Piątek, 19 Kwiecień
Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa -

Reklama


Reklama

Nowe Kiejkuty w rękach kobiet (zdjęcia)


Gdzie diabeł nie może tam... radną z sołtys wyśle. Współpraca radnej Reginy Bazych i sołtys Justyny Gajek, choć formalnie współpracują dopiero dwa lata, zmieniły oblicze Nowych Kiejkut. Formalnie, bo aktywne na rzecz lokalnej społeczności były i wcześniej.


  • Data:

Regina Bazych radna jest drugą kadencję, czyli na sprawy gminne ma wpływ od 2014 roku. Od 32 lat jest mieszkanką Nowych Kiejkut. Pracuje w Szczytnie jako zastępcą kierownika jednego z marketów. Do Nowych Kiejkut przybyła z Marksewa - jak mówi - do męża. Jest matką trojga dorosłych już dzieci i szczęśliwą babcią.

 

Justyna Gajek mieszka w Nowych Kiejkutach nieco krócej, bo od lat 18. Podobnie jak pani Regina, przybyła do wsi za mężem, a dokładniej – jak żartem mówi – przyszła, bo zaledwie z Targowa. - Autobusy jeździły za dnia, a na randki umawialiśmy się wieczorami – śmieje się.

 

- Czasem, jak opowiadamy o tym, jak się żyło we wsi te 30 czy 40 lat temu, to młodzież nie tylko nie wierzy, ale wręcz nie rozumie, o czym mówimy – dodaje pani Regina. - A przecież kiedyś było normalne, że pieszo się chodziło kilka kilometrów, do sąsiedniej wsi, gdzie akurat była na przykład zabawa w remizie, czasem nawet w jakiejś stodole.

 

Przeprowadzka... za sercem

 

Obie panie przyznają, że na takich właśnie, wiejskich potańcówkach, poznały swoich przyszłych, zresztą wciąż i obecnych małżonków.

 

- To były imprezy, które przyciągały młodych, a i starszych też nawet z odleglejszych miejscowości. Chyba jedyne okazje, dające możliwość nawiązania nowych znajomości, przyjaźni... Ja poznałam męża na zabawie w Targowie. One wtedy cieszyły się dużym powodzeniem – wspomina Regina Bazych - Co prawda z Marksewa było dość daleko, ale w Orżynach mieszkała moja babcia, którą często odwiedzałam i, oczywiście, korzystając z okazji bywałam na tych tańcach. Początkowo po prostu poznaliśmy się i tyle. Dopiero na którejś kolejnej z takich potańcówek, jak to się mówi, zaiskrzyło. Nasze randki były organizacyjnie łatwiejsze, choć mieszkałam dalej od Nowych Kiejkut niż Justyna, bo Kazimierz czyli ówczesny mój chłopak, miał motor. I tak jeździł do mnie aż do 1989 roku, do naszego ślubu. Wtedy przeprowadziłam się do Nowych Kiejkut.

 

- W moim przypadku to nie była taka zwykła wiejska potańcówka lecz bal karnawałowy – prostuje pani Justyna. - Pracowałam w sklepie w Starych Kiejkutach, a Krzysztof był po prostu jednym z klientów, więc widywaliśmy się dość często, chociaż niejako „służbowo”, aż do czasu, gdy mnie na ten bal zaprosił. A z czasem ten bal „zamienił się” w wesele. I też przeniosłam się do Nowych Kiejkut. Mamy jednego, 16-letniego syna.

 

Społeczna aktywność

 

Regina Bazych twierdzi, że aktywność ma we krwi i odkąd pamięta, pracowała z ludźmi, angażowała się w wiejskie życie. - Trudno mi dziś powiedzieć, jakie były konkretne moje motywy. Chciałam robić i zrobić coś więcej, liczyłam, że uda mi się coś zmienić w wiejskiej codzienności. Do startu, w szeregach jej komitetu namawiała mnie też wójt Marianna Szydlik i dałam się przekonać. Nie od razu, bo była to jednak poważna decyzja, którą zresztą szczegółowo omówiliśmy z mężem. To ważne, by taka decyzja była wspólna, by pełniąc społeczną funkcję mieć też oparcie w rodzinie. Wtedy można się tej społecznej działalności intensywniej poświęcić.

 

Justynę Gajek do kandydowania podczas ostatnich wyborów sołtysa namówiła radna Bazych.

 

- Nie było mi łatwo się zdecydować. Obawiałam się, że sobie nie poradzę, że będzie trudno pogodzić dom, rodzinę, pracę i tę funkcję. Panie, będące w Radzie Sołeckiej, deklarowały wszelką pomoc i tak właśnie jest. Oczywiście, że wyobrażenia, a rzeczywistość to dwie różne sprawy, ale nie żałuję, że się zdecydowałam. Już wcześniej angażowałam się w różne wiejskie przedsięwzięcia, miałam swoją wizję, jak to życie we wsi powinno się toczyć, co warto byłoby zrobić... Teraz mam możliwość te pomysły realizować.

 

Miłe dobrego początki...

 

- Pierwszy to był chyba remont kaplicy... A jeszcze wcześniej? Trudno mi powiedzieć. W szkole podstawowej już mnie ciągnęło do działań, nazwijmy to, zbiorowych. Byłam zuchem, później harcerzem. Może nie była to jeszcze społeczna aktywność w dzisiejszym znaczeniu, ale harcerstwo uczyło współpracy, zdobywanie kolejnych sprawności wymagało rozwijania wiedzy i umiejętności, motywowało. Całą klasą I-III stanowiliśmy drużynę zuchów, a nasza opiekunka - Kazimiera Dąbrowska - była jednocześnie wychowawczynią. Choć mieszka w Szczytnie do dziś utrzymuję z nią kontakt, a to chyba najlepiej świadczy o tym, jak ważną rolę odegrała w kształtowaniu moich wtedy jeszcze dziecięcych postaw, ale przecież one w dużym stopniu rzutują na nasze dorosłe życie. To wspaniała kobieta i doskonały pedagog. I wszystkich nas, z tej klasy – drużyny, dobrze pamięta.

 

Już w dorosłym życiu pani Regina została najpierw członkiem Rady Sołeckiej i uczestniczyła w organizacji wielu wiejskich wydarzeń, organizowanych głównie dla dzieci. - A tych było zawsze sporo, więc każda impreza dla dzieci była też logistycznym wyzwaniem – opowiada. - Później przyszedł czas kandydowania do Rady Gminy i już z mandatem zaangażowałam się w remont wspomnianej kaplicy.


Reklama

 

W Nowych Kiejkutach nie było i nie ma kościoła, co – szczególnie dla osób starszych – stanowiło pewną religijną dolegliwość, bo trzeba było jeździć do Dźwierzut. - W latach 90. miejscowa jednostka OSP rozbudowała remizę o nowy garaż i zapewne w odpowiedzi na zapotrzebowanie mieszkańców, stary garaż został adaptowany właśnie na kaplicę. I w każdą niedzielę do Nowych Kiejkut przyjeżdża ksiądz i odprawia msze – mówi radna Bazych. - Po latach użytkowania kaplica wymagała solidnego remontu i było to pierwsze przedsięwzięcie, jakiego się podjęłam już jako radna. Najpierw spotkałam się z Radą Sołecką, która zaakceptowała pomysł, później zaangażowaliśmy mieszkańców, którzy bardzo chętnie się włączyli, czy to swoją własną pracą, czy wsparciem finansowym. I wyłącznie własnymi, wiejskimi siłami ten remont przeprowadziliśmy. Te działania w dużym stopniu skonsolidowały wieś, spora część mieszkańców „połknęła bakcyla”, gdy zobaczyła, że wspólnie można wcale niemało osiągnąć i że to, co się zrobi, nie tylko dla siebie, ale właśnie dla wsi, dla sąsiadów, znajomych, daje wiele satysfakcji. Remont kaplicy wyłonił grupkę osób zaangażowanych, które włączają się w kolejne działania, na których pomoc i udział zawsze możemy liczyć.

 

Justyna Gajek przyznaje, że jej aktywność na pewno nie zrodziła się w przedszkolu, którego nie cierpiała i robiła wszystko, by chodzenia doń uniknąć. Również w szkole jeszcze nie czuła potrzeby czynienia czegoś dla ogółu, chociaż, gdy coś się działo, trzeba było w czymś czy komuś pomóc – to nie odmawiała. - To się „rodziło” powoli, gdy zaczęłam współpracować z Reginą, pomagać jej. Taki chyba przełomowy moment nastąpił w 2018 roku. Wtedy nasza ówczesna sołtys musiała na jakiś czas wyjechać, a zbliżały się gminne dożynki. Zwykle to właśnie sołtys inicjuje jakieś związane z dożynkami działania, ale wtedy niejako przejęłyśmy tę rolę na siebie. Wcześniej były też robione wieńce dożynkowe, a pracami kierowała jedna ze starszych mieszkanek wsi.

 

Później jednak zrezygnowała ze względu na wiek i zdrowie. Ale to nas nie zniechęciło, mimo że zebrała nas się grupa kobiet nieco młodszych, bez doświadczenia, a trzeba wiedzieć, że wykonanie dożynkowego wieńca to wbrew pozorom bardzo skomplikowana sprawa. Czerpałyśmy wiedzę i instrukcje z internetu głównie. Pracowało nas wtedy przy tym wieńcu z dziesięć osób. Spotykałyśmy się w wiejskiej świetlicy i prawie codziennie intensywnie pracowałyśmy. Zaczęłyśmy źle, bo plotłyśmy ten wieniec kłosami w dół, a trzeba było odwrotnie. Ostatecznie jednak udało nam się zrobić wieniec w kształcie wiejskiej, przydrożnej kapliczki, która podczas dożynek zajęła trzecie miejsce. Później przyszła pandemia i nie było okazji ani potrzeby, by pleść wieńce, co jednak nie oznacza, że społeczne życie we wsi zamarło, a aktywność pogrzebano.

 

„Zagrodowi” liderzy

 

W 2019 roku Nowe Kiejkuty wzięły udział w wojewódzkim konkursie o nazwie „Piękna i czysta zagroda – estetyczna wieś”. - Wiele miejsc we wsi zostało uporządkowanych już wcześniej. Dbała o to poprzednia sołtys Bernarda Mikulak. Justyna nie tylko dbała o te już uporządkowane miejsca, ale też inicjowała dalsze porządkowanie. A takie właśnie działania były jednym z kryteriów, jakie w tym konkursie brano pod uwagę – podkreśla Regina Bazych dodając, że wyróżnienie, jakie zostało przyznane wówczas Nowym Kiejkutom, to pierwszy, chociaż nie ostatni, sukces sołtys Gajek.

 

- Z tą aktywną grupą, która się „urodziła” przy remoncie kaplicy, odnowiliśmy plac zabaw, uporządkowaliśmy gazony i kwietniki, których we wsi mamy sporo, a wiele nowych ozdobnych elementów przybyło – wymienia Justyna Gajek. - Uporządkowaliśmy też boisko do piłki plażowej, odmalowaliśmy przystanek autobusowy... a Justyna zrobiła tablicę informacyjną, mówiącą o historii i teraźniejszości Nowych Kiejkut – dodaje pani Regina.

 

Konkursowe wyróżnienie przyniosło sołectwu nagrodę – 1500 zł, które można było spożytkować na zakup czegokolwiek, co służyłoby mieszkańcom i wspomagało ich aktywność. - Za te pieniądze kupiłyśmy taki duży namiot, w którym można organizować różne imprezy i spotkania wiejskie niezależnie od pogody – mówi sołtys Nowych Kiejkut.

 

Kolejnym przedsięwzięciem, które zainicjowała pani Justyna, było odnowienie przydrożnej kapliczki, znajdującej się w centrum wsi. - Najpierw odnowiliśmy starą, która została w tym miejscu ustawiona bodaj już w latach 70. ubiegłego stulecia – opowiada Regina Bazych. - Nie dało to jednak efektów, które chcieliśmy osiągnąć. Zrodził się więc pomysł, by postawić nową kapliczkę. Znów zaczęło się od spotkań, rozmów z mieszkańcami. Ich akceptacja była niezbędna ze względu na to, że to działanie musiało być, przynajmniej po części, sfinansowane właśnie przez mieszkańców. - Mieliśmy trochę wiejskich środków, ale to było za mało. Pozostawała więc „pielgrzymka” od domu do domu. I przyznam, że wszyscy mieszkańcy dołożyli tę przysłowiową złotówkę – mówi z zadowoleniem sołtys Gajek. - Byli i tacy, którzy deklarowali, że jeśli zbiórka nie przyniesie potrzebnej kwoty, to chętnie jeszcze się dołożą.

 

Głównym budowniczym nowej kapliczki został mieszkaniec wsi – Grzegorz Retkin, przy wsparciu innych osób. - Obok kapliczki stał stary krzyż, też już mocno nagryziony zębem czasu. Kiedy więc powstała nowa, to inni mieszkańcy wsi - rodzina Ostaszewskich - wyszli z inicjatywą, że zrobią i ustawią także nowy krzyż, zupełnie własnym sumptem. I co obiecali, to zrobili.

Reklama

 

Aby nie było za ładnie...

 

Dzięki inicjatywom zarówno poprzedniej, jak i obecnej sołtys, Nowe Kiejkuty są dziś miejscowością, którą warto odwiedzić, by nacieszyć oko często drobnymi ozdobami czy ogólnym porządkiem, co w całokształcie rodzi bardzo pozytywny obraz. Czy było to łatwe do osiągnięcia i czy pozostaje łatwe do utrzymania. Wieś liczy sobie ponad 300 mieszkańców. Czy wszyscy są jednakowo aktywni?

 

- Aż tak dobrze, niestety, nie jest – odpowiada radna Bazych. - Taka naprawdę aktywna grupa, chętna do bezpośredniej pracy, poświęcająca swój czas, to około 10 osób, zarówno pań, jak i panów – precyzuje sołtys Gajek, dodając, że owi pracowici mężczyźni to głównie... osobiści mężowie członkiń Rady Sołeckiej. - Ale jak poprosimy i potrzebujemy wsparcia, to włączają się także ochotnicy z OSP – podkreśla pani Regina.

 

To akurat okazuje się istotne, zważywszy na to, że jeszcze kilka lat temu w Nowych Kiejkutach trwał solidny konflikt pomiędzy Radą Sołecką a strażakami. Chodziło o zasady korzystania z pełniącej rolę świetlicy wiejskiej sali znajdującej się w budynku remizy strażackiej.

 

- Decyzyjność co do korzystania z tego obiektu leżała po stronie OSP, mimo że to budynek gminny, a sołectwo niby mogło z sali dowolnie korzystać, a w istocie nie mogło. Gdy zaś korzystało, to rodziły się jakieś wzajemne żale i pretensje, np. o pozostawiony bałagan – opowiada Regina Bazych. - To trwało przez wiele, wiele lat, a nieporozumienia eskalowały. Uznałam, że trzeba to zakończyć, bo takie konflikty nikomu nie służą. W międzyczasie nastąpiły zmiany w zarządzie naszego OSP, zasiedli w nim młodzi, fajni ludzie i z nimi udało się dojść do porozumienia. Zaproponowałam spisanie umowy wiążącej obie strony, określającej warunki korzystania, prawa i obowiązki. I tak zrobiliśmy. Od tego czasu nie ma już żadnych nieporozumień, a rozwija się współpraca. Strażacy pomagają nam przy organizacji różnych wydarzeń, my – jako sołectwo – wspieramy ich inicjatywy, np. dokładając się finansowo do prowadzonych w remizie remontów.

 

Co przyniesie przyszłość?

 

Według sołtys, ta najbliższa obejmuje przede wszystkim realizację przedsięwzięć, zaplanowanych w ramach funduszu sołeckiego. - Jesienią organizowane jest zawsze zebranie wiejskie wszystkich mieszkańców i wtedy zapadają decyzje co do tego, na co fundusz sołecki będzie przeznaczony – mówi Justyna Gajek. - Zgłaszane są różne propozycje. Podczas ostatniego spotkania mówiono o rozbudowie placu zabaw czy też uzupełnieniu wyposażenia świetlicy wiejskiej. Ostatecznie jednak zdecydowaliśmy się cały fundusz przeznaczyć na doświetlenie wsi, w tym terenu przy ścieżce rowerowej po dawnym torowisku, która obecnie jest budowana. Z naszego funduszu zostaną ustawione cztery lampy solarne.

 

Kolejnego funduszy sołeckiego do dyspozycji mieszkańców na razie nie będzie. Za zgodą sołtysów został zawieszony między innymi ze względu na koszty budowy wspomnianej ścieżki rowerowej. Nie oznacza to jednak, że w Nowych Kiejkutach nic się nie będzie działo.

 

- Na pewno musimy odnowić przystanek autobusowy – mówią obie panie. - Robiliśmy to samo dwa lata temu, ale niestety, komuś się to nie spodobało. Inaczej mówiąc, jakiś wandal nam ten przystanek zniszczył, jakąś niezmywalną farbą namalował wulgaryzmy. Nie dało się jej zmyć, niestety. Trzeba będzie to zeskrobać i na nowo wymalować przystankową wiatę.

 

Do incydentu doszło późną jesienią ubiegłego roku. Zniszczenie przystanku, który stoi w centrum miejscowości i był ozdobą wsi, zbulwersowało wielu mieszkańców, nie tylko tych, którzy poświęcili swój czas i wysiłek przy jego odnawianiu. - Zawsze w takich przypadkach podejrzenie pada na nieodpowiedzialnych młodych ludzi, więc starsza młodzież kiejkucka przeprowadziła własne śledztwo. Jej dochodzenie wykazało, że to nikt z mieszkańców, że musiał to zrobić ktoś przejezdny. Tak przynajmniej zapewniają nasi młodsi mieszkańcy. Owszem, zdarza się im, jak wszędzie i wszystkim w tym tzw. „szczenięcym wieku” trochę narozrabiać, gdzieniegdzie nabroić, ale nigdy aż tak paskudnie, jak to się stało w przypadku naszego przystanku – mówi Regina Bazych.

 

- Mamy nadzieję, że pandemia i jej ograniczenia miną, i będzie można znów organizować spotkania integracyjne, imprezy dla mieszkańców, które zawsze cieszyły się sporym powodzeniem – komentuje sołtys Justyna Gajek. - Szczególnie dzieci złaknione są już rozrywek, a zawsze, od wielu lat, specjalnie dla nich były imprezy organizowane. Zawsze coś nowego, oryginalnego... Czasem już nawet brakowało pomysłów... Na dzień dziecka nie zdążymy już dla nich przygotować jakiejś wystrzałowej niespodzianki, ale myślę, że zorganizujemy jakąś wielką imprezę na rozpoczęcie wakacji tak, by nie tylko dzieci, ale i dorośli choć na chwilę zapomnieli o tych ostatnich wielu miesiącach przymusowej „kwarantannie”.



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama