Wtorek, 7 Maj
Imieniny: Augusta, Gizeli, Ludomiry -

Reklama


Reklama

Doktor Walery z empatią i wiarą w lepszy świat


Doktor Walery Łyszczyk przyjechał do Szczytna w styczniu 2021 roku z Grodna na Białorusi. Rozpoczął pracę na intensywnej terapii oddziału covidowego. Jest anestezjologiem. Polską granicę przekroczył ostatniego dnia przez jej zamknięciem spowodowanym pandemią. Jak mówi dłużej już nie mógł mieszkać w kraju, w którym nie ma mowy o demokracji. Polskę od zawsze miał w sercu, bo jego dziadkowie, zarówno ze strony mamy, jak i taty, byli Polakami.



Nie planował zostać lekarzem, ale po szkole średniej musiał podjąć decyzję.

 

- Nie czułem się dobrze przygotowany do studiów na uniwersytecie medycznym, dlatego wybrałem pielęgniarstwo w dwuletniej szkole, po której mogłem rozpocząć pracę pielęgniarza – opowiada. - Ukończyłem ją z wyróżnieniem i poszedłem do wojska.

 

W mundurze spędził półtorej roku. To tam poznał majora, lekarza, który zobaczył w nim pasję do pracy. Zachęcił, by poszedł na medycynę.

 

Specjalizacja zgodna z charakterem

 

Ukończył Uniwersytet Medyczny w Grodnie. O wyborze specjalizacji zdecydował trochę jego charakter, bo doktor to taki trochę zawadiaka, co nie lubi się nudzić i woli działać.

 

- Dlatego nie jestem ani chirurgiem, ani ginekologiem, ani internistą. Wybrałem specjalizację z anestezjologii oraz intensywnej terapii – opowiada.

 

Po studiach rozpoczął pracę w grodzieńskim obwodowym szpitalu klinicznym. Został ordynatorem oddziału intensywnej terapii, którym kierował przez 13 lat.

 

Największe zmiany w jego życiu zawodowym, a także prywatnym spowodowała polityka.

 

- Nigdy nie należałem do jakiejkolwiek partii czy organizacji politycznej. Chciałem żyć w demokratycznej Białorusi. Dlatego zarówno ja, jak i wielu moich kolegów oficjalnie sprzeciwialiśmy się rządowi Łukaszenki – opowiada.

 

 

 

Wyszedł na ulicę protestować

 

Protestował i mówił głośno, że chce wolnego od dyktatury kraju, w którym każdy ma prawo do wolności poglądów. Nie bał się wypowiadać.

 

- Oficjalnie mówiłem, że gdy wygra Łukaszenka, to nie będzie już kraj dla mnie – wspomina. - Nie mógłbym tam dalej zostać.

 

Ta postawa zaowocowała wypowiedzeniem z pracy.

 

- Przyszedł do mnie dyrektor szpitala i wprost powiedział, że ma naciski i musi mnie zwolnić. To nie była jego decyzja, został do tego przymuszony, ale wygrana Łukaszenki była dla mnie szokująca – wspomina.

 

Wtedy i on wyszedł na ulice. Ludzie skrzykiwali się przez media społecznościowe. Czuł, że musi być tego częścią. Raz, z wieloma innymi osobami, za udział w zgromadzeniu został aresztowany.

 

- Miałem szczęście, bo wśród milicjantów był mój pacjent. Gdy go zobaczyłem przypomniałem mu, że leżał na moim oddziale. Nie odpowiedział, ale po kilku godzinach przyszedł i mnie wypuścił – opowiada. - Inni nie mieli tyle szczęścia. Mojego sąsiada przetrzymywali tydzień. Był bity i nałożono na niego karę finansową.


Reklama

 

Doktor Walery cały czas ma kontakt z kolegami lekarzami, którzy tak jak on wyjechali, a nawet uciekali z kraju.

 

Potrzebował tu trafić

 

Informację o pracy w Szczytnie dostał od kolegów po fachu. Dyrektor Dominik Górski poszukiwał anestezjologa do pracy na intensywnej terapii oddziału covidowego.

 

- Ta informacja trafiła do mnie przez dr Oleha Dagajewa. Mówił, że w Szczytnie potrzebny jest anestezjolog. To pojawiło się w moim życiu w momencie, w którym tego potrzebowałem – wspomina. - Wiedziałem, że muszę wyjechać z kraju, bo najprawdopodobniej czekają mnie represje za moje poglądy i udział w demonstracjach. Wtedy ciężko było przewidzieć, co człowiekowi zafundują. Proces, może więzienie.

 

W styczniu 2021 roku przyjechał do Szczytna. Nostryfikował dyplom z uniwersytetu w Grodnie. I wiosną już pracował w szpitalu. Na Białorusi została wtedy jeszcze jego żona i trzech synów.

 

- Dołączyli do mnie pół roku później. To był trudny okres. Z jednej strony tęsknota męczyła człowieka, z drugiej miałem dużo nauki i pracy. Ale dzisiaj wiem, że było warto.

 

OIOM to jego miejsce

 

W Szczytnie poczuł się dobrze. W szpitalu przyjęto go z wielką otwartością. Od początku czuje się tu dobrze.

 

- Praca w Polsce i w Białorusi mocno się różni. Tu czuć, że w człowieka wierzą, wspierają go, wiedzą, że lekarz będzie walczył o pacjenta – wyjaśnia.

 

Szczycieński szpital ocenia bardzo dobrze. Ma możliwość pracy z wykorzystaniem wysokiej klasy sprzętu i niczego nie brakuje.

 

- Nie usłyszałem ani razu, że mam oszczędzać leki albo że czegoś brakuje – mówi. - Jeżeli widzę, że czegoś potrzebujemy, to jest to kupowane.

 

O swojej pracy mówi, że jest bardzo ciekawa, ale również trudna. Praca na oddziale intensywnej terapii powoduje, że czasami człowiek wątpi w jej sens.

 

- Niestety, charakter tego oddziału jest taki, że trafiają do nas pacjenci w bardzo ciężkim stanie. Wielu nie udaje się uratować i to sprawia, że człowieka dopadają czarne myśli – wyjaśnia. - Bo często wiele miesięcy spędza się na przegranej walce o życie. To mocno uderza.

 

Dzisiaj praca doktora Walerego to ok. 10 procent usypiania ludzi do zabiegów, resztę spędza na OIOM-ie. - Moja specjalizacja łączy w sobie wszystkie inne dyscypliny medyczne. To jest w niej takie wyjątkowe.

 

Sprawić by pacjent czuł się bezpieczny

 

Doktor Walery jest niezwykle ciepłą osobą. Do pacjentów podchodzi z wielką empatią i współczuciem.

Reklama

 

- Moja babcia zawsze mówiła, że o pacjentów w ciężkim stanie muszę dbać i im współczuć. Powtarzała mi to za każdym razem, gdy od niej wychodziłem – wspomina. - W trakcie pracy poznałem też lekarza, który był wyjątkowy. Każdemu pacjentowi, który opuszczał jego oddział, w szczególny sposób ściskał ręce. Tak pokazywał, że pacjent był dla niego ważny.

 

Sam tak też stara się podchodzić do pacjentów, których spotyka na swojej drodze. Każdy jest inny i szczególny.

 

- To chrześcijańska zasada, której jestem wierny jako osoba religijna. Niestety, często ludzie o niej zapominają, nawet katolicy – mówi. - Osoby chore potrzebują czuć, że człowiek nie tylko je leczy, ale też, że mu na nich zależy. Że są bezpieczne. Wtedy ufają lekarzom, współpracują z nami i szybciej wracają do zdrowia.

 

Marzenie może zmienić świat

 

Walery Łuszczyk ma 48 lat i 20 lat stażu. Prywatnie jest tatą trzech synów. Chłopaki mają 20, 16 i 8 lat. Żonę poznał w trakcie studiów na uniwersytecie. Jest lekarzem internistą i w tej chwili przygotowuje się do egzaminów i nostryfikacji dyplomu, by móc pracować jako lekarz rodzinny.

Doktor prowadzi aktywny tryb życia. Dwa razy w tygodniu gra w piłkę nożną, biega i jeździ na nartach. Interesuje się historią, którą z pasją zgłębia.

 

- Szczytno pojawiło się na mojej drodze w odpowiednim momencie życia. Dobrze mnie tu przyjęto. Czuję się jak w domu – mówi. - Nie wiem, co życie mi przyniesie, ale chciałbym tu zostać.

 

Pytanie o marzenie doktora przy jego odpowiedzi może wydawać się banalne. Ta skłania do refleksji. - Marzę o tym, aby świat Zachodu powstrzymał imperialistyczne zapędy Rosji, przerwał okrutną wojnę na Ukrainie i pomógł Białorusi stać się demokratycznym krajem wolnych ludzi – puentuje.

 

 

 

OD AUTORKI

Doktora Walerego Łyszczyka miałam okazję poznać jako jego pacjentka. Było to spotkanie w trudnych okolicznościach, które zapadają człowiekowi w pamięć na zawsze. Jemu i całemu medycznemu zespołowi oddziału covidowego zawdzięczam, że dzisiaj mam możliwość pisania tekstów do TS. I za to serdecznie dziękuję. Patrząc na doktora w pracy w stu procentach wiem, że dla wielu lekarzy medycyna to pasja, a pacjent to człowiek, o którego się walczy.



Komentarze do artykułu

E

Nie półtorej roku tylko półtora!!!!!!!!!!!

Jeśli ktoś decyduje się pisać tekst na tematy medyczne, to proponuję używać bardziej medycznego i profesjonalnego słownictwa bo usypia się psy, a nie pacjentów.

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama