Wtorek, 23 Kwiecień
Imieniny: Ilony, Jerzego, Wojciecha -

Reklama


Reklama

Szczycieńskie losy Mazurów - Erwin Syska (cz. 2)


Historię ziemi szczycieńskiej tworzyli ludzie. Czas więc i o nich coś więcej napisać. Dziś kolejna część historii Erwina Syski z Wałów.


  • Data:

Coraz lepszy interes

 

Wraz z początkiem lat czterdziestych ubiegłego stulecia, interes związany z handlem końmi na potrzeby niemieckiej armii coraz bardziej się rozwijał. Ojciec Erwina Syski stawał się więc coraz bardziej zamożnym mieszkańcem Wałów. Nie narzekał na brak pracy, a tej miał naprawdę bardzo dużo. Co tydzień zawoził 5-6 koni do Szczytna lub Nidzicy. \

 

Tam zwierzęta były transportowane pociągiem, w specjalnie przygotowywanych do tego celu wagonach. Podobną działalnością handlową, poza ojcem pana Erwina, w powiecie zajmowało się tym jeszcze kilkanaście innych osób. - Ale nasze konie były najlepsze. Te dostarczane do Szczytna, były od razu kierowane do miejscowych koszar (obecnie WSPol) i chyba za swoisty zaszczyt można uznać to, że najpierw oglądał je komendant – pułkownik Rexilius – opowiada z dumą Erwin Syska.

 

Kolejna wojna

 

- Pamiętam jeden z ciepłych, niedzielnych, czerwcowych poranków. Mój ojciec podczas wcześniejszego piątkowego pobytu w Szczytnie w interesach, zaprosił zaprzyjaźnionego jeszcze z czasów I wojny światowej kapitana, który służył w miejscowych koszarach. Czekaliśmy na niego dość długo z niedzielnym śniadaniem, bo pojawił się w naszym domu dopiero przed południem.

 

Był człowiekiem nienagannych manier, zawsze schludnie ubrany, w dopasowanym do najmniejszych szczegółów mundurze. - Z wielkim szacunkiem powitał moją matkę i usiedliśmy wspólnie do zastawionego wcześniej stołu – wspomina pan Erwin. - Przez chwilę był zamyślony, po czym odwrócił się w stronę mojego ojca i rzekł: Dziś rano zaatakowaliśmy Sowietów. Czekał na reakcję ojca Erwina, który gdzieś w głębokiej zadumie patrzył obojętnie w stronę okna i podwórza. Mój ojciec po chwili spojrzał mu się prosto w oczy i powiedział: Skoro jest tak, jak mówisz, to ta wojna jest już przegrana.

 

Niemiecki policjant w opisywany w artykule okresie.

 

 

 

Nie bał się wyrażać takie opinie, chociaż domyślał się jakie konsekwencje może ponieść nie tylko on sam, ale i cała rodzina. – Ojciec darzył tego oficera szczególnym szacunkiem i zaufaniem oraz przyjaźnią, która trwała nieprzerwanie od prawie trzydziestu lat i dlatego miał zapewne odwagę na takie słowa – opowiada pan Erwin.

 

Nielegalne nasłuchy

 

- Mój ojciec należał do bardzo odważnych ludzi twierdzi Syska i na dowód przytacza jedno zdarzenie. Pewnego lipcowego popołudnia wszedł do obory i się bardzo zdziwił. Otóż jego ojciec zaczął rozciągać na całej długości niespełna dwudziestometrowej obory cienką, stalową linkę. – Dość długo stałem i się temu przypatrywałem. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego ojciec to robi oraz w jakim celu podwiesza ją tak wysoko pod stropem obory. Gdy mnie zauważył, nakazał mi natychmiast iść do domu. Później, przy końcu czerwca 1941 roku, zmienił się rytm życia w naszym domu. Wcześniej, jako dzieci, mogliśmy aż do zmroku oddawać się zabawom. Ale później kolacja zaczęła pojawiać się na stole już około 18-19 wieczorem, a po niej musieliśmy iść do łóżek.


Reklama

 

Prawdopodobnie przy pomocy takiego odbiornika DKE 1938 ojciec Erwina nasłuchiwał nielegalne stacje.

 

 

Wbrew zakazowi matki, potajemnie przez okna obserwowaliśmy naszego ojca, którego zachowanie było bardzo dziwne. Po sprawdzeniu obejścia i budynków gospodarczych, wychodził na biegnącą obok naszego domu drogę i bacznie ją obserwował. - Nie trwało to na ogół dłużej niż 5 minut i po tym czasie wracał na podwórze i szybko wchodził do obory. Dopiero po latach dowiedzieliśmy się, że potajemnie nasłuchiwał audycje radiowe z Londynu i Moskwy, natomiast rozciągnięta w oborze cienka stalowa linka służyła mu jako antena, którą zawsze wcześnie rano zwijał i skrzętnie ukrywał.

 

Odważne działania

 

Były to bardzo odważne działania ze strony ojca Erwina. Po wybuchu wojny w 1939 roku, Niemcy wydali specjalne rozporządzenia, na mocy których wszyscy Polacy na okupowanych terenach musieli oddać odbiorniki radiowe. Legalnie mogli je posiadać tylko obywatele niemieccy lub tzw. volksdeutsche. Rozporządzenie to było przestrzegane, ponieważ za jego nie wykonanie groziła kara więzienia lub śmierci.

 

NSDAP wydała nawet specjalne rozporządzenie, które jasno określało wykaz częstotliwości dozwolonych stacji radiowych. Słuchanie innych, niż tych zatwierdzonych groziło również karą więzienia lub śmierci. Nie wolno było również dokonywać notatek z wysłuchanych audycji, powielać ich treści lub informować, że w ogóle takie są nadawane. Surowo zabronione były jakiekolwiek próby dokonywania napraw oraz modernizacji odbiorników. Ojciec Erwina złamał wszelkie zakazy.

 

Miłosny i niebezpieczny incydent

 

Wraz z wybuchem II wojny światowej niemiecka gospodarka coraz dotkliwiej odczuwała brak rąk do pracy. Setki tysięcy mężczyzn służyło w Wehrmachcie. W fabrykach i na polach trzeba było kimś ich zastąpić. Z początkiem wiosny 1940 roku ponad pół miliona polskich robotników przymusowych zostało skierowanych do pracy, głównie w niemieckim rolnictwie.

 

- W domu znaliśmy język polski, ale używaliśmy go tylko w rozmowie z robotnikami przymusowymi, których w naszym gospodarstwie było dwoje. Przez moich rodziców byli traktowani bardzo dobrze. Młoda kobieta o imieniu Anna, która zajmowała się moim młodszym rodzeństwem oraz pomagała w pracach domowych - pochodziła z nieodległego Cyku, kurpiowskiej miejscowości, znajdującej się tuż przy granicy po stronie polskiej. Chłopak, który miał może nie więcej niż 20 lat i pomagał ojcu Erwina w obejściu, również pochodził z pobliskich Kurpi.

 

Zgodnie z decyzjami i rozporządzeniami władz niemieckich, polskim robotnikom przymusowym nie wolno było opuszczać miejsca pobytu. Korzystanie z komunikacji publicznej odbywało się wyłącznie za specjalnym zezwoleniem. Podobnie jak posiadanie roweru. Każdy robotnik musiał nosić na ubraniu specjalny znak z literą „P”.

Reklama

 

- Pamiętam pewien incydent, który mi, jako dziecku, na długo został w pamięci. Pracujący u nas robotnik, który nazywał się Bolesław Rydel, zaczął się potajemnie spotykać z pochodzącą z Mazowsza dziewczyną. Miejscem ich schadzek „zaplecze” stodoły wujka Emila, który również mieszkał w Wałach.

 

Po jakimś czasie ktoś z „życzliwych” sąsiadów doniósł o tym niemieckiemu policjantowi, który na stałe rezydował w pobliskim Lipowcu. – To było straszne. Pewnego letniego popołudnia przyjechał na nasze podwórze i zażądał od mojego ojca, aby zwołał wszystkich pracujących w gospodarstwie robotników przymusowych, a tych właściwie było na samym początku tylko dwoje – opowiada pan Erwin. - Duży, bo takie miał nazwisko niemiecki policjant, najpierw zaczął się zwracać do mojego ojca podniesionym głosem, który w dość szybkim czasie zamienił się w krzyk. Na takie zachowanie młodego, bo zaledwie trzydziestokilkuletniego policjanta mój ojciec, weteran I wojny światowej - nie mógł pozwolić.

 

W tym samym tonie wykrzyknął do niego, co myśli na temat jego zachowania i o dziwo, policjant Duży nieco się uspokoił. Jednakże było to złudne, ponieważ swoją złość i frustrację przelał na niewinnego Bolesława. – Podszedł do niego bardzo blisko i zaczął mu wykrzykiwać prosto w twarz, że jest tu od pracy, a nie potajemnego spotykania się z pochodzącym z Polski młodymi dziewczynami, które tak samo jak i on – są nikomu nie potrzebnymi ludźmi i w każdej chwili on, jako policjant może zrobić z nimi co zechce.

 

 

Pobicie

 

Rozmowa (raczej monolog) z wystraszonym Bolesławem Rydlem na podwórzu ojca Erwina Syski nie trwała długo. Niemiecki policjant z Lipowca po chwili krzyków i bluźnierstw mocnym ciosem prosto w twarz powalił młodego robotnika na ziemię. – Zacząłem płakać. Moja matka z rodzeństwem szybko uciekła do domu, ja natomiast zacząłem błagać ojca. by coś z tym zrobił. Nie rozumiałem wtedy jako dziecko, że w tej kwestii nic nie mógł zrobić. Wziął mnie tylko do siebie i mocno przytulił.

 

Policjant Duży ściągnął pas z munduru i zaczął nim okładać wpółprzytomnego chłopaka. Gdy ten zaczął krzyczeć z bólu, agresja oprawcy jeszcze się wzmogła. Oprócz razów wymierzanym wojskowym pasem, zaczął go dodatkowo kopać nie szczędząc przy tym głowy młodego Bolesława. – Gdy nieco się zmęczył, przysiadł na nieodległym pieńku do rąbania drewna i obserwował wijącą się z bólu swoją ofiarę z jakimś okrutnym uśmiechem na twarzy. Dojrzałem w tym uśmiechu radość i zadowolenie z dobrze wykonanej „pracy”. Do tej pory, pomimo upływu tylu lat, gdy wracam wspomnieniami do tego wydarzenia, wciąż nie mogę pogodzić się z bezdusznością tego niemieckiego policjanta.

 

 

 

 

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

  • Stefan Ochman nowym burmistrzem Szczytna (zdjęcia)
    tenorow bylo trzech. historie piszemy na nowo . SZCZYTNO MA CZWARTEGO

    sasek


    2024-04-22 21:32:08
  • Stefan Ochman nowym burmistrzem Szczytna (zdjęcia)
    Ile jeszcze nienawiści wyrzygacie, bando upośledzonych umysłowo POliniaków z demencją?...Ten pan tyle samo zrobi, dla Szczytna, co Tusk zrobił Polski, czyli nic, bo z tego samego szamba wybił...ale głupkom wystarczą obietnice, prawda?


    2024-04-22 21:23:59
  • Stefan Ochman nowym burmistrzem Szczytna (zdjęcia)
    Straż miejska do likwidacji. Jankowska itp wypad

    Mariola


    2024-04-22 19:28:40
  • Stefan Ochman nowym burmistrzem Szczytna (zdjęcia)
    Dobrze, a teraz proszę usunąć te wszystkie sztrucle i przyczepki z twarzą Mańkowskiego poparkowane w całym mieście gdzie popadnie. Bezczelny typ.

    Jan Kowalski


    2024-04-22 17:25:31
  • Rozdział zamknięty. Cezary Łachmański o pożegnaniu z urzędem burmistrza
    Zaufanie jest jak zapałka , drugi raz jej nie odpalisz.

    suweren


    2024-04-22 15:56:29
  • Stefan Ochman nowym burmistrzem Szczytna (zdjęcia)
    Proszę robić swoje zadbać o jedno: ŻEBY MIASTO BYŁO CZYSTE I PRZYJAZNE DLA TURYSTÓW, usuń patologiczną młodzież z chodników, która zaśmieca je gumami i papierosami. Zrobić porządek ze stadionem, zawalone wszystko samochodami. Jako mieszkańcy mamy problemy z jazdą samochodem. No i wsadź nowych ludzi do urzędu, stary układ władzy musi paść. Zmiany na stanowiskach kierowniczych.

    Mieszkaniec


    2024-04-22 15:18:38
  • Stefan Ochman nowym burmistrzem Szczytna (zdjęcia)
    Z oświadczenia majątkowego pana byłego burmistrza wynika że miesięcznie pobierał około 20 000 zł. Teraz czas wrócić do swojego wyuczonego zawodu czyli podawanie piłki na lekcji wfu . Syn niepełnosprawny z tytułem magistra administracji od 5 lat nie może dostać pracy nawet interwencyjnej pani Januszczyk i panie Mańkowski prawda ? Ale widząc oświadczenia majątkowe burmistrza i dyrektor PUP chyba nie zabolało was wyrzucenie w błoto kilkadziesiąt tysięcy na przegraną kampanię .????

    Datek


    2024-04-22 11:27:53
  • Stefan Ochman nowym burmistrzem Szczytna (zdjęcia)
    Gratulacje. Mam nadzieję, że to nowa, świeża jakość dla mojego miasta.

    Paweł Piskorski


    2024-04-22 10:06:46
  • Kamionek o krok od budowy nowoczesnej szkoły z basenem!
    O ile ta szkoła powstanie, to już widzę miny rodziców dzieci, które zostaną wyrwane z obecnych środowisk szkolnych, żeby zapełnić miejsca w \"kolejnym dziecku\" wójta. Głęboko wierzę, że to ostatnia kadencja tego człowieka.

    Mieszkanka gminy


    2024-04-22 09:40:26
  • Stefan Ochman nowym burmistrzem Szczytna (zdjęcia)
    No i fikołki się skończyły i wszystko na ostatnią chwilę . A smród po szkieletorze przy wieży pozostał dalej

    Zdzysk


    2024-04-22 08:40:38

Reklama