Sobota, 20 Kwiecień
Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha -

Reklama


Reklama

Historia Szczytna i okolic - Lichy kaganek oświaty


28 września 1717 roku pruski Fryderyk Wilchelm I wprowadził w życie tzw. „Edykt Generalny”, w którym były określone zasady organizacyjne szkoły powszechnej (Allgemeine Volksschule).


  • Data:

Opisując rozwój oświaty w XIX-wiecznych Prusach Wschodnich, a w szczególności regionu szczycieńskiego, należy cofnąć się do drugiej dekady XVIII wieku.

28 września 1717 roku pruski Fryderyk Wilchelm I wprowadził w życie tzw. „Edykt Generalny”, w którym były określone zasady organizacyjne szkoły powszechnej (Allgemeine Volksschule). Król pruski w dokumencie zobowiązał rodziców do posyłania swoich dzieci do istniejących na danym terenie szkół. Lekcje odbywały się w zimowe wieczory codziennie, natomiast w porze letniej - dwa razy w tygodniu. Nauczaniem dzieci, których wiek był dość różny, zajmowała się - można rzec - lokalna elita, która w głównej mierze składała się z rzemieślników, potrafiących czytać i pisać. Znane były również przypadki, że do roli nauczyciela byli wyznaczani starsi uczniowie, którzy już nabyli umiejętność pisania i liczenia. W żaden sposób nie przekładało się to na poziom edukacji, który jeszcze pod koniec XVIII wieku w Prusach Wschodnich był bardzo niski.

Dość istotnym problemem było również lokum. We wspomnianym edykcie Fryderyk Wilchelm I jasno określił, jaką maksymalnie odległość może pokonywać dziecko do szkoły „...nicht weiter als eine halbe Meile” (nie może mieć dalej niż połowa mili pruskiej – ok. 3,5 km). Wielu biedniejszych miejscowości nie było po prostu stać na wznoszenie szkół, przez co lekcje odbywały się w prywatnych izbach, wynajmowanych od bardziej zamożnych gospodarzy.

Nie lepiej przedstawiała się sytuacja w miastach. Wizytujący pod koniec XVIII w. tereny Mazur i powiat szczycieński radca konsystorza królewieckiego G. E. S. Hennig tak pisał w swoich sprawozdaniach, że w Szczytnie cała szkoła składała się z jednego pokoju „…gdzie musiało pomieścić się 140 dzieci, a nauczyciele za swoje pensje ledwo mogli się wyżywić”. Pomimo że posada nauczyciela szczycieńskiego związana była z różnego rodzaju przywilejami – miał on m.in. prawo do 1 chełmińskiej morgi ziemi ornej (około 0,56 hektara), ogrodu warzywnego, drewna opałowego, a także zwyczajowo do świadczenia w naturze, to jego sytuacja materialna była i tak niemal tragiczna.

W wyniszczonym przez wojny i epidemie kraju władze liczyły, że uczący zorganizują sobie jakieś dodatkowe dochody i w swojej „łasce” pozwalały dorobić nauczycielom do skromnych uposażeń. W jednym ze sprawozdań z przeprowadzonej wizytacji konsystorza czytamy: „...jeśli nauczyciel jest rzemieślnikiem, to może on się wyżywić, a jeśli nie, to zezwala się mu podczas żniw pracować przez sześć tygodni za dniówkę”.

 

Lekcje w karczmie

W 1829 roku, gdy zmarł nauczyciel grupy żydowskich dzieci Baruch Miadowski, część z nich przeniesiono do szkoły ewangelickiej. Ze względu na dość dużą grupę (ponad 200 osób) uczących się dzieci, postanowiono zatrudnić dodatkowych nauczycieli, których liczba na początku lat trzydziestych XIX wieku wzrosła już do czterech. Z upływem czasu poprawiono byt pedagogów i ze specjalnego funduszu królewskiego, na mocy rozporządzenia króla Fryderyka Wilhelma IV, postanowiono wypłacać regularne pensje, nieporównywalnie wyższe od tych, które były wypłacane w latach wcześniejszych.

W 1836 roku szczycieński magistrat na uposażenia czterech pedagogów przeznaczył kwotę 330 talarów. Magistrat w ten sam sposób - wypłacając regularne roczne pensje - pozbył się obowiązku zapewnienia pedagogom mieszkań oraz innych dodatkowych świadczeń związanych z pełnienioną funkcją. Rok później jeden z dobrze zapowiadających się pedagogów, z sobie tylko znanych powodów, zwolnił się z posady i wyprowadził ze Szczytna. W 1837 roku koszt utrzymania trzech nauczycieli wyniósł szczycieński magistrat 237 talarów 10 groszy i 10 fenigów.


Reklama

W owym czasie ze strony mieszkańców wpływały dość liczne skargi na jednego z nauczycieli, który ze względu na dość podeszły już wiek, słabo się wywiązywał ze swoich edukacyjnych zadań. Został więc zwolniony z posady, a na jego miejsce sprowadzono młodego nauczyciela z Królewca.

W 1856 roku po raz pierwszy przeprowadzono coś, co nazwać można by „reformą”. Istniejące wówczas cztery klasy koedukacyjne postanowiono rozdzielić, tworząc w ten sposób oddzielnie klasy dla chłopców i dziewcząt. Wobec obowiązujących wówczas zasad, klasę żeńską mogła prowadzić tylko nauczycielka. Szczycieński magistrat przez prawie rok zabiegał u władz królewieckich o przysłanie do naszego miasta kobiety z wykształceniem pedagogicznym. Dopiero w czerwcu 1857 roku do Szczytna przybyła z Królewca panna von Pelchrzym - pierwsza nauczycielka w dziejach Szczytna.

Stan techniczny przyległej do kościoła ewangelickiego szkoły pozostawiał wiele do życzenia. Magistracka komisja stwierdziła, że budynkowi grozi rychłe zawalenie. Zajęcia z dziećmi w roku szkolnym 1858 były więc prowadzone w mieszkaniach prywatnych. Był nawet taki moment, że ze względu na dość dużą liczbę pragnących zdobyć wiedzę uczniów i brak pomieszczenia niezbędnego do prowadzenia lekcji, zajęcia odbywały się w pobliskim szynku. Dziś w jego miejscu znajduje się Księgarnia „Fraszka”.

Szczytno w trybie pilnym potrzebowało nowego budynku szkolnego. Do takiego wniosku doszły nadrzędne władze oświatowe podczas jednej z przeprowadzonych wówczas kontroli.

 

Oświata w powiecie

Sytuacja oświaty w powiecie szczycieńskim w pierwszej połowie XIX wieku kształtowała się podobnie, jak we wszystkich innych rejonach państwa pruskiego. Powiat szczycieński zamieszkiwało wówczas 54 582 osób i istniało 116 szkół, w tym trzyklasowe: w Szczytnie, Pasymiu i Chochole, dwuklasowe: w Dąbrowie, Dźwierzutach, Jerutkach, w Bartnej Stronie, Rumach, Szymanach, Lipowcu, Świętajnie, Piasutnie i Olszynach.

Na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XIX wieku uposażenie nauczycieli było bardzo mizerne z uwagi na ubóstwo mieszkańców powiatu szczycieńskiego oraz na nierównomierne rozłożenie podatku dochodowego. Dinter (radca rejencyjny z Królewca) lustrując stan szkolnictwa w powiecie szczycieńskim raportował, że „położenie nauczycieli jest bardzo złe. Stąd nastawienie nauczycieli do swego zawodu jest całkowicie obojętne, nie dbają o niego i uczą mechanicznie, nie starają się o utrzymanie jakiejkolwiek dyscypliny szkolnej”.

Ówczesny starosta szczycieński von Berg dość często wysyłał do rejencji królewieckiej raporty o niedomaganiach i potrzebach szkolnictwa w powiecie. Z jednego z takich dokumentów dowiadujemy się m.in., że Faгynу posiadały własną gminę szkolną, ale z uwagi na to, że liczba dzieci była znaczna (96), a obszar wynosił 61 włók chełmińskich, koniecznością było założenie drugiej klasy i zaangażowanie drugiego nauczyciela. Ponieważ jednak mieszkańcy byli niesłychanie biedni, nie mogli więc własnym kosztem pobudować nowej, większej szkoły. Potrzebna była dotacja państwa i wolne drewno budulcowe z lasów państwowych.

W Klonie było 57 gospodarzy i 120 dzieci szkolnych. Sytuacja materialna przedstawiała się podobnie jak w Farynach z tym, że dochodził tutaj inny, niepomyślny aspekt, bowiem miejscowość ta w roku 1826 całkowicie się spaliła.

To nieszczęście tak zniszczyło gospodarczo chłopów, że jeszcze w roku 1831 nie wszyscy odbudowali się, więc i tu konieczna była pomoc państwa. Podobnie jak w Farynach przedstawiała się sytuacja w nieodległym Wilamowie, posiadającym 55 gospodarzy i 150 dzieci.

Reklama

W położonych kilkanaście kilometrów na południe od Wilamowa Lesinach Małych zamieszkiwało 11 gospodarzy i 24 dzieci. Najbliższa szkoła, w której uczyło się już 83 dzieci, oddalona była od Lesin Wielkich o ponad 2 kilometry. Potrzebna więc była nowa osobna szkoła w Lesinach Małych, ale i tu sytuacja materialna ludności była marna. Wieś nie mogła utrzymać nauczyciela i dlatego dotacja państwa w wysokości 15 talarów do uposażenia nauczyciela oraz bezpłatne drewno budulcowe z lasów państwowych były tu niezbędne.

W tym samym czasie według raportu starosty von Berga, Lipowiec zamieszkiwało 53 gospodarzy oraz 100 dzieci w wieku szkolnym. Wieś miała już szkołę, ale dość duża liczba dzieci zmuszała do zorganizowania drugiej klasy i zatrudnienia kolejnego nauczyciela. I tu również, podobnie jak w przypadku omawianych wcześniej Lesin, mieszkańcy nie byli w stanie podołać kosztom.

Nietrudno zauważyć, że cechą charakterystyczną szkół wiejskich powiatu szczycieńskiego była dość duża liczba dzieci w wieku szkolnym i przepełnienie klas. Do wymienionych dodajmy, że szkoła w Świętajnie miała 180 dzieci, w Rumach 165, w Bartnej Stronie 163, w Szymanach 112, w Dąbrowie 94 dzieci.

Rejencja królewiecka na alarmujące raporty landrata nie reagowała po jego myśli. Argumentowała, że na przykład 96 dzieci w Farynach, to wcale nie taka wielka liczba jak na jedną klasę.

W latach 1825 - 1838 panowała na terenie powiatu szczycieńskiego taka bieda, iż nie można było nawet myśleć o budowie nowych szkół lub o zatrudnieniu dodatkowych nauczycieli. Nie lepiej przedstawiał się stan techniczny budynków szkolnych, które wymagały gruntownego remontu, gdyż były zbudowane z gliny lub desek i właściwie niczym się nie różniły się od zwykłych stodół – pisał w swoim raporcie do rejencji królewieckiej starosta szczycieński von Berg.

 

 

Podpis pod zdjęcie:

 

Według niemieckiego XIX-wiecznego artysty, tak wyglądała nauka w przepełnionej wiejskiej szkole w opisywanym okresie.



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama