Reklama
Reklama
Powstanie w 1931 roku w położonym nieopodal Piasutna Łęgu Szkoły Polsko-Ewangelickiej, nie dawało spokoju niemieckim urzędnikom. Pomimo faktu, że była to jedyna szkoła polska w powiecie szczycieńskim, już w momencie jej otwarcia egzystencja placówki stała pod znakiem zapytania. Dość liczne działania nie tylko urzędników, ale i mieszkańców, którzy byli podburzani przez wysłanych pruskich agitatorów, zmierzały do zamknięcia jedynej tego typu szkoły na Mazurach.
Ataki na szkołę
Ataki na polską szkołę przybierały na sile. Do agitowanych przez niemieckie służby mieszkańców dołączyła również lokalna prasa „Ortelsburger Zeitung”, która w swoich artykułach często pisała o „polskim wybryku w Piasutnie”. Nie lepiej przedstawiała się również sytuacja w samej wsi.
Nauczyciel Jonas z niemieckiej szkoły w Piasutnie mocno przekonywał swoich uczniów o słuszności artykułów poświęconych szkole w Łęgu, które były publikowane w niemieckojęzycznej prasie ukazującej się na terenie powiatu szczycieńskiego. Niejednokrotnie podczas prowadzonych zajęć „Ortelsburger Zeitung” określał jako najbardziej patriotyczny tytuł w regionie.
Gazeta w tym temacie również nie pozostawała obojętna i równie często pisała o patriotycznej postawie mieszkańców Piasutna, podając za przykład alkoholika Ozygusa.
Kontrole i prowokacje
Do antypolskich działań związanych ze szkołą sukcesywnie dołączali kolejni mieszkańcy, instytucje oraz urzędy. Pod koniec maja 1931 roku u Wilhelminy Lumowej, która wynajmowała w swoim domu pomieszczenia na prowadzenie polskiej szkoły pojawił się urzędnik szczycieńskiego Finanzamtu (urzedu skarbowego).
Zażądał od wystraszonej staruszki przedstawienia dokumentacji i umów związanych z wynajmem pomieszczeń oraz prowadzoną buchalterię. Kilka dni później do szkoły zawitał żandarm i zażądał od Jerzego Lanca wszystkich dokumentów, związanych z jego pobytem w Prusach Wschodnich.
Mimo prowokacyjnych działań ze strony Niemców, Jerzy Lanc potrafił zachować trzeźwy umysł i zimną krew. Pewnego razu zaintrygowało go zachowanie jednego z inwalidów wojennych, który mieszkał nieopodal Lumowej i chciał na siłę zaprzyjaźnić się z polskim nauczycielem, tłumacząc przy tym, że ma bardzo ważne sprawy wagi państwowej i chciałby z nim na ten temat porozmawiać wyłącznie w cztery oczy. Na tę nagłą „przychylność” Lanc się jednak nie złapał.
Były to oczywiście działania jak najbardziej prowokacyjne i mające na celu udowodnienie Jerzemu Lancowi, że prowadzi zlecone działania agenturalne dla Polski.
Siła Polski
Jan Boenigk, który przyjaźnił się z Lancem i wspomagał w tworzeniu pierwszej polskiej szkoły na Mazurach, zapisał w latach późniejszych w swoich wspomnieniach, że „...liczne i długotrwałe rozmowy z ludźmi, którzy regularnie przychodzili na słuchanie radia przekonały nas o rzeczywistej sile polskości, o tym, co ludzie ci czują i czego pragną”.
Świadczy to o tym, że pomimo pogróżek i prześladowania ze strony niemieckiej, do szkoły, którą prowadził Lanc, ciągle przychodzili mieszkańcy posłuchać polskich audycji nadawanych z Warszawy.
Mieszkańcy Piasutna, którzy czuli się związani z państwem niemieckim, dzięki silnemu i finansowemu wsparciu lokalnych władz robili wszystko, aby zdyskredytować działania szkoły Lanca. W przedostatnią sobotę czerwca 1931 roku, zorganizowali we wsi ogólnodostępną imprezę suto zakrapianą alkoholem zakupionym przez niemieckich agitatorów.
Około północy przez wieś przeszedł niewielki pochód z pochodniami mocno podchmielonych mieszkańców, którzy wykrzykiwali „Deutschland erwache!” (Niemcy obudźcie się!)
Reklama
Prowokacji ciąg dalszy
Na początku lipca 1931 roku nieopodal budynku szkoły w Łęgu niewielkie obozowisko rozbili żołnierze Reichswehry. Oczywiście miało to wpłynąć na morale osób, które przychodziły do Lanca słuchać polskich audycji radiowych.
Według zachowanych wspomnień i pamiętnika Boenigka wiadomo, że przez cały czas polska szkoła w Łęgu była pod obserwacją wspomnianych żołnierzy, dla których rozbicie leśnego obozowiska było tylko kamuflażem do ich faktycznych działań.
Niektórzy z mieszkańców Piasutna, jak choćby niechlubny i często wspominany rzeźnik Ozygus, widząc bezkarność i poparcie niemieckich władz, gdzie tylko mógł, demonstrował swoją nienawiść do Polaków i wszystkiego, co polskie. 10 czerwca 1931 roku będąc już mocno pijanym, wyszedł przed miejscową gospodę i zaczął wykrzykiwać, że zlikwiduje polską szkołę w Łęgu, chociażby za cenę pójścia do więzienia.
Niemiecka szkoła w Łęgu
Niemieckie władze miały świadomość tego, że nie mogą przekroczyć pewnej granicy, co mogłoby stanowić zarzewie konfliktu politycznego nie tylko o zasięgu lokalnym, ale i państwowym. Po wielu naradach postanowiono, że jedynym działaniem, które pozwoli na zlikwidowanie polskiej szkoły w Łęgu, będzie utworzenie po sąsiedzku niemieckiej placówki oświatowej i dosłownie po tym zamyśle, przystąpiono do realnych działań.
W czasie wakacji, 20 lipca 1931 roku Jerzemu Lancowi złożył wizytę inspektor szkolny ze szczycieńskiego starostwa. Po przejrzeniu i kontroli ważniejszych dokumentów związanych z prowadzeniem szkoły, oschle pożegnał się z kierownikiem polskiej szkoły. W zaledwie dwie godziny później do Łęgu zawitał starosta szczycieński Victor von Poser w asyście aż dziesięciu urzędników. Bez zbędnych komentarzy obejrzeli pomieszczenia, w których odbywały się zajęcia i bez słów pożegnania udali się do gospodarstwa niejakiego Kołpaczyka, którego zabudowania znajdowały się niespełna kilometr od szkoły Lanca.
Cel ich wizyty był z góry wiadomy, ponieważ podczas jednej z narad w starostwie zapadła ostateczna decyzja o otwarciu niemieckiej szkoły w Łęgu. Jednak nie była to tak łatwa sprawa, jak się wydawało niemieckim urzędnikom ze Szczytna. Przygotowanie tylko samej dokumentacji związanej z prowadzeniem szkoły zajęło dobrych kilka miesięcy. Przez dłuższy czas trudno było ustalić ostateczny termin otwarcia placówki i udało się to dopiero na początku stycznia 1932 roku.
„Patriotyczne siły”
Władze niemieckie nie poprzestawały jednak w swoich prowokacyjnych działaniach i tak na początku października do Łęgu zawitał rzekomy uciekinier z Polski, który rychło zapowiadał upadek państwa, z którego przybył.
Mniej więcej w tym samym czasie antypolskie akcje wspierały tworzące się faszystowskie organizacje, jak na przykład Heimatdienst ze Szczytna, które nazwały się samozwańczo jedynymi „patriotycznymi siłami”. Jerzy Lanc w swoim pamiętniku z tego okresu zanotował:
„Aktywnie patronowali temu ludzie stojący na szczycie drabiny administracji państwowej, urzędów i instytucji, kler z małymi wyjątkami i całe nauczycielstwo z ogromną armią posługaczy...”.
Reklama
Pod stałą obserwacją niemieckich agentów znajdowały się mazurskie rodziny zarówno z samego Piasutna, jak i Łęgu, które sympatyzowały z Jerzym Lancem, który pod koniec października 1931 roku był zdezorientowany zachowaniem niektórych rodziców dzieci z jego szkoły. Bywało tak, że przez kilka dni przyprowadzano do szkoły dzieci, a następnie pod jakąś presją, pomimo wcześniejszych zapewnień rodziców, zabierano je z placówki.
Ostrzeżenia
Nadeszła późna jesień 1931 roku. Jerzy Lanc był świadomy faktu, że ze względu na brak dzieci szkołę, o którą tak walczył, będzie musiał zamknąć. Wraz z początkiem stycznia 1932 r., niemiecka szkoła w Łęgu rozpoczęła swoją edukacyjną działalność. Jeden z zaprzyjaźnionych z Lancem Mazurów, Otton Krupka, ostrzegał go, że w Piasutnie szykuje się jakaś poważna akcja związana ze zlikwidowaniem polskiej szkoły, której nadano kryptonim „Ledrjacke” (Skórzana kurtka).
W zachowanych notatkach wspomina się, że bardzo blisko z nieformalna grupą z Piasutna był związany jeden z dziennikarzy „Ortelsburger Zeitung”, który był autorem licznych i napastliwych artykułów o polskiej szkole w Łęgu.
Zapiski Lanca kończą się na dacie 12 stycznia 1932 r. Nie ustalono, dlaczego właśnie wówczas zaprzestał sporządzania notatek ze swojej działalności, a być może już wtedy Jerzy lanc miał świadomość, że jego szkoła przestanie istnieć.
Być może miały na to wpływ wydarzenia z Dębowca Wielkiego, gdzie dotkliwie pobito Bogumiła Późnego (ojca pierwszego powojennego starosty szczycieńskiego Waltera Późnego), który chciał również u siebie otworzyć polską szkołę na Mazurach. Jerzy Lanc pomimo antypolskich wystąpień i w efekcie pobić, cały czas wspomagał w działaniach Bogumiła Późnego, sugerując mu, że jeśli się nie utrzyma szkoła w Łęgu, to bardzo chętnie przeniesie się do Dębowca.
Śmierć
Jerzego Lanca śmierć zastała w nocy 1 marca 1932 roku. Miał zaledwie 31 lat. Niemieccy lekarze za przyczynę zgonu polskiego nauczyciela uznali zapalenie płuc, a z czasem gruźlicę chociaż Lanc wcześniej nigdy nie skarżył się na żadne dolegliwości.
Polska strona od samego początku podejrzewała otrucie. W Poznaniu przeprowadzono sekcję zwłok, na podstawie której ustalono śmiertelne zatrucie czadem. Było to o tyle dziwne, że w noc śmierci Lanca, piec w jego pokoju nie był używany. Do dziś pozostaje to niewyjaśnioną zagadką...
* * *
Z inicjatywy posłanki Urszuli Pasławskiej, Sejmik Województwa Warmińsko-Mazurskiego ustanowił rok 2019 rokiem 90-lecia Polskich Szkół na Warmii i Mazurach. Za niespełna cztery miesiące minie czas, który miał być poświęcony szczególnemu upamiętnieniu między innymi takich ludzi jak Jerzy Lanc i ich dokonań. Jak dotychczas nie zauważyłem w powiecie szczycieńskim szczególnego nasilenia działań, związanych z tym 90-leciem. Szkoda, bo to dobra okazja, aby przypomnieć trudną historię Warmii i Mazur.
Opis do foto: Jerzy Lanc z żoną Anną Ernestyną oraz synem Bogumiłem. Fotografia pochodzi z ok. 1930 roku
Reklama
Tak dobra współpraca z władzami powiatu, że Pan Starosta został zaszczepiony poza kolejnością.
dr
2021-01-22 11:32:32
Pan przewodniczący to na nauki do sołtysa z Gawryjałki powinien się udać, gdyż realia miejskie przewyższają jego możliwości....
Janusz
2021-01-22 10:34:02
Panie przewodniczący rady weź pan się za pracę lecz nie na rzecz miasta bo nie długo tylko zaorać to miasto będzie trzeba.
Kamil
2021-01-22 10:31:31
Czy prokurator zbadał sprawę przywilejów starosty?
2021-01-22 10:29:03
Pani Rybińska, promocja to również inwestycja, i to bardzo poważna. Proszę spojrzeć na swoich sejmowych kolegów. Oni wiedzą o tym najlepiej.
Facet
2021-01-22 09:29:42
Co jest z tym Burmistrzem? Nie mógł dogadać się z poprzedniczką, pokłócił się ze swoim szefem kampanii wyborczej, nie dogaduje się z włodarzami sąsiednich gmin i większością radnych. Czy to przypadek, czy taka jego natura?
Beata
2021-01-22 09:25:32
W tym samym czasie w szczycieńskiej komendzie przebywał świadek, który widział nieodpowiedzialną jazdę 19-latka...ale jak to, siedział na komendzie i widział zdarzenie? hahahaha
kroll
2021-01-22 08:08:26
Burmistrz z nikim nie umie się dogadać. I w przypadku radnych jest to zrozumiałe że mają inne spojrzenie na wiele spraw ale z władzami sąsiednich miast i gmin też nie potrafi pomimo że niektórych prosił o poparcie. Nie umie współpracować dla dobra powiatu. Uważa się za najmądrzejszego a tak naprawdę ma znikome pojęcie o samorządzie. Za bardzo polubił słowo SAMOrząd. Zamiast iść do przodu się cofa a my mieszkańcy razem z nim.
Mieszkaniec
2021-01-22 00:32:16
To była przechowalnia raczej , nie szpital. Ludzie trafiali tu nieświadomi tego co ich czeka , po kilku dniach pobytu tu załatwiali przeniesienia sobie do innego szpitala że względu na pogarszający się stan zdrowia.
Pacjent.
2021-01-21 20:34:04
Bardzo dobrze, im mniej mają tym mniej zmarnują.
RBN
2021-01-21 19:59:30