Piątek, 19 Kwiecień
Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa -

Reklama


Reklama

Świńska sprawa – felieton pastora Andrzeja Seweryna


Tytuł dzisiejszego felietonu może wydać się nieco zaskakujący, ale tym razem chcę napisać o czymś, co taką sprawą bez wątpienia jest. Można by nadać nawet mniej estetyczny tytuł temu tekstowi, mówiąc, że dzisiaj będzie o śmierdzącej sprawie, wszak nie wszystkie zapachy są miłe dla naszego zmysłu jakim jest węch. A wszystko to wzięło się z powodu pewnego dość specyficznego doznania, jakiego doświadczyłem w ostatnią niedzielę w naszym kochanym mieście.


  • Data:

 

Otóż w miłe niedzielne popołudnie udałem się wraz z żoną i tym razem dwiema naszymi wnuczkami na pizzę w centrum naszego miasta. Usiedliśmy sobie na zewnątrz przemiłej restauracyjki, której nazwy nie wymienię, by nie być posądzonym o kryptoreklamę, choć na dobrą reklamę z pewnością ten lokal zasługuje. Czekaliśmy na zamówione danie, gdy nagle – powtarzam: w niedzielne, wakacyjne popołudnie! – uderzył nas przejmujący odór przewożonej załadowanym TIR-em trzody chlewnej. O paskudnym dyskomforcie zapominając, było mi najzwyczajniej wstyd przed turystami, którzy zajmowali miejsca wokół mnie i dla których owa niespodziewana „atrakcja turystyczna” z pewnością nie przypadła do gustu.

 

Złości mnie zawsze, ilekroć w czasie normalnych, roboczych dni tygodnia nasze miasto nawiedzają takie gościnne „aromaty”. A ponieważ w centrum miasta mamy ciągi kamienic, więc tenże „oborniany”, wstrętny odór czuć długo po przejeździe tego ładunku. Ludzie na ulicach zatykają nosy, chowają się do sklepów, by przetrwać tę inwazję smrodu, który nie powinien się pojawiać w centrum żadnego miasta. Czy nie można by poprowadzić takich pojazdów jakimś sensownym objazdem – poza obrębem centrum miasta?

 

Zdaję sobie sprawę, że nadal nierozwiązany jest problem obwodnicy Szczytna, której nasze miasto pilnie potrzebuje. Uważam jednak, że transport żywej trzody chlewnej przez samo centrum miasta jest na dłuższą metę nie do przyjęcia. W weekendy szczególnie, a w wakacyjne niedziele i święta wręcz karygodne. Kto bowiem wpadł na iście szatański pomysł, by w środku wakacyjnej przecież niedzieli nakazać przewóz takich aromatów nieopodal rozstawionych restauracyjnych stolików zajmowanych często przez naszych gości. To po prostu skandal!

 


Reklama

Nie jestem fachowcem od drogownictwa ani od kwestii transportu żywych zwierząt oraz innych brzydko pachnących substancji, które też chyba mają jakieś prawne obwarowania. Apelowałbym jednak do władz miasta, by podjęły stosowne działania, które ukróciłyby lub wręcz uniemożliwiły przewóz takich towarów przez samo centrum Szczytna tuż pod oknami lokalnych władz samorządowych. Zresztą ogromna ilość przejeżdżających codziennie przez rondo przy Placu Juranda ogromnych ciężarówek, to przecież także problem zatrucia powietrza, którym musimy na co dzień oddychać. To jest naprawdę bardzo „śmierdzący” problem.

 

Przed laty, w latach 90. ub. wieku, pisywałem podobne felietony do ówczesnej „Gazety Kętrzyńskiej”. Jeden z moich tekstów zatytułowałem: „Capigród”. Zanim bowiem zamieszkałem w tym mieście, odwiedziłem go kilka razy przy okazji wakacyjnych obozów dla młodzieży, które były organizowane w naszym kościele. Zaskoczyło mnie sporo razy to, że w czasie wakacyjnych dni, zwykle pod wieczór miasto nawiedzała fala bardzo brzydkiego fetoru. Sądziliśmy, że może to sprawa związana z rzeką Guber albo z oczyszczalnią ścieków, wszak aromaty te były iście kanalizacyjne. Okazało się jednak, że źródłem tychże atrakcji była lokalna cukrownia, w której wieczorami oczyszczano kadzie, w których myte były buraki cukrowe przywożone z pól.

 

Jakiś czas potem, mieszkając już w tym mieście, trochę prowokacyjnie określiłem je mianem „Capigród”, wszak młodzież z całej Polski, czując ten odór zamykała wszystkie okna w pokojach i mawiała z niesmakiem: „Ale tu capi”. I rzeczywiście, „capiło” jakiś czas jeszcze, aż ponoć Duńczycy wykupili ten zakład, a potem sprzedali maszyny i definitywnie zamknęli ten biznes. W Kętrzynie w końcu przestało „capić”. Nie jestem megalomanem i nie twierdzę, że to skutek mojej „dziennikarskiej” interwencji, ale może choć ciut ciut….?

 

Reklama

Może więc trochę naiwnie marzę o tym, że i nasze miłe przecież oraz przyjazne turystom miasto ustrzeże nas od aromatów, które fundują mu przewoźnicy i przedsiębiorcy od trzody chlewnej. Może znajdzie się takie rozwiązanie, które uchroni nasze miasto od przydomka „Capigród”, a który szerokim łukiem będą omijać turyści. Pojadą gdzie indziej, by zjeść w przyjemnej atmosferze i pooddychać świeżym i zdrowym mazurskim powietrzem, po które przyjeżdżają czasem setki kilometrów. Takie z pozoru głupstwo, a jednak ta śmierdząca sprawa może przeszkodzić w promocji i rozwoju naszego miasta.

 

A skoro już o takich nieestetycznych sprawach, to dorzucę jeszcze jeden kwiatek. Zawsze mi wstyd, jak idę obok budynku starostwa i widzę minibusa załadowanego po dach jakimiś szpargałami, który stoi na ulicy przy budynku lokalnych przecież władz i szpeci okrutnie, kłuje w oczy i zawstydza mnie jako lokalnego patriotę już od dłuższego czasu. Co pomyślą sobie turyści i goście widząc taki obrazek? Gdzie policja, straż miejska czy szef instytucji, przed którą stoi sobie bezkarnie taka „ozdoba”? To dla mnie nie do pojęcia! Wybaczcie, ale w tym przypadku liczę na to, że moja obserwacja poskutkuje usunięciem tego pojazdu.

 

Nie chcę być niemiły wobec nikogo, zależy mi tylko na jak najlepszej opinii o naszym mieście. O jego dobre imię powinniśmy wszyscy zabiegać. Niech pięknieje, rozwija się, przyciąga turystów i inwestorów. Niech nam się tutaj żyje przyjemnie, miło i dostatnio. Jako chrześcijanin wiem przecież, że nasz Bóg jest Bogiem porządku i dlatego zależy mi na tym, by nasze otoczenie cieszyło nasze oczy, aby było widać i czuć, że nie jesteśmy jakąś „wiochą” i zaściankiem.

 

pastor Andrzej Seweryn

(andrzej.seweryn@gmail.com)



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama