Zaletą, a może wadą mieszkania w samym centrum miasta jest kontakt ze wszelkimi możliwymi przejawami małomiejskiego życia. Zastawiona samochodami ulica od rana do późnego popołudnia, wesołe towarzystwo wracające wieczorem z licznych w okolicy pubów i restauracji, ale wszędzie blisko i można się przejść zamiast jechać, piękny widok na jezioro, które jest właściwie codziennie inne.
Poza tym wszystkim jest jeszcze jeden problem, o którym już kiedyś wspominałem. To mniej lub bardziej liczna grupa osób, swoim zachowaniem wzbudzająca delikatnie mówiąc mieszane uczucia. Nie będę tu wspominał o wyglądzie. Każdy ma taki, jakim go natura obdarzyła i na jaki sobie sam zasłużył. Mój stary kolega, ogólnie szanowany profesor jednego z uniwersytetów zdarza się, że nie jest wpuszczany do co bardziej „ekskluzywnych” restauracji.
Ponura gęba tego piekielnie inteligentnego faceta, siwa skołtuniona broda, garnitur jak pamiętam sprzed ponad ćwierć wieku bardzo wówczas elegancki i najnowszy model włoskich półbutów do tego. Ma po prostu takie hobby, buty zawsze muszą być z oryginalnej miękkiej skórki, w modnym fasonie i lśniące nieskazitelnie. Taka mieszanka wywołuje natychmiastowy alarm u ochroniarzy lub przynajmniej kelnerów. Niepotrzebny zupełnie, bo Adam dobrą kuchnie uwielbia, węża w kieszeni nie ma, chociaż jego maniery przy stole bywają oryginalne.
Nie wiem, jak się nazywa ta choroba, ale nienawidzi ostrych narzędzi typu nóż, przy jedzeniu wszystkich potraw posługuje się łyżką z niewielkim wspomaganiem przez widelec. Postacie znad naszego jeziora, o których chcę dzisiaj wspomnieć, nie przypuszczam, aby miały zacięcie do pracy naukowej. Sądząc po dość ograniczonym zasobie językowym wysokość uniwersyteckiej katedry cokolwiek chyba przekracza ich życiowe ambicje. Jeszcze przed gruntowną renowacją parku nad małym jeziorem grupa stałych bywalców tamtejszych ścieżek, a przede wszystkim krzaków była dość liczna.
Ukryci w ich dżungli przed surowym okiem ówczesnego dzielnicowego nie rzucali się specjalnie w oczy chociaż wieczorne romantyczne spacery w tym rejonie do bezpiecznych nie należały. Także pozostawienie w okolicy czegokolwiek bez nadzoru było objawem skrajnej niefrasobliwości. Dlatego między innymi posiadanie psa o wyglądzie bohatera dzisiejszych sztuk walki bynajmniej nie szkodziło. W sumie po krótkim okresie konfliktów zapanował między nami okres życzliwego współistnienia. Po renowacji parków i wyburzeniu w okolicy kilku starych przedwojennych bieda domków towarzystwo znad jeziora jakoś się rozpłynęło. Od czasu do czasu zdarzało się jeszcze widywać starych znajomych, ale raczej pojedynczo.
Coś zmieniło się trzy, cztery lata temu. Otwarcie w okolicy marketu z tanimi napojami, kilka sklepów monopolowych, które rozmieściły się wokół jeziora wyraźnie zwiększyły liczbę stałych bywalców nadjeziornych ławeczek. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni już wczesnym rankiem najbardziej dyspozycyjni członkowie tej grupy czekają pod drzwiami sklepu otwieranego o szóstej.
Na pierwsze butelki przywracającej życie chmielowej ambrozji. I tak aż do późnego wieczora. Co jest charakterystyczne – znając swoje obywatelskie prawa nie ukrywają się już po krzakach, odważnie i zupełnie jawnie oddają się rozpasanej konsumpcji. Jawnie też pozbywając się produktów przemiany materii. Cóż z tego, że faktycznie dość często gnębią ich patrole, szczególnie rowerowe, policji. Straż miejska jest stworzona do wyższych celów. Represją niewiele się zdziała, bo spróbujcie ściągnąć np. mandat z ich osobistego majątku.
Raczej nie zasiadają w lukratywnych radach nadzorczych. Jak przypuszczam, chętnie korzystają z różnych form pomocy społecznej, bo nie wyglądają na niedożywionych. Nie widać jednak żadnych prób niesienia im innej pomocy, a niewątpliwie jej potrzebują. Samo odwracanie głowy od brzydko pachnącego problemu nic nie załatwi. Widziałem ostatnio ze dwa razy rozmawiające z nimi siostry zakonne. Pięknie, ale potrzebne jest efektywne działanie miejskich władz, nie tylko porządkowych. Czy któryś z kandydatów w najbliższych wyborach samorządowych raczy zauważyć ten problem?
Wiesław Mądrzejowski (wiemod@wp.pl)
Ja to się pytam gdzie jest np chodnik lub sciezka z Nart do Warchał? Te dwie miejscowości już dawno na to zasluguja
Romek
2024-04-15 20:20:48
Zgadzam się z \"mieszkańcem\" o \"Olą\". Skąd te dzieci się wezmą ? Nawet jeśli część przejdzie z miasta to i tak nic nie zmieni, tu czy tam to i tak za nasze pieniądze trzeba utrzymywać wszystko. A dzieci może będą dojeżdżać z okolicznych wiosek czego nie zazdroszczę. A tak na marginesie nikt nie pisał bo to przecież nie jest wygodne dla Wójta, że zlikwidował szkołę w GAWRZYJAŁKACH.
Skanda
2024-04-15 13:02:06
Kiedy obiecywany pomost w Jerutkach???
???
2024-04-15 09:37:56
Adwokat ma rację. Sprawa jest jasna. Kilka set działek na mazurach czeka na ten wyrok.
Tor
2024-04-14 21:52:08
Wszystko oki,ale w soboty jeżdżą jak chcą,patałachy.Albo za wcześnie albo z opuźnieniem.
Tom
2024-04-14 20:24:54
Czy mieszanie chorych ze zdrowymi w szpitalu psychiatrycznym w Gnieźnie jest złe?
2024-04-14 09:19:40
A gdzie w Rozłogach był PGR znowu oszustwo!
Jan
2024-04-14 09:03:53
(rozporządzenie Prezesa Rady Ministrów z dnia 22 grudnia 1999 r. Dz. U. Nr 112, póz. 1319 ze zm), w załączniku dotyczącym wzorów pieczęci nagłówkowych i podpisowych sugeruje się, aby w odniesieniu do gmin wiejskich używać zwrotów rada gminy - urząd gminy, w gminach miejsko-wiejskich rada miejska - urząd miejski, w gminach miejskich rada miasta - urząd miasta.
doczytaj
2024-04-13 17:31:14
SHAZZA!! bardzo często widuję Twojego dzielnicowego jak porusza się oznakowanym autem po swoich rewirach , za to swoich poprzedniego i obecnego jeszcze w rejonie piątym nie widziano chyba że na specjalne zaproszenie !!! Nie mają czasu ???????? a ich poprzednik W.T. też nie miał ???????? szczerze pisząc wolę dzielnicowego Kamila N. Przynajmniej jest aktywny i widoczny ????miłego dnia życzę
Zainteresowani
2024-04-13 16:45:02
Szkoda, że mało konkretów, co zamierzają. Do Rady Gminy np. były 4 nazwiska kompletnie nic nie mówiące
Gość
2024-04-12 18:26:04