Czwartek, 18 Kwiecień
Imieniny: Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy -

Reklama


Reklama

Komu przeszkadza psi ogon?


Ktoś bestialsko okaleczył psa w Trelkowie. Kto i dlaczego? Nikt nie wie. Policja też nie, bo szczególnego zaangażowania śledczego nie wykazuje.


  • Data:

- Pies pilnuje posesji od strony pól, nie ma tam ogrodzenia – mówi Hanna Archacka, właścicielka psa i zagrody. - Nikogo obcego by do siebie nie dopuściła, więc to musiał być ktoś, kogo zna, ktoś z bliskiego, sąsiedzkiego otoczenia.

W poprzednią środę wieczorem (po g. 18.) o okaleczonym psie powiadomiła właścicieli znajoma. Przyszła z wizytą i przechodziła obok psiej budy, oddalonej nieco od domu. Sunia leżała w głęboko przez siebie wydrapanej dziurze wypełnionej krwią.

- Pewnie z bólu drapała tę ziemię – komentuje pani Hanna. Po znalezieniu rannego psa podjęto dwie czynności: zwierzę trafiło do lekarza weterynarii, a zawiadomienie o zdarzeniu trafiło na policję. Soni ktoś odrąbał prawie cały ogon. Tej odrąbanej części właściciele nie znaleźli nigdzie w pobliżu.

- Może ten zwyrodnialec zabrał go sobie na pamiątkę – snuje przypuszczenia Hanna Archacka i opisuje swoje „doświadczenia” z policją. Mało zachęcające – gwoli ścisłości. - Najpierw to nikt mnie nie chciał słuchać – żali się. - Usłyszałam, że mam się zgłosić do dzielnicowego. A co on może? Przecież, żeby znaleźć tego, kto okaleczył psa, to trzeba jakieś ślady poszukać, teren zbadać...


Reklama

Pies pozostaje pod opieką weterynaryjną. - Co dwa dni otrzymuje serię zastrzyków, co sporo kosztuje. Został kikut ogona z odkrytą kością, którą ostatecznie chyba trzeba będzie też uciąć, a to jeszcze większy koszt. Przy naszych dochodach, np. z renty, to nie jest łatwe, ale trzeba.

Zgodnie z lekarską diagnozą pies stracił 3/4 ogona, który ktoś uciął mechanicznie ostrym narzędziem: toporkiem lub maczetą. Po telefonicznym zgłoszeniu (bez reakcji), dzień po zdarzeniu właścicielka odwiedziła szczycieńską komendę policji, gdzie została przesłuchana, a jej zeznania oficjalnie spisane. - I... na tym koniec. Nikt się u nas w Trelkowie nie pojawił, żadne działania nie zostały podjęte, a już z pewnością nie bezpośrednio na miejscu zdarzenia – mówi właścicielka Soni. - Dziś (poniedziałek, 14 sierpnia – przyp. H.B.) specjalnie pojechałam do Szczytna, na komendę, żeby się dowiedzieć czy i co robi się w tej sprawie. Półtorej godziny czekałam na jakieś informacje, których ostatecznie i tak nie uzyskałam.

Reklama

Czy rodzina żyje w konflikcie z innymi mieszkańcami wsi? Czy podejrzewa, kto mógłby coś takiego zrobić? - Fakt, że z jednymi sąsiadami nie utrzymujemy kontaktów od wielu lat, od czasu, jak Jaworowicz robiła o nich program i nas też przepytywała – przyznaje pani Hanna. - Ale jeśli chodzi o psa, nikogo nie oskarżam. Nie mam pojęcia kto mógł zrobić coś takiego. Na pewno musiał to być ktoś, kogo pies zna, bo obcemu nie dałby podejść. Przyjdzie taki czas, że Sonia sama wskaże winnego, będzie wrogo reagował na tego kogoś. Ale dla prawa to pewnie nie będzie żaden dowód. A jakieś dowody, które mogłyby teraz ujawnić sprawcę, dawno znikną.

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama