Piątek, 19 Kwiecień
Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa -

Reklama


Reklama

Mój SKS, moja Gwardia, mój MKS – rozmowa z Michałem Bondarukiem


W historii szczycieńskiej piłki przewinęło się wiele talentów i wielu obiecujących zawodników. Część z nich odbywała treningi próbne w większych klubach, a część do nich nawet dołączała. Wśród wielu chłopaków swoją obecność zaznaczył miedzy innymi dzisiejszy kierownik SKS Szczytno - Michał Bondaruk – człowiek, którego piłka nożna zdefiniowała jako człowieka, który dla piłki uczyniłby wszystko, który piłką żyje, który piłce oddał część zdrowia.


  • Data:

 

Jeden z największych niespełnionych talentów w historii naszego powiatu. W poniższym wywiadzie spróbuje nam wytłumaczyć, czemu ten sport jest dla niego taki ważny, czemu z niego zrezygnował i co napędza go dziś, już w roli człowieka w tle.

 

 

Cześć Michał, albo Misiek, bo tak Ciebie większość osób kojarzy. Czy pamiętasz Twój pierwszy kontakt z piłką? Chociażby z opowieści rodziny?

 

 

Zacząłem chyba tak jak każdy - na podwórku. Tam zaopiekował się mną mój starszy kolega, nieżyjący już Sylwek Popielarz. To on poświęcał mi wiele czasu, pokazywał, trenował. W rodzinie nie było tradycji piłkarskiej.

 

 

Czy pamiętasz swój pierwszy trening? Wybicie się z podwórka na szerszą wodę?

 

 

To było w czwartej klasie podstawówki. Robert Dobroński zainicjował pierwsze klasy sportowe, popularne SKSy. Do klubu trafiłem tak naprawdę w piątej bądź szóstej klasie. Początkowo grałem jako junior, a następnie senior w Gwardii Szczytno, a później w MKS Szczytno.

 

 

Pamiętasz pierwszy mecz i pierwszą bramkę?

 

 

Niestety nie. To był inny czas, gdy czwarta liga odbiegała strukturą od obecnej. Graliśmy w makroregionie, z drużynami z Mazowsza czy Podlasia. Wtedy pierwszy zespół nie składał się z miejscowych. W kadrze było dwóch chłopaków ze Szczytna – byłem ja i Maciek Hausman. Z czasem do składu przebijało się coraz więcej juniorów, a w 1997 roku, gdy Gwardia przekształciła się w MKS Szczytno proporcje się odwróciły.


Reklama

 

 

Innymi słowy – byłeś jednym z wybranych. Niestety, dobrze zapowiadającego piłkarza pokonały kontuzje. To było kolano, prawda?

 

 

Jeździłem na treningi próbne, testy, jednak nigdy temat nie został pociągnięty do końca. Wszystko zakończyła jedna kontuzja. Moja lekarz prowadząca oznajmiła mi, że więzadła w kolanie nie zostały zerwane, a rozluźnione. Gdy spytałem ją, czy mogę dalej trenować, powiedziała, że owszem. Dodała jednak, że powrót do gry doprowadziłby nas do kolejnego spotkania, tym razem przy stole operacyjnym. Nie pomyliła się, ponieważ jako kolejna uszkodzona została łękotka.

 

 

Podsumować można to jednym słowem – niedosyt. Porzuciłeś poważne granie na rzecz piłki bardziej rekreacyjnej. Od wielu lat jesteś liderem Gwardii Jarka.

 

 

W ten sposób podtrzymujemy pewną tradycję. W naszym składzie jest kilku byłych „Gwardzistów” i wspólnie chcemy dalej się bawić. W Szczycieńskiej Lidze Halowej osiągnęliśmy wszystko, wygrywaliśmy, spadaliśmy, a w poprzednim roku ponownie wygraliśmy. Od około dekady gram dla siebie, z uśmiechem na twarzy, o pietruszkę i złote kalesony.

 

 

Czemu jednak wróciłeś do SKSu i w jakich okolicznościach się to stało?

 

 

Już wspominałem, że grałem w Gwardii, MKSie, ale nie w SKSie. Razem z chłopakami stworzyliśmy zespół oldboyów. Jeździmy na turnieje, spędzamy czas w podobnym gronie co 20 lat temu. Z czasem zacząłem się jednak coraz bardziej w to angażować. Gdy zobaczył to ówczesny trener Paweł Pietrzak, poprosił mnie, żebym został kierownikiem drużyny seniorów. Podjąłem się wyzwania i z przyjemnością, i satysfakcją wypełniam je po dziś.

Reklama

 

 

Czuć, że żyjesz klubem. Powiedz więc, czy jesteś kibicem SKSu, czy Liverpoolu?

 

 

Ależ podchwytliwe pytanie. Tu, na tych boiskach, spędziłem ogrom czasu, prawie pół życia. Więź jest silna i całym sercem jestem za tym klubem. Gdy nie gra SKS, trzymam kciuki za The Reds. Chciałbym, żeby w naszym powiecie grał jeden wyselekcjonowany zespół, klub, godzien naszej tradycji. Byłoby miło.

 

 

Czy chciałbyś, aby taki klub reprezentował Twój syn Wojtek?

 

 

Raczej moja córka. To ona trenuje od trzech lat w SKSie. Wojtek nie przejawia takiej ochoty. Jest jednak młody i może to się zmienić. Julka ostatnio nawet zaliczyła ligowy debiut. Doznała nawet pierwszej kontuzji, bo ostro oberwała po kostce (śmiech). Moje dzieci muszą jednak szukać swoich ścieżek. Ja je będę wspierał w każdych okolicznościach.

 

 



Komentarze do artykułu

bm

Misiek. Jesteś najlepszy!!!

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama