Piątek, 19 Kwiecień
Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa -

Reklama


Reklama

Stanisław Lech – siłacz ze Spychowa (zdjęcia)


Cyrkowe areny i jarmarki – to od wieków najbardziej znane miejsca, na których można było oglądać wyczyny ludzi o niezwykłej sile. Niektórzy, jak np. Władysław Góralewicz, wzorowany na autentycznej postaci zapaśnika Zbigniewa Cyganiewicza, zostali filmowymi bohaterami („aria dla atlety” Michała Bajona. Jarmarczny siłacz Zampano jest bohaterem „La strady” - filmu zaliczanego do ekranowych arcydzieł. Na cyrkowych numerach wspomnianego Zbigniewa Cyganiewicza po części wzorował się Stanisław Lech, związany przed laty z naszym powiatem. Jego siła i wytrzymałość budziły zasłużony podziw także w Szczytnie, gdzie w połowie lat 60. ubiegłego stulecia co najmniej kilkakrotnie prezentował publicznie swoje umiejętności. Czy ktoś pamięta te pokazy? Czekamy na informacje.


  • Data:

Maria i Stanisław Lechowie mieszkają od lat w Mrągowie. Spotkali się w 1965 roku w szkole w Wachu, gdzie on dawał pokazy siły. Niektórych numerów pani Maria nie dała rady obejrzeć, tak były – w jej przekonaniu – straszne i niebezpieczne. Rok później byli już po ślubie.

 

Młody Stanisław – można powiedzieć - wręcz przeraził Marię, nawet nie tyle swą niespotykaną siłą i umiejętnościami, co sposobem, w jaki te cechy prezentował publicznie.

 

- Pierwszy raz widziałam go w szkole w Wachu nieopodal Myszyńca – opowiada pani Maria. - Niektóre dowody jego siły były tak przerażające, że nie mogłam ich oglądać. Pozwalał, by przejeżdżał po nim traktor albo trzymał linę łączącą dwa solidne samochody i żaden z nich nie mógł ruszyć z miejsca. Taką miał siłę.

 

Gdy Stanisław Lech został statecznym mężem, miał już 28 lat. Nie wyglądał na Herkulesa, ale mógł się z nim mierzyć i nie dałoby się jednoznacznie stwierdzić, który z nich by wygrał.

 

- Inny taki numer pokazowy męża, na który z trudem można było patrzeć, związany był z kowadłem – opowiada pani Maria. - Mąż leżał na scenie, na jego piersi stało 200-kilogramowe kowadło, na którym wielkimi młotami kowale rozpłaszczali kilkucentymetrowej grubości sztabę. Sama na to patrzyłam z wielkim trudem.

 

Urodził się w Starym Myszyńcu we wrześniu 1938 roku. Po wojnie wraz z ojcem zahaczył o ziemie tzw. odzyskane, mieszkał w Szczecinie i tam się uczył w istniejącym wówczas Technikum Wychowania Fizycznego. Kierunek nauki był – w jego przypadku – oczywisty – bo sportem, w najróżniejszej jego postaci, pasjonował się niemal od dziecka. Uprawiał, i to z niezłymi wynikami, wiele lekkoatletycznych dyscyplin: biegi czy rzut oszczepem. Po Szczecinie przeniósł się do Przemyśla, gdzie pracował, ale i trenował w HKS „Czuwaj”. Lekkoatletyczne osiągnięcia przyćmiewały jednak jego umiejętności wynikające z niespotykanej siły i wytrzymałości. Tak bardzo niespotykanej, że przez wiele kolejnych lat jego niejako głównym „zajęciem” była demonstracja tych cech.


Reklama

 

W międzyczasie przeniósł się do Spychowa, tam pomieszkiwał u braci, a jednocześnie pracował w zarządzie LZS w Olsztynie jako instruktor gimnastyki akrobatycznej oraz zapasów. Czasowo przebywał też w Mikołajkach czy Giżycku. Wiele podróżował życiowo, a jeszcze więcej w związku z ubocznym zajęciem, jakim były pokazy jego nadludzkiej siły.

 

W latach „pokazowych” o panu Stanisławie było bardzo głośno. W połowie lat 60. rozpisywała się o nim prasa codzienna, tygodniki... Pisał o nim ówczesny „Przekrój”, a nawet rosyjski „Ogoniok”, a dziesięć lat później – także prasa amerykańska. Pan Stanisław w 1978 roku wyjechał bowiem w odwiedziny do rodziny, gdzie również swą siłę jeszcze prezentował. „Panie Lech. Przyjemnie było Pana osobiście spotkać. Jestem zachwycony Pańską siłą. Pana odpowiednią i honorową reprezentacją godnego Polaka. Występy wykazujące siłę przynoszą zaszczyt dla całej Polski” - pisał do Lecha we wrześniu 1980 roku ówczesny szef amerykańskiej Polonii.

 

Nikt Stanisława Lecha o taką siłę nie posądzał przy jego około 70-75-kilogramowej wadze i wzroście 175 cm. Drobny, niepozorny, nie przyciągał niczyjej uwagi, aż „ujął taboret z ponad dwustufuntowym gościem i jedną ręką, jakby nigdy nic, obniósł go dookoła bufetowej sali” - jak opisuje w polonijnej prasie wyczyny pani Stanisława Michael Kierklo.

 

Pokazy, jakimi pan Stanisław przez wiele, wiele lat zadziwiał publiczność w najróżniejszym wieku, były organizowane w sumie kilkadziesiąt lat. Dopiero choroba i operacja barku uniemożliwiły mu zajmowanie się tym, co w życiu najbardziej ukochał. Dziś to, czym przez wieki zadziwiali ludzie o niezwykłej sile, popisując się na jarmarkach, nazywa się sportem niekonwencjonalnym, a media – głównie internet – pozwalają na solidną promocję, tym bardziej, że niektórzy z nich pojawiają się na ringu, a ich walki, im bardziej brutalne, tym większym cieszą się powodzeniem.

Reklama

 

Obecnie siłacze – kulturyści – to niemal grupa zawodowa, korzystająca z najróżniejszego fachowego wsparcia, trenerów, masażystów, dietetyków, co ułatwia bycie strongmenem, a jednak niemal pewne jest to, że żaden z tych współczesnych, wielkich „mięśniaków” nie podołałby tak nieprawdopodobnym przykładom ogromnej siły i wytrzymałości, jakie były codziennością Stanisława Lecha, umiejętności naturalnych, kształtowanych sportową pasją, która w nim tkwiła od powijaków.

 

Wiele z pokazów odbyło się także w Szczytnie, jeszcze przed 1965 rokiem. Prezentował swe niebagatelne umiejętności w różnych miejscach: na Placu Juranda, w Miejskim Domu Kultury, a nawet na terenie szkoły policyjnej, wówczas milicyjnej.

 

- Ciekawa jestem, czy ktoś w Szczytnie jeszcze te pokazy pamięta? - zastanawia się pani Maria.

 

Też jesteśmy ciekawi. Czekamy na wspomnienia i – może – także zdjęcia. Liczymy na to, że wśród Czytelników znajdą się takie osoby.



Komentarze do artykułu

Stanisław Kozłowski

Byłem na pokazie Stanisława w Morągu 1964 r. z okazji Plebiscytu Najlepszego Sportowca Warmii i Mazur. Zwyciężył mój kolega z klasy Andrzej Bakulin. Oglądałem pokazy ze 120 kg kowadłem na klatce pietsiowej i kuciem metalu przez 2 kowali młotami. Zginanie w podkowę 20 cm . prętów o średnicy 2 cm. Rozdzielanie splecionych rąk dłońmi za pomocą pasów założonych na przedramiona . Nie udało się rozdzielić. Były też pokazy sprawnościowo-siłowe. Oglądałem na stadionie w Olsztynie rzuty 70 metrowe oszczepem.

Robert Kaczmarczyk

Mój tata jest jego kuzynem i dużo wspomina o jego wystepach

Endi 59

Pamiętam pokazy siły Pana Lecha , jakie odbyły się w Technikum w Przasnyszu w 1978. Nawet posiadam zdjęcia .

Jan Kacnet

Byłem na jego wystepie wDabrowach na weselu mojej Cioci

Dora

Znam tę historię z opowiadań Pana Edwarda Lecha,bratanka Pana Stanisława,

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama