Wtorek, 16 Kwiecień
Imieniny: Bernarda, Biruty, Erwina -

Reklama


Reklama

Ofiara nałogu – felieton Wiesława Mądrzejowskiego


Tak Szanowni Państwo! Nadszedł ten moment i trzeba się w końcu ujawnić. Z ciężkim to czynię sercem, bo w dzisiejszych czasach jest to niestety wstyd straszliwy. Otóż jestem nałogowcem! Gdyby tak jeszcze, jak podobno jedna czwarta naszego społeczeństwa, uzależnić się od alkoholu – pół biedy. Tu jesteśmy wyrozumiali, w końcu narodowa tradycja do czegoś zobowiązuje. Narkotyki też nie wstyd, każdemu się może zdarzyć w trudnej rzeczywistości. Uzależnienie od seksu czy hazardu to raczej przyjemność albo najwyżej niewielka nawet sympatyczna przywara. Niestety, jest gorzej. Jest dużo gorzej.


  • Data:

Jestem uzależniony od czytania! Nieświadomi tego rodzice cieszyli się bardzo, gdy w wieku jeszcze przedszkolnym zacząłem składać literki i dukać coś tam o krasnoludkach. Nieszczęśni! Później to już poooszło! Czytanie książek to był jeszcze niewielki problem. Na dobre zaczęło się gdy odkryłem świat prasy. Czytanie zaczynało się jak tylko człowiek rano otworzył oczy.

 

Zjadaniu codziennego talerza porannej owsianki musiała już towarzyszyć rozłożona przed nosem płachta gazety. To już wzbudziło pewien niepokój w rodzinie i pierwsze nieśmiałe protesty. Czasy szkolne wspominam z rozrzewnieniem, bo mogłem pod pretekstem pobierania nauk tonąć radośnie w słowie drukowanym niczym w karaibskiej kąpieli. Studia to już zupełna drukowana rozpusta. Była w pewnym momencie szansa na uwolnienie się od nałogu. Jak to w latach młodzieńczych bywa zainteresowanie płcią odmienną na pewien czas z lekka przytłumiło uzależnienie.

 

Zdarzało się nawet, że zapomniałem o zakupie codziennej gazety czy, o zgrozo, aktualnego numeru „Polityki”, z którą intensywnie obcuję od ponad pół wieku. Jak człowiek wpadnie w uzależnienie to jednak i takie wydawałoby się mocne bodźce nie pomogą. Wpadłem jak śliwka w kompot, bo szybko się okazało, że pierwsza i najlepsza z moich żon jest obciążona tą przypadłością w stopniu prawie takim samym. Miewa czasem okresy abstynencji, ale ujawnia się wówczas inna dolegliwość, czyli uzależnienie od aktywności fizycznej.


Reklama

 

Co tu będę oszukiwał, nałóg przeszedł i na dzieci. Drżę teraz ,aby nie ujawnił się w następnych pokoleniach. Może się uda? Jak każdy nałóg tak i ten jest coraz bardziej kosztowny. Podobno ceny koki na rynku ostatnio dość mocno spadły, gorzałka pomimo pogróżek też z pewnością nie zdrożeje przynajmniej do jesiennych wyborów. Niestety, słowo drukowane jest coraz droższe. Za dwie gazety można zjeść już obiad w przyzwoitej jadłodajni. Gdyby dołożyć do tego tygodnik to już rozpusta. O książkach nie wspomnę. Otóż władza nasza najwspanialsza nowogrodzka w swej dbałości o suwerena robi wszystko, aby profilaktyka przed zagrożeniem słowem drukowanym była jak najskuteczniejsza.

 

Stąd też obłożenie wszystkich wydawnictw odpowiednio wysokimi podatkami. W końcu rozpusta musi kosztować. Jak sobie niedawno policzyłem, w ulubionej szczycieńskiej księgarni pozostawiłem przez czterdzieści lat równowartość niezłego samochodu. Trudno, zawsze jednak można znaleźć jakiś towar zastępczy, takie drukowane dopalacze. W mieście mamy do wyboru do koloru różnego rodzaju napisy, reklamy i ogłoszenia. Drukowane i malowane, jak to woli. Ostatnio na przykład w moim ulubionym przejściu pod blokami na Polskiej znów mogłem przeczytać radosne hasło „Biali patrioci”.

 

Ciekaw jestem tylko dlaczego „biali”? Może jakieś narodowy kompleks brudasa? Nie wiem też co znaczy umieszczony obok skrót HWDP. Gdyby było przez CH to może bym się domyślił. Od pewnego czasu noszę już okulary, co pozwala mi w końcu zapoznawać się z treścią skromnie uroczych nalepek na rynnach i parapetach. A to znajdę jakiś tekst antyrządowy o wieszaniu komunistów, a to znów jakaś zawiedziona osoba płci niewiadomej z żalem wielkim bohatersko wyrzeka się hord cudzoziemców, którzy dybaliby na jej niewątpliwie narodową cnotę.

Reklama

 

O wiszących znów na płotach banerach reklamowych polityków kandydujących do Parlamentu Europejskiego nie wspomnę. Widząc z daleka szczerą, prawdziwie europejską twarz byłego ministra rolnictwa z tajemniczym uśmiechem właściwym tylko najwytrawniejszym dyplomatom, nie mogłem się powstrzymać, aby przejść przez ulicę w miejscu niedozwolonym i zapoznać się ze skrótem jego programu. I tu mój nieskrywany podziw dla byłego pana ministra w najlepszym polskim rządzie od czasów Piasta Kołodzieja. „Europa Wartości” i wszystko jasne. Właściwie to wystarczy, już niczego innego nie muszę dzisiaj czytać. Jutro poszukam kolejnych banerów, może to jakaś szansa na pozbycie się tego nałogu?

 

Wiesław Mądrzejowski (wiemod@wp.pl)

 



Komentarze do artykułu

kinga

Ciekawe, czy rodziny hazardzistów podzielają zdanie pana Mądrzejowskiego, że tego typu uzależnienie jest niewielką, sympatyczną przywarą. A propos czytania oraz pozyskiwania informacji - wersja elektroniczna bardzo dobrze się sprawdza, a ile przy okazji można zaoszczędzić papieru, a co za tym idzie, lasów.

WK

Ble, ble, ble ........ ble

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama