Sobota, 20 Kwiecień
Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha -

Reklama


Reklama

Narodziny rolniczej tradycji


Najprzyjemniejszy - to zapach świeżo zaoranej ziemi. Największa radość i satysfakcja przychodzi zawsze, kiedy ugór zmienia się w pięknie uprawione pole. Marzenia i plany, to przede wszystkim być zdrowym i cieszyć się z owoców ...


  • Data:

Najprzyjemniejszy - to zapach świeżo zaoranej ziemi. Największa radość i satysfakcja przychodzi zawsze, kiedy ugór zmienia się w pięknie uprawione pole. Marzenia i plany, to przede wszystkim być zdrowym i cieszyć się z owoców uprawianej ziemi. Być oparciem dla swojej rodziny i spłacić dług pokoleniowy zaciągnięty wobec rodziców, a także zbudować jak najlepszy start dla własnych dzieci. Tak pokrótce formułuje credo swojego życia rolnik z zamiłowania - Sylwester Olender.

 

- Odkąd pamiętam interesowałem się rolnictwem. Zdarzało się tak, że wychodziłem z domu do szkoły i idąc drogą przyglądałem się, jak rolnik wykonywał swoją pracę. Bardzo mnie to interesowało, zwłaszcza kiedy prace rolne wykonywane był w konie. Zatrzymywałem się wtedy i pomagałem cały dzień. Takich dni było bardzo wiele i trwało to kilka lat. Myślę, że mój ojciec wiedział o tym i już wtedy zaczął skupować ziemię – wspomina z nostalgią Sylwester Olender.

Ojciec pana Sylwestra pracował jako konserwator w Urzędzie Gminy Świętajno, a mama zajmowała się domem. Ziemi praktycznie rodzina nie posiadała, do utrzymania jednej krowy na własne potrzeby nie trzeba było wiele gruntu. Widząc wielkie zainteresowanie młodego chłopca, rodzice postanowili zadbać o wymarzony warsztat pracy. Korzystając z nadarzających się okazji, skupowali ziemię. Lata dziewięćdziesiąte ubiegłego stulecia to dynamiczny rozwój produkcji pieczarek. Idąc za koniunkturą rynku państwo Olenderowie zbudowali pieczarkarnię i przez osiem lat uprawiali te grzyby. Po odbyciu zasadniczej służby wojskowej pan Sylwester rozpoczął zdobywanie rolniczego doświadczenia. Początkowo pod okiem ojca, a następnie od 2001 roku - samodzielnie. Wtedy właśnie siedemnastohektarowe gospodarstwo podzielono pomiędzy dwóch synów. Pan Sylwester otrzymał niecałe 10 ha, a panu Grzegorzowi przepisano 7 ha.

Pierwsza samodzielna decyzja – przebudowa pieczarkarni na oborę. - Rynek pieczarek zaczął się załamywać i po przemyśleniach, i rozmowie z rodzicami, postanowiłem przekształcić gospodarstwo na profilowane i postawiłem na mleko – opowiada pan Sylwester. Pierwsze stado liczyło 11 sztuk, z czego 8 posiadało karty pochodzenia. Starzy i doświadczeni gospodarze dziwili się bardzo, że młody rolnik zakupuje krowy ras mlecznych za potrójną cenę w stosunku do popularnych wtedy ras polskich. - Moje gospodarstwo było zbyt małe, aby utrzymać wielkie stado. Chciałem się rozwijać, a do tego potrzebna była wydajna produkcja mleka, dlatego zakupiłem jako pierwszy w regionie krowy rasy wysokomlecznej – wyjaśnia pan Sylwester. Innowacyjne myślenie przejawiło się również w zastosowaniu w gospodarstwie nowoczesnego sprzętu rolniczego. Duży zachodni ciągnik, pierwsza maszyna „Tur”, belownica do siana czy agregat uprawowo-siewny, pojawiły się najpierw w gospodarstwie pana Sylwestra. Każdy z tych zakupów był bardzo kosztowny i gdyby nie pomysł, jak na to zdobyć środki, wizja gospodarstwa dysponującego najwydajniejszym sprzętem nie miałaby możliwości realizacji. A pomysł był bardzo prosty. Drogi sprzęt nie może stać. Maszyny muszą na siebie zarabiać. Aby to osiągnąć, trzeba było wystartować w przetargach ogłaszanych przez samorządy i nadleśnictwa. W tym samym czasie żona oprócz wychowywania dzieci zajmowała się dynamicznie rozwijającym gospodarstwem. - Pracowałem w całym naszym województwie, często na wyścigi z czasem i pogodą. Posiadanie najwydajniejszych maszyn czyniło moją ofertę atrakcyjną. Zarobione pieniądze przeznaczaliśmy na unowocześnianie gospodarstwa. Byłem dumny, że mogę być niezależny i wykonywać usługi o wiele szybciej niż inni rolnicy. Ale cena rozwoju była bardzo wysoka. Pracy było tyle, że nie widziałem, jak dorastają moje dzieci. Dom i rodzina są dla mnie najważniejsze. Zawsze dbałem, aby niczego im nie brakowało, ale mnie fizycznie było w tym czasie o wiele za mało. Pamiętam, jak syn Daniel wstawał w nocy i widząc moje wyczerpanie, w tajemnicy usuwał obornik od krów tak, aby mi było lżej. Zabraniałem mu tego, gdyż był jeszcze zbyt młody, ale on i tak to robił – opowiada Sylwester Olender.


Reklama

Cała praca i poświęcenie dedykowane były i są rodzinie. A ta trzyma się razem. Senior - naprawia maszyny rolnicze, pan Sylwester, oprócz stałego unowocześniania gospodarstwa, świadczy usługi sprzętem rolniczym na rzecz innych rolników. Startuje w przetargach i naprawia drogi gminne, wykonuje wykaszanie i rekultywacje łąk dla nadleśnictw. Zapytany, czy dziś, kiedy ma największe z maszyn rolniczych, gospodaruje na 70 h własnej ziemi i posiada stado podstawowe wysokowydajnych krów mlecznych ponad sto sztuk, musi wciąż tak wiele pracować, odpowiedział: - Wszystko, co osiągnąłem, zawdzięczam własnej pracy i ogromnemu wsparciu moich rodziców. Bez ich pomocy nie dałbym sobie rady. Wspólnie pracujemy, aby pomóc dobrze wystartować w dorosłe życie moim dzieciom. Najstarszy syn - Daniel jest elektrykiem, jego firma dopiero startuje i pomoc jest potrzebna. Córka - Dominika studiuje na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Moim następcą będzie drugi syn - Paweł, to on dogląda teraz gospodarstwa. Druga córka - Julia uczy się w Liceum Ekonomicznym w Olsztynie. A najmłodsza córka - Marta od 2 klasy szkoły podstawowej uczy się w Szkole Baletowej w Warszawie. Obecnie jest w szkole średniej. Kiedy każdy z nich założy swój własny dom, ja wtedy odpocznę.

Mimo natłoku prac pan Sylwester znajduje czas, aby śledzić nowinki techniczne i nowoczesne technologie podnoszące zarówno poziom kultury rolnej, jak i wydajność gospodarstwa. Wyjazdy na ogólnopolskie targi rolne do Poznania czy regionalne w Olsztynie i Ostródzie bardzo szybko procentują. To właśnie tam, po konsultacjach z ekspertami, zakupił jako pierwszy Polak największą na świecie kosiarkę do traw. Producent sprzedał na targach maszynę, do której później przetłumaczył na język polski instrukcję obsługi. Ta maszyna będzie szczególnie potrzebna to wykaszania łąk podmokłych. - Jednego roku w Mikołajkach miałem taką przygodę. Podczas wykaszania łąk przy lesie w pewnym momencie ciągnik zaczął się zapadać. Z ziemi wybijała woda, a ja zdążyłem uciec z kabiny do połowy zalanej. Kiedy przybyłem na pomoc z innym ciągnikiem, z mojego wystawało tylko koło. Wszystko się dobrze skończyło, a cała ta przygoda uświadomiła mi, że do takich prac potrzebny jest bardziej specjalistyczny sprzęt – wspomina Sylwester Olender. Mimo przepracowania i wiecznego braku czasu jest człowiekiem zawsze uśmiechniętym i z optymizmem spogląda w przyszłość. A rolniczy biznes nie zawsze bywa prosty. Ubiegłoroczna susza dała się bardzo we znaki. Wysokie ceny paszy niezbędnej do utrzymania tak dużego stada to bardzo wielkie obciążenie, którego bez wpływów z usług nie dałoby się wytrzymać. Wymarzone zajęcie zapoczątkowało rodzinną tradycję. Sylwester Olender nie pochodzi z rodziny rolniczej, ale jego następca - syn Paweł - już tak.

Reklama

 



Komentarze do artykułu

Ryszard

Zdjęcie z moim traktorem

Bogdan

Szkoda że nie wstawione zdjęcie z wlasnym traktorem..

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama