Środa, 8 Maj
Imieniny: Kornela, Lizy, Stanisława -

Reklama


Reklama

Wygrało boisko przy Łomżyńskiej


To pierwszy wniosek składany przez pana?

 

Tak, dotychczas nie brałem udziału w tej inicjatywie, a przynajmniej nie w charakterze wnioskodawcy. Ale głosowałem na poprzednio zgłaszane obiekty, na przykład na pewno popierałem plac zabaw...


  • Data:

To pierwszy wniosek składany przez pana?

 

Tak, dotychczas nie brałem udziału w tej inicjatywie, a przynajmniej nie w charakterze wnioskodawcy. Ale głosowałem na poprzednio zgłaszane obiekty, na przykład na pewno popierałem plac zabaw „CZAR”, który wygrał w pierwszej edycji.

 

Co pana skłoniło do złożenia wniosku?

 

Może to, że w tych poprzednich edycjach nie było żadnego, które dotyczyłoby bezpośrednio obszaru mojego osiedla, czyli „Zatorza” bądź – jak się dość powszechnie mówi - „osiedla królewskiego”. A że mieszkam w tej dzielnicy, więc wiem, co tam jest, a czego nie ma i co by się przydało. Jak dotąd nie było to osiedle nadmiernie dostrzegane, a trzeba pamiętać, że się ono bardzo intensywnie rozwija. Powstały przecież nowe osiedla developerskie, przybyło bloków, mieszkań, a przede wszystkim – mieszkańców. Przyznam, że złożyłem ten wniosek całkowicie „samowolnie”. Z nikim go nie konsultowałem, nikogo nie pytałem o radę. Czekałem na wynik wstępnej weryfikacji. Zawsze przecież mogło się zdarzyć, że z jakiegoś powodu wniosek nie zostałby zakwalifikowany. Nie chciałem więc go początkowo nagłaśniać wśród mieszkańców osiedla. Dopiero gdy stało się wiadome, że boisko przy Łomżyńskiej może jednak powstać, jeśli mieszkańcy tę inicjatywę poprą, zwróciłem się o pomoc w promocji i pozyskiwaniu głosów.

 

I kogo się pan o tę pomoc prosił?

 

Przede wszystkim dwoje radnych, którzy niejako reprezentują nasze osiedle oraz proboszcza parafii pw. Św. Krzyża, księdza Andrzeja Wysockiego, który bardzo, ale to bardzo się do zwycięstwa przyczynił, nagłaśniając inicjatywę podczas niemal każdej mszy i namawiając mieszkańców do głosowania.

 

I to wystarczyło?

 

Trudno powiedzieć, ale wraz z upływem czasu coraz więcej osób się angażowało. Przyszedł na przykład mój sąsiad, poprosił o karty do głosowania i powiedział, że pozbiera trochę głosów. Sądziłem, że zbierze kilkanaście, a on mi przyniósł po jakimś czasie ponad sto wypełnionych kart.


Reklama

 

To były głosy mieszkańców osiedla?

 

Nie tylko. Każdy, kto się zaangażował, namawiał znajomych czy rodzinę, tak z naszego osiedla, jak i z innych części Szczytna. I oni glosowali.

 

Inaczej mówiąc: o zwycięstwie zadecydowało zaangażowanie mieszkańców i to nie tylko to bierne, w postaci samego udziału w głosowaniu, ale czynne, aktywne zbieranie, pozyskiwanie głosów?

 

Dokładnie tak. Liczba głosów nieustająco rosła. Kiedy zaczęła się zbliżać do poziomu, który osiągały zwycięskie projekty w poprzednich edycjach budżetu obywatelskiego, zacząłem nabierać przekonania, że mam spore szanse. A dokładniej nie ja, ale moje – nasze osiedle.

 

Gdzie to boisko dokładnie powstanie?

 

Nie wiem. Są trzy lokalizacje, a która ostatecznie zostanie wybrana, zależeć będzie od uwarunkowań technicznych i kosztów. Ja wskazałem lokalizację przy ul. Łomżyńskiej, za blokami komunalnymi, ale zgodnie z sugestią miejskich urzędników zgodziliśmy się, że to nie musi być dokładnie to miejsce, byleby boisko powstało na tym konkretnym osiedlu.

 

Jakie to będzie boisko?

 

W opisie określiłem, że ma to być wielofunkcyjne boisko sportowe, służące do uprawiania różnych sportów, głównie gier zespołowych, dostosowane do wieku czyli takie, z którego będą mogły korzystać małe dzieci i dorośli. Być może w przyszłości otoczenie tego boiska będzie mogło być dodatkowo zagospodarowane, zaopatrzone w inne elementy, infrastrukturę rekreacyjną tak, by mogło spełniać szereg innych funkcji, integrować środowisko.

 

Łatwo było pokonać radnych?

 

Widać po wyniku, że łatwo nie było. Mój projekt wygrał różnicą zaledwie 25 głosów. Ale z tego jestem zadowolony niejako podwójnie. Raz – że w ogóle będzie na moim osiedlu boisko sportowe, bo dotychczas nie ma tam nic. Nawet o place zabaw, takie miejskie, nie można się przecież doprosić. A dwa – to wygrana mojego projektu jest zwycięstwem mieszkańców, obywateli tego miasta, a nie... wyborców. Bo nawet jeśli są to te same osoby, to jednak inny jest charakter obu tych, nazwijmy to, funkcji. Na „królewskim” wygrali ludzie – zwykli, tacy, którym naprawdę zależało tylko na tym, by im i ich dzieciom na co dzień żyło się trochę lepiej i na rzecz tego polepszenia poświęcali swój czas, wkładali sporo wysiłku. Gdy wnioskują radni, którzy jednocześnie agitują za swoim projektem, zbierają podwójny kapitał: głosy na swój projekt i przyszłe głosy na siebie. I z tego powodu – moim zdaniem – radni nie powinni uczestniczyć jako wnioskodawcy w budżecie obywatelskim. Dla zwykłej przyzwoitości. Mają przecież do dyspozycji inne instrumenty władcze, za pomocą których mogą forsować realizację jakichś inwestycji.

Reklama

 

 

Czyli można by uznać, że przy okazji budżetu obywatelskiego radni robią sobie kryptoreklamę wyborczą i to za 200 tysięcy publicznych pieniędzy. Ale w pierwszej edycji budżetu obywatelskiego nie wygrał projekt radnych. Jego autor natomiast w krótkim czasie po tym zwycięstwie radnym został. A wybory są za dwa lata. Czyli najpierw zostanie wybudowane na „królewskim” boisko, a kilka miesięcy później ruszy samorządowa kampania wyborcza. Ma pan ochotę zostać radnym w najbliższej przyszłości?

 

Tego nie wiem. Nie myślę o tym teraz. Co będzie jednak za dwa lata, tego nikt chyba nie wie i niczego przewidzieć nie można.

 

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama