Danuta Zagożdżon swoją gastronomiczną działalność rozpoczęła w Rozogach i nadal jest z ta miejscowością związana. Od ponad 30 lat mieszka w Szczytnie, ale dopiero od niespełna roku mieszkańcy miasta mogą bezpośrednio poznać jej kulinarne umiejętności w „Jadłodajni na rynku”. Jak ekonomistka z wykształcenia zajęła się gastronomią? O tym rozmawiamy.
Wielu mieszkańcom powiatu, a z pewnością Rozóg, kojarzy się pani głównie z restauracją „Arkadia”, zwaną przed laty „Na rozdrożu”. To tu zaczęła się pani gastronomiczna przygoda?
Pochodzę z Rozóg i kiedy dowiedziałam się, że tamtejszy GS ogłosił przetarg na dzierżawę lokalu gastronomicznego w centrum tej miejscowości pomyślałam: a, spróbuję. Wcześniej nie miałam w ogóle do czynienia z gastronomią, a w czasie tego przetargu pracowałam w jednym ze sklepów w Szczytnie. Z handlem byłam związana już kilka lat, kilka innych przepracowałam w charakterze księgowej.
Wygrana w przetargu panią ucieszyła czy wystraszyła?
Ucieszyła. Przecież bym nie startowała, gdybym miała się bać. To było spore wyzwanie, prowadzić biznes w dziedzinie praktycznie nieznanej. Do dziś ten lokal prosperuje z powodzeniem. To niewątpliwa zasługa pań, z którymi tam pracowałam od początku. Dziś rozumiemy się bez słów. To świetny, zgrany zespół. Zresztą to dotyczy nie tylko pań, pracujących w Rozogach, ale także tych, które zatrudniam w Szczytnie. Prawda jest taka, że dziś nie jest łatwo o dobrych, zaangażowanych pracowników, więc mogę powiedzieć, że pod tym względem miałam i mam naprawdę dużo szczęścia.
Po „Na rozdrożu”, a obecnie „Arkadii” w Rozogach przyszedł czas na...
Wiele ostatnich lat koncentrowałam się dodatkowo na stołówkach szkolnych i prowadzeniu cateringu w ramach dożywiania dzieci. Prowadziliśmy i nadal prowadzimy zresztą catering w sensie szerokim, obsługujemy różne imprezy i wydarzenia. W międzyczasie prowadziłam też przez trzy lata tawernę w Giżycku, jednak dojazdy były zbyt uciążliwe. Poza tym, po tylu latach mieszkania w Szczytnie uznałam, że najwyższa pora, by część swojej energii i podatków oddać także miastu.
I tak zrodził się pomysł uruchomienia Jadłodajni?
Od kilku lat prowadzę bufet na terenie WSPol., ale to teren zamknięty. Z dostępem dla wszystkich jest właśnie „Jadłodajnia”. Ani to bar, ani restauracja... To po prostu jadłodajnia. Czyli karmimy tam tych, którzy chcą szybko, dobrze i tanio zjeść.
Jest jakaś specjalność kuchni?
Przyznaję, że są też dania z kategorii fast-food, ale nie „fabryczne”. Wszystkie produkty przygotowujemy na miejscu. Ale „Jadłodajnia” to głównie polska, tradycyjna kuchnia, według przepisów, które stosowały nasze matki i babcie. To przede wszystkim dania obiadowe.
Taki przykładowy jadłospis to jaki?
Zupa pomidorowa z ryżem i kotlet schabowy albo kotlet po góralsku...
Po góralsku?
Bo to kuchnia tradycyjna polska, a nie mazurska. Kotlet po góralsku to schabowy posypany żółtym serem i zapieczony ze skwareczkami z boczku. Polecam, to naprawdę pyszna potrawa.
Jaki jest wybór w dziennym jadłospisie?
Różnie, ale przeciętnie sześć czy siedem. Wszystkie potrawy mączne: kopytka, kluski, pierogi itp. są przygotowywane bezpośrednio, na miejscu, żadnych mrożonek nie używamy. I zawsze jest wybór: klient może sobie tego schabowego zjeść tradycyjnie, z ziemniakami, może nowocześniej – z ziemniakami zapiekanymi, ale są też frytki, kasze czy właśnie kopytka lub kluski.
Dobór potraw to kwestia inwencji twórczej pań kucharek czy też może bierzecie pod uwagę oczekiwania klientów? Jeśli np. jakiś stały klient powie, że chciałby mizerię, to go zapraszacie dnia następnego i tę mizerię robicie?
Tak się często zdarza. Nawet kilka dni temu była taka sytuacja, że dzwonił jakiś pan i pytał czy robimy kartacze. To był ktoś spoza Szczytna. Powiedział, że będzie w Szczytnie w piątek, to moje pracownice obiecały mu, że na ten dzień przygotują oczekiwane kartacze. Jeszcze się upewniał, że na wypadek, gdyby dość późno przyjechał, to czy specjalnie dla niego porcja zostanie. I to miał też obiecane. Nie zawsze jest możliwe, oczywiście, natychmiastowe zaspokojenie apetytów, ale jak mamy takie sugestie czy oczekiwania, to staramy się je w miarę szybko spełnić. I jeśli ktoś wpisze na facebooku: jadłodajnia na rynku w Szczytnie, to na pewno znajdzie w ciągu kilku dni to swoje danie.
Przy usługach cateringowych klienci też mają szeroką możliwość wyboru?
Oczywiście. Na tym to polega. Hasło: „klient – nasz pan” nie może być dziś pustym słowem. Każdy, kto prowadzi jakąś działalność, musi się z tym liczyć. Dlatego, jeśli ktoś u mnie zamawia obsługę gastronomiczną, zakres tej usługi jest z klientem jest szczegółowo ustalany.
Po roku działalności jak ocenia pani zainteresowanie klientów? Macie dobrą lokalizację – blisko centrum, praktycznie po sąsiedzku obu targowisk, więc pewnie chętnych nie brakuje?
To prawda. Oczywiście, ograniczenia związane z pandemią, dały nam odczuć negatywne skutki, jak wszystkim, ale chyba nie aż tak bardzo. Wzorem wielu innych prowadziliśmy sprzedaż obiadów na dowóz i na wynos. Chętni byli, bo nawet w czasie największych ograniczeń pojawiali się klienci, mimo że sporo osób zwyczajnie się bało.
W najbliższym czasie przewiduje pani jakieś nowości, jakieś niespodzianki?
A nad tym się nie zastanawiałam, ale pomysł ciekawy... Pewnie więc coś wymyślę, zatem warto do nas zaglądać. Serwujemy dania obiadowe od poniedziałku do piątku od 9 do 17, a w soboty od 9 do 15. Zapraszam.
A ścieżki w stronę Roman jak nie było tak niema. Wybory lada dzień, podziękujemy wójtowi przy urnach.
Obiektywny
2024-03-18 12:51:22
A siostra w urzędzie pracuje na kierowniczym stołku, można się ustawić ?
do Smutny
2024-03-18 12:32:56
Na szczęście konfiskata auta nie grozi naszym braciom Ukraińcom, chociaż w 2023 roku 70% wszystkich pijanych kierowców stanowili Ukraińcy i Gruzini (dane z PolskaPolicja)
Polak
2024-03-18 12:10:34
No i błysnął pan kandydat. A błysk był krótki i tylko smród został.
Mietek
2024-03-18 12:04:59
Te, Marek, najpierw naucz się języka polskiego a potem pouczaj innych.
Malta
2024-03-18 11:35:29
Szkoda, ze nie do samej Strugi. Biegam tam systematycznie i w lesie parę razy musiałam uciekać w rów, bo samochody jeżdżą często bardzo szybko i niebezpiecznie.
Czytelniczka
2024-03-18 11:33:38
do Wanda: Gmina Godlewskimi stoi. Toż to taka klika, że aż ręce opadają. A wszystko dzięki temu że ojciec Godlewskich to stary przyjaciel Wojciechowskiego. Kiedy Ci ludzie się obudzą i zrozumieją, że moglibyśmy mieć jeszcze więcej, gdyby skończyło się to kumoterstwo. A przede wszystkie każda wioska sprawiedliwie a nie tylko Rudka i Lipowiec. Reszcie natomiast ochłapy i zamydlenie oczu.
DZ
2024-03-18 11:30:48
Na zebraniach wójt głośno mówi, że środki na tą inwestycję POWIAT otrzymał w 90% z UE. 10% miała zapewnić gmina. Poprosiła Marszałka o pomoc i otrzymali 90% z 10% która miała być po stronie gminy. Więc matematycznie - udział gminy w tym praktycznie żaden, ale standardy przypisywanie sobie czyiś zasług, wychodzą wójtowi doskonale.
Mieszkanka gminy
2024-03-18 10:24:42
Jedyna szansa na pogonienie tego kumoterstwa w gminie
mieszkana gminy
2024-03-18 10:20:47
Słyszałem, że PSL się kończy, ludzie mają już dość tych rodzinnych układów.
Mieszkaniec
2024-03-18 08:21:11