Sobota, 20 Kwiecień
Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha -

Reklama


Reklama

Historia Szczytna i okolic


W poprzednim odcinku opisałem pierwsze godziny wybuchu II wojny światowej w pasie SGO „Narew”, gdzie Niemcy prowadzili właściwie jedynie działania zaczepne na pograniczu dwóch powiatów: szczycieńskiego i ostrołęckiego.


  • Data:

Strona polska przewidywała uderzenie z tego kierunku, dla rozpoznania charakteru i spowolnienia działań nieprzyjaciela miała wysunięte przed Narew dwa rzuty osłonowe. Polacy, którzy bronili linii Rozogi – Myszyniec byli jednakże słabo wyposażeni, a największym problemem był dla nich całkowity brak artylerii polowej nie mówiąc o moździerzach.

 

 

Niemiecka przewaga

Od strony Rozóg polskie punkty obronne zostały zaatakowane przez wojska 1 Brygady Kawalerii, dowodzonej przez płk. Kurta Feldta, uczestnika I wojny światowej i jednocześnie jedynego generała kawalerii w Wehrmachcie podczas II wojny światowej. Jego brygada składała się z dwóch pułków, liczących po sześć szwadronów każdy, czyli w sumie około 1200 żołnierzy. Jako wzmocnienie brygady dochodził jeszcze dywizjon kolarzy i artylerii oraz liczne pododdziały wsparcia. Reasumując – od strony powiatu szczycieńskiego Polska została zaatakowana przez około 2000 żołnierzy niemieckich.

Nie tylko żołnierze wojska polskiego byli uzbrojeni w przestarzałą broń, ekwipunek oraz pojazdy. Także Niemcy posiadali braki w wyposażeniu nowoczesnego sprzętu bojowego. Największą bolączką atakujących Myszyniec żołnierzy niemieckich były działa artylerii konnej, które pochodziły jeszcze z czasów I wojny światowej. Były one dość duże, a co za tym idzie i ciężkie, co niestety, ale dość znacznie wpływało na ich mobilność podczas działań.

Jeśli chodzi o jednostki zmotoryzowane Wehrmachtu, których część przed wybuchem II wojny światowej stacjonowała w Rozogach, to w większości składały się z pojazdów opancerzonych Kfz 13. Była to seria rozpoznawczych samochodów, produkowanych w Niemczech w latach 1932-1934. Ze względu na cienki pancerz i odkryte stanowisko strzelca karabinu maszynowego były to pojazdy z konstrukcją niedoskonałą. Jednakże porównując to z oddziałami polskimi, broniącymi opisywanego pogranicza, stanowiła dość dużą siłę rażenia ze względu na uzbrojenie, które stanowił karabin maszynowy MG 34 kal. 7,92 mm.

Siły niemieckie w chwili ataku od strony Rozóg stanowiły spójną całość o dużym stopniu zgrania dzięki wczesnej mobilizacji i przynależności do jednego związku taktycznego w przeciwieństwie do sił polskich, które składały się właściwie z trzech związków taktycznych (kawalerii, Straży Granicznej i Obrony Narodowej), którym brakowało owej spójności.

Ogólnie na podstawie zebranych danych udało mi się ustalić, że stosunek sił niemieckich do polskich w chwili natarcia od strony powiatu szczycieńskiego w kierunku Myszyńca wynosił około 1:4.

 

Zdobycie Myszyńca

1 września 1939 roku, Niemcy po zdobyciu Pełt i Dąbrów ruszyli w kierunku Myszyńca. Około godz. 6.00 oddział niemieckiej 1 Brygady Kawalerii rozpoczął natarcie na Myszyniec. Około godz. 10.00 Niemcy wsparci pięcioma samochodami pancernymi Kfz. 13 przełamali polską obronę.

W miasteczku w trakcie opisywanych wydarzeń panował chaos. Niemcy ostrzeliwując Myszyniec doprowadzili do licznych pożarów. Niektórym żołnierzom kompanii Obrony Narodowej z Myszyńca zabrakło ducha bojowego i najzwyczajniej dezerterowali, szukając schronienia w lasach Puszczy Kurpiowskiej. Część żołnierzy dwóch plutonów Obrony Narodowej, którzy bronili rejonu cmentarza - uciekła ze stanowisk widząc zagrożenie dla swoich rodzin oraz utratę majątku. W pododdziale sierż. Karcza, który bronił wymieniony rejon, pozostało po dwóch ludzi na każdy ckm.


Reklama

Po około 2,5-godzinnych walkach w sile 1 Dywizjonu Kolarzy i 1 Pułku Jazdy (około 1000 żołnierzy) przy wsparciu artylerii około godziny dziesiątej zdobyli miasteczko, jednakże na wschodnich krańcach Myszyńca dość silnie broniły się jeszcze pododdziały myszynieckiej kompanii Obrony Narodowej, kompanii Straży Granicznej oraz szwadronu 5 Pułku Ułanów, którymi dowodził kapitan Straży Granicznej Wacław Smakosz. Żołnierzom Obrony Narodowej uzbrojonym w karabiny Lebela i Berthiera brakowało amunicji.

Dość zaciekłe walki toczyły się w okolicy stacji kolei wąskotorowej, gdzie był przygotowany skład z rannymi oraz zebrały się załogi wycofanych posterunków granicznych i tłum uciekinierów

Do obrony została wyznaczona drużyna pod dowództwem plutonowego Antoniego Makowieckiego. Na szczęście przed zdobyciem przez Niemców tego ważnego punktu, skład zdołał odjechać.

Po około dwóch godzinach zaciętego oporu ze względu na miażdżącą liczebność wojsk niemieckich, oddziały polskie wycofały się do Wydmus i zajęły pozycje obronne na linii rowów strzeleckich, które były przygotowane do obrony już w lipcu 1939 roku. Odwrót cały czas osłaniany był przez ułanów 1 szwadronu, którzy nie tylko powstrzymywali niemiecki pościg, ale i zadawali przeciwnikowi dość poważne straty.

Około południa cały Myszyniec znajdował się już w rękach niemieckich.

 

Kontrnatarcie

Dowodzący Samodzielną Grupą Operacyjną „Narew” gen. Młot-Fijałkowski, wieść o przebiegu walk i utracie Myszyńca przyjął z dezaprobatą i oburzeniem. Natychmiast wydał rozkaz wydzielenia jednej kompanii z 71. Pułku Piechoty wraz z przydzielonym działkiem przeciwpancernym, zrobić rozpoznanie i odbić Myszyniec.

Zadanie to otrzymała 2. kompania 71. pp, którą dowodził porucznik Eugeniusz Naparliński. Zgodnie z wydanym przez generała rozkazem, kompania miał się wieczorem załadować na kolejkę wąskotorową w Nowogrodzie i dojechać do miejscowości Łyse, a stamtąd o świcie 3 września dosłownie z marszu zaatakować Myszyniec. Dość dużym problemem wykonania rozkazu była jednak niewystarczająca liczba wagonów, które część z nich Niemcy przejęli 1 września w Myszyńcu. Wpłynęło to bardzo znacznie na wyjazd oddziału porucznika Naparlińskiego, w związku z czym dotarł on do miasteczka około godziny 8 rano.

Polscy żołnierze znaleźli się w bardzo niekorzystnej sytuacji. Oddział zajął jedynie niewielki skraj miasteczka. W niespełna godzinę został zaatakowany przez dobrze uzbrojony oddział niemiecki, który był wsparty samochodami pancernymi Kfz. 13. Polacy ponieśli bardzo duże straty: 30 poległych i około 60 rannych, a więc właściwie około 70% kompanii. Dowódca - porucznik Naparliński dostał się do niewoli, natomiast w walkach polegli dowódcy dwóch plutonów: ppor. Malanowski i ppor. Kasprzycki. Resztę pododdziału wydostał z okrążenia jeden z dowódców plutonów ppor. Lubieniecki, który poprowadził żołnierzy do wolnego jeszcze Nowogrodu. W czasie działań niemieckich na linii Rozogi – Myszyniec, straty Wehrmachtu wyniosły zaledwie 5 poległych.

 

Polskie akcje dywersyjne w Szczytnie i powiecie

Działania, które miały miejsce na pograniczu powiatu szczycieńskiego, to nie tylko walki regularnego wojska. Równocześnie z żołnierzami działali również odpowiednio przygotowani przez polski wywiad wojskowi agenci dywersyjni. W naszym mieście miała miejsce akcja agentów organizacji sabotażowo – dywersyjnej, która była znana pod kryptonimem „K7”, tzw. Komitet Siedmiu. Organizacja składała się ze specjalnie wyselekcjonowanych osób, którzy szkolili się m.in. w Kazuniu i Zegrzu. W skład każdej komórki dywersyjnej wchodziło troje ludzi. Gdy jeden z nich zginął lub wpadł, komórka przestawała istnieć. Jedną z takich komórek tworzyli Stanisław Szmytko z Surowego, Władysław Dawidczyk z Czarni, Jakub Pieńkosz ze wsi Cyk oraz Marian Łakomiak - strażnik graniczny z Komisariatu Przasnysz.

Reklama

Zadaniem tego zespołu było zniszczenie dość dużego magazynu żywnościowego, znajdującego się przy stacji kolejowej w Szczytnie, chronionego przez uzbrojonych strażników. W połowie września 1939 roku, zgodnie z tajnymi wytycznymi, w godzinach popołudniowych zespół dywersyjny z podrobionymi dokumentami dotarł do Szczytna. Na obrzeżach miasta grupa czekała na zapadnięcie mroku. Około godziny 23, unikając jakiejkolwiek konfrontacji z mieszkańcami Szczytna, cała czwórka dotarła od obecnej ulicy Łomżyńskiej na bocznicę kolejową. Dyskretnie oraz z zachowaniem wszelkiej ostrożności, udało im się w dwóch miejscach zniszczyć tory. Chcąc odwrócić uwagę od baraków z zaopatrzeniem, podpalili skład wojskowy. Zniszczeniu uległ parowóz oraz kilka wagonów ze sprzętem i uzbrojeniem. Niestety, ze względu na wszczęty alarm nie udało im się zniszczyć magazynu żywnościowego.

Uciekając ze Szczytna zespół kierował się w stronę Zabiel. W drodze powrotnej polskiemu patrolowi dywersyjnemu udało się zniszczyć linię wysokiego napięcia na odcinku Szymany – Ciemna Dąbrowa. Następnie w rejonie rzeki Wałpuszy i miejscowości Zieleniec podpalili dość znaczne zapasy wojskowego siana, które były przeznaczone na furaż dla kawaleryjskich koni. W Lesinach Wielkich udało się im zniszczyć linię telefoniczną oraz transformator.

Do wsi Surowe, już po stronie polskiej, dotarli nad ranem i zatrzymali się u w sklepie Franciszka Deptuły. Nie było im jednak dane dłużej zagrzać miejsca. Zupełnym przypadkiem pod sklep podjechał pięcioosobowy patrol niemieckiej straży granicznej. Wywiązała się walka wręcz. Zginęło dwóch niemieckich strażników wraz z dowódcą patrolu, natomiast jedyne straty po stronie polskiej to rana cięta kciuka Mariana Łakomiaka.

Z późniejszych relacji wiadomo, że za akcję dywersyjną w Szczytnie Gestapo obwiniło kolejarzy niemieckich, których oskarżono o współpracę z polskim wywiadem i rozstrzelano.

 

Fot.

 

Pułkownik Kurt Feldt (w owalu) dowodził z Rozóg uderzeniem wojsk niemieckich na Myszyniec. Na zdjęciu: pojazdy pancerne Kpz. 13 w oczekiwaniu na atak.



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama