Wtorek, 7 Maj
Imieniny: Augusta, Gizeli, Ludomiry -

Reklama


Reklama

Często pytam Boga, dlaczego mój synek... Matczyna żałoba serca. Igor Urbański - człowiek, o którym trzeba pamiętać


Bólu matki, która straciła ukochane dziecko nie da się opisać. Żadne słowa tu nie pasują. Nie ma nic , co potrafi uśmierzyć ból. Nie ma takiej ludzkiej mocy, która zabierze cierpienie i rozpacz. Czasem tylko rozmowa, wysłuchanie i pamięć o miłości daje chwilowe wytchnienie....


  • Data:

- Pamiętam doskonale, jakby to było wczoraj, gdy spojrzałam po raz pierwszy w oczka mojego synka - mówi Kasia. - Miał takie piękne groszki w oczkach. Zakochałam się. Zrozumiałam, że łączy nas bezwarunkowa miłość. Mój cały świat się zmienił.

 

Igor urodził się 6 czerwca 2000 roku. To był słoneczny dzień, tak radosny jak jego usposobienie. Pierwszy syn, który uczył bycia rodzicem. Zawsze miał w sobie wyjątkową siłę, którą dzielił się z innymi. Chociaż nie był duszą towarzystwa, pozwalał innym opierać się na sobie, gdy potrzebowali jego pomocy.

 

- Zawsze chciał robić coś dla innych. Miał zostać fizjoterapeutą – mówi Kasia.

 

Miał... Igor zmarł trzy miesiące temu. Zostawił pusty pokój. Zapach perfum. Ukochaną Julkę, dwie zapatrzone w niego siostry Maję i Amelkę. Dwóch braci: Oskara, którego wspierał w chorobie i najmłodszego Olka, który za najstarszym z braci dosłownie szalał. Został też Roni – formalnie ojczym, którego Igor sam wybrał sobie na tatę, i mama, której świat nigdy już nie będzie kompletny.

 

 

Walka

Środowy wieczór, 12 października, zmienia wszystko. Igora nagle łapie przeszywający ból brzucha. Nie jest w stanie wytrzymać, prosi mamę żeby zawiozła go do lekarza.

 

- Widziałam jak bardzo cierpi. Igor zawsze był bardzo wytrzymały na ból. Do lekarza szedł w ostateczności, a tu wręcz prosił, aby go szybko zawieźć na pogotowie – załamuje głos.

 

Po badaniach okazało się, że chłopak ma ostre zapalnie trzustki. Został przyjęty na oddział chirurgii szczycieńskiego szpitala. Przechodzi zabieg udrożnienia dróg żółciowych. Z każdą godziną jego stan jednak się pogarsza. Nerki przestają pracować. Lekarze decydują o przewiezieniu do szpitala w Iławie, gdzie zostaje podłączony do sztucznej nerki i wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Organizm przestaje działać. Narządy odmawiają posłuszeństwa, lekarze walczą i przenoszą do szpitala w Elblągu, gdzie mają lepszy sprzęt. Igor ma tylko 22 lata. Jest silny i walczy.

 

- Po kilku dniach walki wybudzono go. Był przytomny, mieliśmy kontakt – wspomina Kasia, która cały czas czuwała przy synu. - Byłam szczęśliwa, wierzyłam, że już będzie tylko lepiej.

 

Niestety, radość nie trwała długo. W organizmie Igora rozwija się zakażenie bakteryjne i chłopak ponownie zostaje wprowadzony w śpiączkę. Leki nie działają, często się wybudza. Zwłaszcza, gdy słyszy głos mamy. Pod wpływem leków sedacyjnych, nieświadomy walczy z rurą intubacyjną, próbuje coś powiedzieć... Cierpi, a razem z nim jego mama, która nic nie może zrobić. Ta niemoc zabija.

 

 

Drugi raz wybudzono Igora, ale kontakt z nim był utrudniony. Lekarze widzieli, że cierpi, dlatego postanowili wprowadzić go po raz trzeci w śpiączkę. Cały czas walczyli o młode życie.


Reklama

 

- Musieli widzieć dla niego szansę, bo zdecydowali się go operować, aby usunąć ogniska zapalne z jamy brzusznej – mówi Kasia.

 

Kiedy wrócił na salę po operacji, gdy podczas badania czuwała przy nim mama, jego serce zaczęło zwalniać. Było już zmęczone walką. Lekarze go reanimowali. Kasia widziała, jak jej ukochany syn gaśnie. Jak choroba go zabiera. - Mało pamiętam z tamtej chwili. Nie wiem, po jakim czasie kazano mi się pożegnać z Igorkiem. Mój synek zasnął..

Walka trwała równo pięć tygodni. Niestety, 16 listopada zakończyła się.

 

- Cały czas słyszę, jak mój synek mówi: Mamusiu nie chcę umierać, ciężko mi się oddycha, boję się". A ja nic nie mogłam zrobić... Każdej nocy widzę moment, gdy mój synek zasypia. Mój czas zatrzymał się w szpitalu, w listopadzie. Codziennie analizuję, co jeszcze mogłam zrobić, żeby ratować moje dziecko. Nie wierzę w to. Chcę się obudzić z tego koszmaru.

 

Opiekuńczy

Mały Igor to radosny chłopiec. Bardzo bystry. Nie lubił stać w miejscu. Kiedy na świecie pojawił się jego brat Oskar dosłownie wszędzie chciał z nim być.

 

- Wchodził mu do łóżeczka, wózka, musiał być wszędzie tam, gdzie jego młodszy brat – uśmiecha się Kasia. - Dosłownie nie można było go powstrzymać. Nic więc dziwnego, że gdy Oskar zachorował i stracił słuch, zawsze przy nim był.

 

Dla niego nauczył się języka migowego. Chciał mieć z nim kontakt. To dzięki miganiu, gdy toczył walkę o życie i nie mógł mówić, mógł komunikować się z mamą.

 

Empatyczny

Trud walki o zdrowie poznał od podszewki. To sprawiło, że miał w sobie pokłady empatii i dobra. Szybko zaczął angażować się działalność charytatywną. Jednak nigdy na froncie. Zawsze jako zaplecze techniczne.

 

- Brał udział w zbiórkach. Wspierał fundację, która opieką otacza jego rodzeństwo, pomagał wszystkim, których spotkał na swojej drodze – opowiada Kasia. - Wspólnie organizowaliśmy koncerty charytatywne, zbiórki, różne akcje.

 

Igor zawsze był pierwszy do pomocy, ostatni do zbierania laurów.

 

- Ludzie nie wiedzą, jak wiele zrobił w Szczytnie dla innych, bo on nigdy się tym nie chwalił – mówi. - Dzisiaj chcę, żeby wszyscy dowiedzieli się jakim był wspaniałym człowiekiem.

 

Szalony

Mały Igor uwielbiał sport. Trenował judo z licznymi sukcesami. Grał w nogę i pływał. Niestety, problemy zdrowotne przeszkodziły mu w realizacji sportowych pasji. - To go trochę przygniotło, ale i tak szedł do przodu – mówi Kasia.

 

Kochał świat i ludzi. Szczególnie swoich najbliższych. Jego młodsze siostry dosłownie za nim szalały. Czasami zastępował im tatę.

 

- Miał w sobie światło, którym obdarzał naszą rodzinę – po policzkach Kasi płyną łzy. - Troszczył się o nas. Wiedziałam, że mogę zawsze na niego liczyć. Znał swoich najbliższych. Wiedział, co sprawia im radość. Potrafił być szalony. Działał na spontanie. Wystarczyło hasło i był gotowy eksplorować świat. Nie mogliśmy się z nim nudzić. Dbał o to, abyśmy byli razem - wspomina.

Reklama

 

Zakochany

Kasia patrzyła, jak kiedyś malutki chłopiec zmienia się w mężczyznę. Widziała jak dorasta, stara się realizować swoje cele i marzenia. Widziała jego potknięcia i sukcesy. Wspierała go, gdy zakochał się w Julce, która stała się miłością życia. - Chcieli zamieszkać we Wrocławiu – opowiada. - Z Julką przez trzy lata tworzył parę. Mieli wspólne plany.

 

Dzisiaj Julia jest w Szczytnie. Wspiera Kasię i sama próbuje posklejać swoje serce. - On był wspaniałym człowiekiem. Oddanym i kochającym – mówi dziewczyna.

 

Pożegnanie

Najbliżsi pożegnali Igora najpiękniej jak potrafili. W ostatniej drodze towarzyszyła mu rodzina, przyjaciele, znajomi i ukochana muzyka. - Roni zagrał dla niego na gitarze, Natalia Pławska i Tomasz Kluz zaśpiewali. Piosenką: "Gdzie jest nasza miłość " pożegnała go Julka. Ci wszyscy ludzie wiedzieli, jak wspaniałym był człowiekiem i sprawili, że w ostatniej drodze był najważniejszy – wzrusza się Kasia.

 

Każdego dnia boi się, że zapomni dźwięk jego głosu. Że nie będzie pamiętać jego zapachu. Do dzisiaj nie rozpakowała jego rzeczy ze szpitala. Pokój jest nietknięty.

 

- Nie chcę przestawiać jego rzeczy. Cały czas leżą ubrania z metkami, buty, których ani razu nie założył. Chociaż to niemożliwe, ale ja ciągle mam nadzieję, że obudzę się z tego koszmaru i będziemy znowu fajną rodziną – łamie się jej głos.

 

Kasia nie potrafi rozstać się z synem. Cały czas czuje jego obecność. W białej grubej teczce trzyma podziękowania, które Igor dostał za pomoc w akcjach charytatywnych. Lista koncertów i akcji, przy których pomagał jest tak długa, że trudno je tu wymieniać. Dlatego chcą zachować choć jego część wspólnie z bliskimi stworzyli zbiórkę.

 

- To ostatnia zbiórka Igorka dla jego rodzeństwa, które bardzo kochał. Ona sprawia, że on z nami jest, takie świadectwo jego życia – opowiada. - W niej chodzi o to, żeby pamiętać, że on był i jest z nami.

 

- Często pytam Boga, dlaczego mój synek... To ja powinnam była umrzeć wcześniej. Pierwsze dni po śmierci syna były jak film – wspomina Kasia. - Wciąż nie wierzę, że to się dzieje.

 

Każdego dnia Kasia czeka, że do pokoju wejdzie Igor. Powie: „cześć mamuśka, co robimy?”. Wie, że tego już nie usłyszy. Wątpi w sprawiedliwość. Czuje, że los z niej zadrwił. Okrutnie ukarał. - Zwątpiłam w dobro.

 

W życiu niczego nie da się na sto procent zaplanować, przewidzieć. Można tylko dbać o relacje, które mamy. Pielęgnować miłość.

 

- W jednej sekundzie dziecko, które kochamy może zniknąć. Bez zapowiedzi, bez szansy na powrót. Dlatego trzeba łapać każdą chwilę i chować w sercu, bo zdjęcia i pamięć mogą stać się jedyną pamiątką po najważniejszych ludziach w naszym życiu - podsumowuje Kasia.



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama