Wtorek, 7 Maj
Imieniny: Augusta, Gizeli, Ludomiry -

Reklama


Reklama

Moda z moich młodych lat – felieton Leszka Mierzejewskiego (zdjęcia)


Na początku lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku śmiałe barwy, modne kroje pomału, ale sukcesywnie zaczęły wkraczać również na ulice naszego Szczytna, a każdy kombinował, jak mógł. Przecież w naszych sklepach obuwniczych, odzieżowych i tekstylnych były pustki, po prostu brak było dostatecznej ilości towaru. Pamiętam mój pierwszy modny ciuch, to były dżinsy marki „Lee”, które otrzymałem jako prezent w 1959 roku od matki mojego kolegi z ul. 1 Maja. Ona otrzymała dwie pary w paczce od rodziny z USA.



Mimo że paradowałem w nich jak paw, to mało kto na mnie zwracał uwagę, gdyż jeans nie był u nas jeszcze rozpowszechniony. Nawet rodzice moi nie pozwolili mi zabrać tych spodni do Gdańska, gdzie rozpoczynałem edukacje po szkole podstawowej. Dziś jest niewyobrażalne, ale przed 60 laty wszyscy chłopcy nosili spodnie z najzwyklejszego materiału.

 

Siedzę z moim kolegą na murku obecnego placu im. Czerwonych Gitar we Wrzeszczu.

 

Miałem to szczęście, że od 1960 roku zamieszkałem w Trójmieście, gdzie moda najbliżej była światowego trendu z zachodu. Wszystko dzięki marynarzom i rybakom, którzy na co dzień stykali się z charakterystycznym zjawiskiem, określanym jako Swingujący London. Pamiętam z tamtych lat pierwsze modnisie paradujące po Al. Grunwaldzkiej we Wrzeszczu. Mile wspominam widok pierwszych krótkich spódniczek tak zwanych mini, spodni dzwonów, czy też mody na dżinsy. W tamtych latach kobiety zaczęły nagminnie nosić spodnie, co było prawdziwą rewolucją w modzie damskiej. W połowie lat 60. zaczęły dominować spodnie dzwony. Sam poszerzałem nogawki we wszystkich swoich spodniach, a krawcy specjalizowali się w tym procesie. Dziś rozśmieszają mnie ówczesne materiały wykorzystywane w przemyśle odzieżowym, takie jak akryle, poliestry i błyszczące PCV – modne wtedy syntetyki, tanie - więc produkowane na skalę masową. Lata 60. to zatem czas futer wykonanych z imitacji turzycy albo runa oraz plastikowych płaszczy. Sam w połowie 60 lat szczyciłem się płaszczem ze sztucznego tworzywa, nazywanym wówczas „płaszczem włoskim”, bo przemycany był z Włoch, gdzie produkowane je masowo. U nas był rarytasem i kupić można było za dolary albo od marynarzy.

 

Kwiecień 1966 roku. Stoję na ul. Grunwaldzkiej we Wrzeszczu.

 

Mężczyzn zdobiły krótko ostrzyżone włosy, dopiero jako pierwszy Krzysztof Klenczon zaczął lansować długie włosy, wzorowane na członkach zespołu Beatelsów. Za nim lawinowo ruszyła moda. Kobiety stawiały na efektowne beehive, czyli wysoko spięte na górze włosy, z luźno opadającymi z tyłu kosmykami. Fryzura przypominała swoim kształtem pszczeli ul, stąd nazwa. Zwolenniczki krótszych upięć inspirowały się Twiggy oraz Mią Farrow, które nie bały się wychodzić poza kanon. Odważnie ścinały włosy tuż przy skórze, akcentując niezależność i kreując jednocześnie nieznany dotąd trend. Część kobiet uwielbiała styl dzieci kwiatów, stawiała na proste, luźno puszczone włosy, dekorowane finezyjnie wplecioną chustą.


Reklama

 

Gdy pod koniec lat 60 wróciłem na stałe do Szczytna, okazało się, że miasto nie pozostawało w tyle, a moda zaczęła śmiało wzorować się na zachodzie, chociaż władza nie patrzyła na to przychylnie i robiła wiele, by w tej walce na ciuchy wygrywał styl wschodni. Były to ciężkie, a zarazem ciekawe lata. Według propagandy wszystko, co przedostawało się do nas z zachodu, było godną potępienia „zgnilizną”, w tym także i moda. Ale tej nie można było ukierunkowywać. Stroje były wyrazem buntu. Socrealistyczne produkcje były chałupniczo przerabiane przez matki, ciotki, sąsiadki. Krawiectwo było wtedy najbardziej wziętym zawodem. Mówiono wówczas, że kto ma krawca w rodzinie, ten nie zginie. Obecnie w szczycieńskich sklepach mamy ogromny wybór towarów oraz marek. 50 lat temu praktycznie wszystkie duże sklepy spożywcze, jak i pawilony z odzieżą, obuwiem, meblami i sprzętami codziennego użytku podlegały pod sieć – Społem i znikoma część pod MHD. W sklepach tych więcej było obsługi niż towaru. Moda w naszym Szczytnie lansowana głównie przez spacerującą młodzież w spodniach dzwonach i butach na platformie. Modna stawała się odzież sportowa, a w rzeczywistości dresowe zestawy. W niedziele i święta bezwarunkowo mężczyźni wdziewali garnitury, które popularność zdobyły po przebojowym występie Johna Travolty w filmie „Gorączka sobotniej nocy”.

 

1968 rok. Stoję z Jurkiem Bryczkowskim na rogu ul. Odrodzenia i Kościuszki w Szczytnie.

 

Pomimo różnych zakazów każdy chciał się podporządkować trzem głównym nurtom w modzie: stylowi hippie, disco oraz punk. Gdy w święto pierwszomajowe 1967 roku zobaczyłem na Placu Juranda moje trzy koleżanki w mini, zrozumiałem, że Szczytno dobiło do światowej mody. Z tym, że zarówno dziś jak i 55 lat temu "miniówka" wzbudza emocje w konserwatywnych środowiskach i u męskich przedstawicieli rodu ludzkiego. Trzeba jednak przyznać, że jest seksowna. Dziś w moim wieku już specjalnie nie interesuje mnie tylna część kobiecego ciała, ale gdy przypadkowo dowiedziałem się, co młode kobiety wyczyniają, żeby wzmocnić i ujędrnić swój kufer, to o mało nie zemdlałem. Ćwiczenie mięśni tyłeczka przez przysiady, to małe piwo. One robią cuda w siłowni, jakieś treningi cardio, specjalne zestawy ćwiczeń, które kształtują zad i ścięgna udowe. Nazywa się to martwy punkt, wyprost pleców, wypady i bułgarskie przysiady. Oprócz tego uprawiają sprint, który ma prawdopodobnie pozytywny wpływ na tę część ciała, na której siedzą.Obłęd, dodatkowo muszą odpowiednio się odżywiać z dużą ilością białka w diecie i minimalną ilością tłuszczu w składnikach żywieniowych.

Reklama

 

Pierwsze stringi zobaczyłem nie na żywej kobiecie, ale na wystawie reprezentacyjnego butiku w 1996 roku w Dusznikach Zdroju. Z kolegą kuracjuszem nie domyślaliśmy się co to za zmysłowa bielizna. Dopiero znajoma dziennikarka z Warszawy objaśniła nam do czego służy ten skrawek materiału plus trzy sznurki. Kilka lat po tym lustrowaniu wystawy, zobaczyłem ten kusy strój na naszej plaży, gdy młode dziewczyny paradowały w zmysłowych stringach pokazując kształtne pośladki.

 

I myślałby kto, że to lata 70. nazywa się szalonymi. Ale nie bez powodu. W dekadzie tej nastąpiła prawdziwa rewolucja w modzie. Również i szczytnianie mogli zacząć wyrażać siebie poprzez ubiór. Królowała oryginalność oraz wolność. Błyszczące materiały, luźne spodnie, kwieciste koszule i nietypowe fasony z tych lat odsunęły nas od sztywnej etykiety narzucanej mody PRL-u. Ze względu na permanentny brak dobrych jakościowo materiałów, nasza moda różniła się nieco od trendów zachodnich, jednak również cechowały ją rewolucyjność i swoboda. Coraz częściej modne ubrania można było kupić w Pewexach oraz na olsztyńskich lub warszawskich bazarach.

 

Kobiety, które nie miały np. rodziny za granicą lub nie były zbyt zamożne, musiały same sobie radzić. Wiele szyło ubrania lub przerabiało metodą chałupniczą. Teraz, gdy już mnie nowości w modzie coraz mniej obchodzą, jedynie cieszę się, że zatacza ona koła, tak jak historia. Szczególnie w ostatnich latach popularne stało się sięganie do wzorców z poprzednich epok. Cierpliwie czekam na pełny obrót, bo w szafie wisi nowiutka wełniana marynarka firmy „TREVIRA”. Kupiłem ją w 1965 roku od szwedzkiego marynarza w Gdańsku. Wówczas była dla mnie za obszerna. Dziś, gdy przytyłem, jest w sam raz, ale jest nie modna. To nic. Już niedługo ją nałożę.

 

Cd. za dwa tygodnie Leszek Mierzejewski

e-mail: leszek.mierzejewski@gazeta.pl

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama