystko, co trzeba, na wyposażeniu, ale kiedy zobaczył zapchany walizkami bagażnik, zrezygnował. Mandat natomiast wypisywał z dziesięć minut. Ja jechałem trochę za szybko, on wypełniał swoją powinność trochę za wolno.

 

Kiedy do mnie podszedł, zapytałem z uśmiechem: - Co tak długo? Pisać pan się uczył?

 

Policjant natychmiast uniósł się honorem i uznał moje słowa za obrazę funkcjonariusza na służbie. Wsparła go młoda i prześliczna pani aspirant, która zapewniła, że o żadnej nauce nie może być mowy, bo oboje są już po studiach.

 

- Niech pan skieruje sprawę do sądu – zaproponowałem życzliwie dla odwrócenia uwagi od pretensji mojej żony, bo jak wiadomo, na konfrontacji z policją kobiety ostatnio nie wychodzą dobrze, szczególnie kiedy przeciwko czemuś protestują.


Reklama

 

Jednak zrezygnowali. Mimo napiętej sytuacji udało się dojść do kompromisu.

 

Śnieżyca nastąpiła pół godziny później i była imponująca, trwała na szczęście krótko. Obciążony pierwszym od roku mandatem jechałem ostrożnie i mogłem śledzić, jak w warunkach kompletnego braku widoczności dochodzi do karamboli. Kilkanaście samochodów wyprzedziło mnie, wpadając z dużą prędkością w śnieżną kurtynę. Gdyby ktoś gwałtownie przed nimi zwolnił, nie byłoby czasu na hamowanie. Policji przy tym nie było. I słusznie. W tak złych warunkach pogodowych wykonywanie powinności i znalezienie sprawcy byłoby trudne.

 

Boję się, że na podstawie takich okoliczności kierowcy wyciągają mylne wnioski, że na pustej drodze przy niewielkiej prędkości i dobrej widoczności należy zachować szczególną ostrożność, natomiast tam, gdzie niebezpiecznie i policja boi się zajeżdżać, można bezkarnie hasać na drogach.

 

Mam wrażenie, że organy ścigania działają bezwzględnie tam, gdzie dochodzi do mniejszych wykroczeń i zagrożeń, przez co rozmieniają się na drobne. Pozyskują setki i tysiące z mandatów za drobne wykroczenia, a tam, gdzie robi się ślisko i w grę wchodzą miliony, zachowują zadziwiającą ostrożność.

Reklama

 

Może nie ze strachu, bo przecież sam komendant dał przykład z góry i podjął ryzykowne działanie, próbując wysadzić w powietrze własną komendę. Jest jednak w tej sprawie świadkiem i poszkodowanym, więc nie wiem, czy policji uda się znaleźć winnego.

 

Parę dni wcześniej, na parkingu przed Lidlem, kilka minut po wyjściu ze sklepu, znalazłem za szybą wezwanie do zapłacenia kary, bo zapomniałem umieścić na widoku kwit za parkomatu. Być może paragon ze sklepu okaże się dowodem mojej niewinności, ale pewności nie ma. Tydzień nie minął i dodatek pielęgnacyjny, który mi ZUS przyznał z okazji 75-lecia wraca do budżetu. Z drugiej strony kraj traci miliony i potrzebuje kasy po milionowych stratach. Trzeba to jakoś uzupełnić. Może lepiej zamiast bezskutecznie szukać wykonawcy do pielęgnacji za niecałe trzy stówki, pielęgnować w sobie radość, że się ratuje budżet państwa?

Jerzy Niemczuk



Komentarze do artykułu

Kulturalny

Autor zionie nienawiścią i arogancja w każdym felietonie. Mimo to nie spodziewałem się, że pochwali się prostackim zachowaniem wobec ludzi profesjonalnie wykonujących swoje obowiązki. Myślisz, że jesteś lepszy od tego policjanta, którego uważasz za przedstawiciela aparatu represji? Ja z kolei widzę w tobie aparatczyka służącemu ekipie, która tęskni za władzą i jej konfiturami.

Anegdota

Szanowny Panie Niemczuk. Tekst o uczeniu się pisania w trakcie wypisywania mandatu - stary jak świat. Znam go od dobrych 30 lat, Będąc dość młodym człowiekiem, przewożącym w przepisowej liczbie w maluchu moich przyjaciół w dość sporym mieście o nazwie Toruń z Centrum na Bielany. Lato, szyby opuszczone i ferajna śmieje się do rozpuku z różnych dowcipów. Tylko ze względu na nasz wiek i dobry nastrój niczym nie wzmacniany zostaliśmy zatrzymani przez patrol, który trzepał nas prawie godzinę. Każdego z osobna goszcząc w wiadomym wozie. Reszta czekając samochodzie zastanawiała się, czy uczą się jeszcze pisać i czytać, czy już literują i drukują. Płakaliśmy ze śmiechu, a mandat płaciliśmy zrzutką, W sumie nie wiadomo za co, zdaje się, że stwarzaliśmy swym dobrym humorem zagrożenie na drodze. Może obecnie niektórzy są po studiach np. w Toruniu, ale w innej akademii. Druga rzecz - na pochyłe drzewo każda koza skacze, łatwiej pobić słabszego, niż zmierzyć się z Pietrzykowskim. Ot taka opowiastka. Pozdrowienia

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama