Niedziela, 28 Kwiecień
Imieniny: Bogny, Walerii, Witalisa -

Reklama


Reklama

Ireneusz Osłowski ocalił przyszłość (rozmowa „Tygodnika Szczytno”)


Może nie dosłownie ocalił... Jak to uczynił, można przeczytać w książce pod takim właśnie tytułem: „Ocalić przyszłość”. Można by się spodziewać, że emerytowany policjant wybierze tematykę kryminalną, ale tak nie jest. O czym pisze i w ogóle dlaczego – o tym między innymi rozmawiamy.


  • Data:

Fantastyka to gatunek dość poczytny, przez wielu ulubiony. Takie upodobania motywowały też pana?

 

Nie. Zupełnie nie. Też lubię ten gatunek, wręcz uwielbiam, ale nie to było powodem napisania książki. Fantastyka towarzyszyła mi od dziecka. Wyrosłem na zbiorach opowiadań pt. „I stało się jutro”... Później przyszła fascynacja Denikenem, ale chyba największe wrażenie zrobiła na mnie pozycja Jadwigi Żylińskiej pt. „Kapłanki, amazonki, czarownice”. Te książki, o charakterze popularnonaukowym, wskazywały na przykład na nieznane powszechnie kierunki rozwoju cywilizacji, a nawet ich tworzenia. I to pod wpływem tych lektur wymarzyłem sobie napisanie książki, powieści, w którą wplotę niektóre przynajmniej tajemnicze zjawiska, nad którymi naukowcy świata zastanawiają się od lat, ale z moją własną, niekoniecznie słuszną, interpretacją.

 

Kiedy to marzenie się zrodziło?

 

Wpadłem na ten pomysł już jako nastolatek. Wtedy byłem już namiętnym czytelnikiem. Moja przygoda z książkami zaczęła się na początku edukacji w szkole podstawowej. W pierwszej klasie wychowawczyni zwróciła mi uwagę, że słabo czytam, dukam... Jak to się mówi – wjechała mi na ambicję. Wypożyczyłem więc wtedy pierwszą książkę, męczyłem się z jej czytaniem długo, ale mimo to zachęciła mnie ona do dalszych prób. I już po wakacjach byłem najbieglej czytającym uczniem w klasie, ale też jednocześnie z książkami się nie rozstawałem.

 

Czy zamiar i pomysł na książkę łączył się też z próbami jej napisania już w tym młodzieńczym wieku?

 

Nie. Nigdy nie próbowałem, nie zabierałem się do tego. Nie było na to czasu. Najpierw nauka, później praca... Napisanie książki, nawet science fiction, ale z elementami rzeczywistymi, z uwzględnieniem tych zjawisk, o których wszyscy wiemy, że są, ale nikt nie wie – skąd i dlaczego, wymagało jednak dużego zaangażowania, zbierania informacji, a na to potrzeba czasu. Wziąłem się więc za to pisanie dopiero na emeryturze, gdy już ten czas miałem.

 

Czyli konkretnie kiedy?

 

Na emeryturę odszedłem w 2013 roku, ale jeszcze trochę pracowałem z kolegą w biurze doradczym. Pisaniem zająłem się dopiero w 2018 roku. Praca nad książką trochę trwała, bo została ona wydana w listopadzie 2020 roku.

 

Pana wcześniejsze doświadczenia pisarskie ograniczały się do sporządzania protokołów przesłuchań...

 

I to bardzo długo, bo w policji pracowałem aż 28 lat, dokładnie od 1 lipca 1986 roku. Pierwsze trzy lata to była raczej nauka zawodu, później już praca, od początku w szczycieńskiej komendzie, aż do emerytury.

 

Z tego, co wiem, pracował pan w dziale kryminalnym...

 


Reklama

Początkowo w prewencji, a po dwóch latach przeniosłem się do wydziału kryminalnego i tak mi już zostało. Może to niektórych zaskoczyć, ale jest to praca, którą wykonywałem z ogromną przyjemnością, dająca wiele satysfakcji. I gdyby to było możliwe, mógłbym ją wykonywać całe życie.

 

Co rodziło tę satysfakcję?

 

Głównie to, że to była praca, w której naprawdę pomagało się ludziom. Nie żartuję. Zdarzało się, że zmieniałem trasę chodzenia do pracy, żeby uniknąć jednego uratowanego. Pan się w domu i nie tylko zachowywał niezbyt stosownie – delikatnie rzecz ujmując. Jego relacje rodzinne pozostawiały wiele do życzenia. Trochę to trwało: parę rozmów z żoną, z nim samym... I w tym przypadku udało mi się naprawić relacje w tej rodzinie, ich życie zaczęło się toczyć normalnie, ku ich osobistemu zadowoleniu. I za to ten pan koniecznie i często chciał mi dziękować. Satysfakcję dawała każda zakończona sprawa, każdy złodziej czy bandyta, który ostatecznie trafiał za kratki. Bo każdy taki przypadek, to pomoc udzielona innym ludziom, którzy byli bądź mogli być ofiarami tych zatrzymanych.

 

Już wiemy, że marzenie o książce zrodziło się u nastolatka. A marzenie o pracy w policji?

 

Pojawiło się nagle, krótko po osiągnięciu pełnoletności. Szczerze? Wcześnie byłem aktywny, nazwijmy to, uczuciowo. Miałem 19 lat, miałem dziewczynę – za chwilę żonę – która była już w ciąży. Miałem też „powiastkę” - wezwanie do odbycia służby wojskowej. Los mógłby mnie rzucić na drugi koniec kraju, a tego chciałem uniknąć, wolałem być blisko rodziny, która lada moment miała się powiększyć. Dlatego zdecydowałem się odbyć tzw. zastępczą służbę wojskową, właśnie w szeregach wtedy jeszcze, w 1989 roku, milicji. I już w tych szeregach zostałem.

 

Wiemy już o pierwszych problemach z czytaniem, a jak było z pisaniem? Wypracowania pisały się same czy z trudem?

 

Same się pisały, ale też muszę podkreślić, że miałem szczęście do naprawdę dobrych polonistek. Każda mi stawiała przy wypracowaniach dwie oceny: pięć za treść i dwa – za ortografię i interpunkcję. Po latach czytania ten mój szkolny mankament uległ radykalnej poprawie, ale jeszcze w czasach szkolnych bywało różnie. Do podstawówek chodziłem do szkół w Szczytnie, najpierw do „trójki”, później „czwórki”. Wtedy już, w ostatniej klasie, „trafił” mnie młodzieńczy bunt, kiedy to nauka przestaje być najważniejsza, dlatego najpierw ukończyłem zawodówkę mechaniczną, później sytuacja rodzinna wymusiła pracę, a dopiero w jej trakcie kontynuowałem edukację, ze studiami włącznie. I właściwie nie ma to aż tak wielkiego znaczenia w moim przekonaniu. Dziś „papiery” uczelniane są tak łatwo dostępne dla każdego, że o niczym nie świadczą, a już na pewno nie dowodzą wiedzy i umiejętności. Te może posiąść każdy, byle tylko chciał.

Reklama

 

Dalsze plany pisarskie są?

 

Oczywiście. Drugą część swojej książki już właściwie napisałem, a w trakcie tworzenia jest część trzecia. I na tym planowałem zakończyć. Czy tak się stanie – trudno powiedzieć. W każdym razie część, która być może niebawem ukaże się w druku, wraz z pierwszą zamyka ciąg zdarzeń, których akcja rozgrywa się na Ziemi. Kolejne – to przygody głównych bohaterów, które już o Ziemię tylko zahaczają.

 

Jak rodzina traktuje pana nowe – stare hobby?

 

Z życia rodzinnego, które rozpocząłem krótko po otrzymaniu dowodu osobistego, pozostały dobre relacje z byłą już żoną i dorosłymi dziećmi, które zresztą były pierwszymi czytelnikami i recenzentami, a obecnie twierdzą, że absolutnie powinienem kontynuować. Tak też i czynię.

 

Pomysły na inne fabuły, inną tematykę?

 

Mam aż nadto, aczkolwiek wszystkie moje pomysły krążą wokół fantastyki. Na pewno nie stworzę niczego tzw. obyczajowego, sensacji i kryminałów mam dość w realu. Poza tym, gdyby jakiś kryminał zawierał i pokazywał rzeczywistą pracę, jaką przy dochodzeniu do sprawcy wykonuje policja, to... nikt by tego nie przeczytał. A, niestety, akurat w tym przypadku mam tak dużo fachowej wiedzy, że dorobienie fikcji dla zadowolenia czytelnika byłoby bardzo trudne. Toteż tak – będę pisał, bo chcę i lubię. Zachętę stanowią też dobre opinie i recenzje, jakie otrzymała moja pierwsza powieść „Ocalić przyszłość”. Oczywiście, ciekaw jestem dalszych ocen. Miałem sporo szczęścia łącząc się w tym debiucie z dobrym wydawnictwem, które specjalizuje się w promowaniu literackich nowicjuszy. Dzięki temu moja książka jest dostępna w wielu miejscach: w empiku i nawet w szczycieńskiej „Fraszce”, nie mówiąc już – oczywiście – o dystrybucji przez internet.

 

Czyli można by nawet powiedzieć o nowym źródle dochodu...

 

Nie sądzę, bym na pisarstwie zarobił jakieś krocie, ale też i nie ma takiej potrzeby, bo przecież źródło utrzymania mam. Pisanie stanowi po prostu wewnętrzną potrzebę, hobby, formę twórczego wykorzystania czasu. Oczywiście, że opinia czytelników jest dla mnie ważna. Uważam jednak także, że książka – jeśli jest dobra – to obroni się i wypromuje sama. Mniej może poświęciłem czasu na tę promocję, a więcej na pisanie, a przede wszystkim na zgłębianie tajemnic naszego świata – tych odkrytych i wciąż nieodkrytych. Bo to na tych tajemnicach buduję swoją wizję Ziemi. Czy ma ona rację bytu? Czy jest ona prawdopodobna? Są to, mam nadzieję, pytania, na które czytelnicy chętnie będą chcieli znaleźć odpowiedzi...



Komentarze do artykułu

Ot praca.

Umarzanie dochodzeń , większość.

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama