Piątek, 29 Marca
Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona -

Reklama


Reklama

Dwie miłości Grażyny Brulińskiej: dzieci i przedszkole


Niewielu ludzi dziś może powiedzieć, że lubi swoją pracę. A nawet jak i lubi, to i tak ciągle coś: a to za mało płacą, a to za ciężko, a to za zimno, a to szef do d., a koleżanka do jeszcze większej. Wszyscy, którzy z takimi ciągłymi „trudnościami” mają do czynienia, powinni poznać Grażynę Brulińską.


  • Data:

A jeśli nie poznać, to przeczytać o tym, jak może wyglądać zawodowe życie człowieka, który ponad wszystko na świecie kocha swoją pracę. I jak trudno się rozstać ze swoją największą miłością.

 

Kto się przyczynił do twojej zawodowej drogi?

 

Szkoła i wychowawczyni - pani Basia Siekierska, we wsi Przystań, obecnie w gminie Olszewo Borki. Gdy rozpoczynałam naukę już umiałam elementarz Falskiego na pamięć, liczyć do stu... To zasługa starszego brata. Szkoła mnie fascynowała i moja idolka – wychowawczyni też. Nosiła narzucony na plecy sweterek, a ja ją naśladowałam w każdym ruchu, więc też swój tak nosiłam. I już wtedy nikt, absolutnie nikt nie był w stanie mnie przekonać, że mogłabym w życiu robić cokolwiek innego niż być nauczycielem.

 

Ale chciałaś uczyć w szkole?

 

Bo ja wtedy nawet nie wiedziałam, że istnieją przedszkola. Po podstawówce zamierzałam uczyć się w Liceum Pedagogicznym, ale akurat zostały zlikwidowane. Nie miałam wyboru. Zostało mi szczycieńskie Liceum Pedagogiczne Wychowawczyń Przedszkoli w Szczytnie. I nie żałuję. To była wspaniała szkoła, po której absolwentki przyjmowano wszędzie do placówek z otwartymi ramionami. I od razu po maturze, w 1975 roku, podjęłam pracę w przedszkolu, tym właśnie, przy ul. Pasymskiej, zakładowej placówce „Lenpolu”. Moją dyrektorką była Ludwika Boczar, bardzo wymagająca, ale też dzięki temu naprawdę nauczyła mnie zawodowego rzemiosła. Ale i przygotowanie do pracy wyniesione ze szkoły było tak duże, że ja od początku pracy już miałam prawo prowadzić praktyki, uczyć zawodu kolejnych nauczycieli, a po zaledwie dwóch latach prowadzone przeze mnie praktyki stały się tematem mojej pracy dyplomowej.

 

I w tym przedszkolu już zostałaś?

 

Nie. Po 9 latach pracy awansowałam, ale z przeniesieniem. Zostałam dyrektorem placówki przy ulicy Pola, tym razem już nie zakładowego, a takiego „zwykłego”, miejskiego, które mieściło się w budynku dzisiejszego ZDZ. I pracowałam tam do 1991 roku. Wraz z przedszkolem przeszłam na rok do budynku jakby po sąsiedzku tego, w którym zaczynałam, czyli do budynku dawnego żłobka, w którym teraz jest Centrum Rehabilitacyjno-Edukacyjne. Po roku to „moje” przedszkole zostało zlikwidowane. Budynek opustoszał, a mnie wraz z dziećmi uczyniono dyrektorem placówki w sąsiednim obiekcie, czyli 25 lat temu wróciłam tam, gdzie zaczynałam i... skończyłam.

 

I z tego co pamiętam, początkowo dzieliliście ten obiekt z PCRE?

 

Nawet dość długo, bo 7 lat. Nie było to łatwa symbioza, bo wśród podopiecznych PCRE były dzieci, a właściwie już prawie dorośli, obiekt nie był też wystarczająco przystosowany. Ale wszystko się rozwiązało, gdy w 1999 roku ośrodek – centrum, otrzymał swój budynek, czyli ten obok, a ja już miałam przedszkole tylko dla siebie. Nazwaliśmy je „Bajka”.

 

I było bajecznie?

 

Nie wiem. Ale wiem, że to przedszkole, te ostatnie 25 lat to nie jest kawałek mojego życia... To całe moje życie. Dziś (wtorek 27 czerwca - przyp. H.B.) miałam pożegnalne spotkanie z pracownikami. Dostałam od nich na pamiątkę coś nieprawdopodobnego. Wydali album ze zdjęciami, taki tylko dla mnie, w którym pokazany jest każdy rok mojej pracy, każde przedszkolne wydarzenie z minionych 25 lat. I nie wiem... Ale chyba... Nie chyba. Na pewno. Na pewno mniej bym się cieszyła z wielomilionowej wygranej w totolotka niż z tego albumu. To jest coś absolutnie wyjątkowego. I będzie moją najcenniejszą pamiątką ze wszystkich innych.


Reklama

 

 

Czyli musiałaś być dobrym dyrektorem...

 

Nie mi to oceniać. Pełniłam tę funkcję w sumie 33 lata, ale pracownicy nie mieli ze mną łatwo...

 

Czemu?

 

Bo wiem, zawsze wiedziałam, czego chcę, a zatem, czego oczekuję. Ale też nigdy opryskliwie do nikogo się nie odniosłam. Nie stosowałam metody „palcowej”. Mówiłam na przykład: „zerknij tam czy tam, Chyba coś trzeba z tym zrobić...” I było robione. To nie tylko lata praktyki, to głównie szacunek do ludzi, ale i sporo wiedzy. A ja się sama też ciągle uczyłam. Wiesz, że dwa razy kończyłam studia z zakresu zarządzania oświatą?

 

Po co?

 

Bo się system zmienił. Podobno to zarządzanie socjalistyczne było zbyt marne, niezgodne z duchem czasu. Musiałam więc „nauczyć” się zarządzać po nowemu. Prawda jest jednak taka, że to pierwsze zarządzanie naprawdę mnie bardzo dużo nauczyło. Drugie – niczego. Zresztą, jak patrzę na to, jak i czego są dziś nauczani młodzi ludzie, którzy kończą studia i stają się nauczycielami, wychowawcami, to chce mi się już nie tylko płakać, ale wyć...

 

Wyjaśnisz?

 

Licea, te dawne, moje i pedagogiczne, przez pięć lat uczyły młodych ludzi nie tego, co jest w programie matematyki czy przyrody. Uczyły uczyć. Przez tyle lat każdy miał czas i możliwość przekonać się, czy dobrze wybrał, czy się sprawdzi jako nauczyciel. Nauczył się, jak nim być. Dziś tego nie ma. Młodych ludzi, którzy po studiach przychodzili do pracy w przedszkolu trzeba było najpierw wszystkiego nauczyć, od podstaw. To jest straszne nieporozumienie edukacyjne i jeśli się nic z tym nie zrobi, jeśli się nic nie zmieni, to – niezmiernie przykro mi to mówić – ale edukacja, a przede wszystkim wychowanie w przedszkolach czy szkołach będzie fikcją. Już powoli tak się dzieje. A pasjonatów, „wariatów” kochających to zajęcie tak jak ja kochałam i kocham, jest coraz mniej.

 

Nie wygląda mi na to, byś miała zamiar cieszyć się odpoczynkiem emeryta...

 

Boję się nadchodzących miesięcy. Boję się, że to, co udało mi się w „moim” przedszkolu przez tyle lat zrobić, zostanie zniweczone. Bardzo się boję. Mówi się, że dla zaangażowanych miejsce pracy to jest drugi dom. Dla mnie „Bajka” była pierwszym, dla mojej rodziny też, wszyscy byli zaangażowani.

 

Jak?

 

Trudno wskazać wszystkie okoliczności. Powiem tak. Nie zawsze przedszkola opływały w dostatki. Często było (i nadal bywa) tak, że trzeba było coś zrobić, a nie było za co. Na przykład wymalować sale dzieci. No to kupowało się farbę, podwijało rękawy, angażowało mężów, rodziców dzieci... i pracowało. Wtedy w przedszkolu byłam ja i pięć dziewczyn – wychowawczyń. I żadna nigdy nie powiedziała: „nie, to nie moja sprawa, za to mi nie płacą” czy coś takiego. Po prostu. Każda z nas miała na uwadze tylko to, że trzeba to zrobić, nieważne jakim kosztem, czyim wysiłkiem, czyim czasem. Więc się robiło, płacąc własną pracą i godzinami. Mówi się, że dyrektora zakres obowiązków to realizować zadania. Że pracuje od-do. Nigdy tego nie umiałam dotrzymać. Pracowałam 24 godziny na dobę. W przedszkolu robiłam to, co w domu wymyśliłam. Chociaż na współpracę z rodzicami nie mogę narzekać i nie narzekam. Wspaniali ludzie. Same liczby o tym mówią. Na 145 dzieci w przedszkolu, aktywnych rodzin, angażujących się we wszystkie działania przedszkolne było zawsze sporo ponad 100. I tego się też boję, że może nie będzie komu ich aktywizować.

Reklama

 

Mówi się też, że nie ma ludzi niezastąpionych. Nie możesz przewidzieć, nie możesz wiedzieć, że twoja następczyni popsuje to, co zbudowałaś. Będzie kierować placówką zapewne inaczej, ale nie znaczy, że gorzej...

 

Może masz rację... Może nadmiernie się obawiam. Ale... Dzisiejsze młode pokolenie jest inne, niż było nasze. Nie ma dziś miejsca na sentymenty, na altruizm, na poświęcenie. Każda minuta czy godzina przeliczona jest na osobiste korzyści, najczęściej finansowe. Naprawdę... Nie wyobrażam sobie dziś takiej przedszkolnej ekipy zasuwającej z pędzlami po przedszkolnych ścianach... Owszem, zdarzają się i wśród młodych, młodszych nauczycieli osoby z powołania, z misji, z pasji, z autentycznej miłości do tej pracy, byłabym niesprawiedliwa, gdybym powiedziała, że takich nie ma. Nawet parę takich osób znam. To się po prostu wie, to się czuje, takie „pokrewieństwo dusz” jak mówiła Ania z Zielonego Wzgórza. I to mnie nieco pociesza, ale w zamian martwię się, by ten okropny, skomercjalizowany system oświatowy tych perełek nie wypaczył. No cóż, ale na to już, niestety, nie będę miała wpływu.

 

Jakieś jednak plany związane z emeryturą masz?

 

Nie mam. Mam działkę. Kocham roślinki, zwierzątka... Ale... Ale nie wiem. Ja po prostu nie umiem nic innego robić niż pracować w przedszkolu. Nie umiem odpoczywać... Uwierzysz, że przez te 42 lata pracy byłam dwa razy na macierzyńskim po 3,5 miesiąca i teraz, kiedy postanowiłam, że nie będę startować na kolejną dyrektorską kadencję, bo poszło w eter, że nawet bym nie mogła, to... To byłam 4 dni na zwolnieniu lekarskim. Pierwszy raz. Bo miałam stan przedzawałowy. Powinnam była iść do szpitala. Miałam skierowanie... Ale jakoś mi przeszło, a przecież przedszkole... Miałam jeszcze sporo do zrobienia, zakończyć rok, pożegnać dzieci, przyjąć nowe...

 

Nie płacz. Znawcy powiadają, że życie dopiero się zaczyna właśnie na emeryturze...

 

Moje się skończyło. Do nowego nie jestem przekonana. Z pewnością upłynie mnóstwo czasu, aż się pogodzę z nieróbstwem. Jeśli w ogóle się pogodzę.

 

Nie sądzę byś się musiała z nieróbstwem godzić. Jest sporo różnych możliwości i obszarów, gdzie ludzie w wieku zacnym, a wciąż aktywni mogą wiele z siebie jeszcze dać innym. Nie wątpię, że znajdziesz i dla siebie taki obszar, którym zastąpisz przedszkole i dzieci. Tego ci życzę. Może chociaż po tylu latach mąż będzie cię miał wyłącznie dla siebie...

 

Darek, którego przecież znasz, jest cudownym człowiekiem. Czy ktoś inny przez tyle lat tolerowałby to, że jest „tym drugim”. Taki trójkąt małżeński: Ja, przedszkole i Darek. I on mi w tym jeszcze mnóstwo razy pomagał, jak choćby przy tym malowaniu, o którym mówiłam. Córki dorosły, obie mężatki i obdarzyły mnie już czworgiem wnucząt. Z dwójką średnich byłam niedawno na działce. Co tu kryć – często płaczę teraz. Trudno mi się pogodzić z rozstaniem z przedszkolem. Dzieci pytały wtedy, na tej działce: czemu jestem smutna. Gdy im wyjaśniłam, powiedziały tak: „Babciu, marzyłaś o tym, by być nauczycielem i twoje marzenia się spełniły. To my teraz marzymy o tym, żebyś już nie była nigdy smutna. I też chcemy, żeby się nasze marzenie spełniło”. Opowiadałam o tym podczas pożegnania z rodzicami. Obiecałam publicznie, że nie będę płakać. Próbowałam... Wciąż próbuję...



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

  • Więcej niż miasto... Czyli, jak Szczytno przekroczyło granice polityki dla dobra wspólnego (zdjęcia)
    do :Agnieszka Semeniuk-Czepczyńska. Oczywiście sprawa słuszna i potrzebna nie tylko od święta ale szczególnie na co dzień. Zaproszenie podczas konwencji wyborczej, skierowane do kandydatów, w okresie wyborów to jak to inaczej odebrać! W ten sposób słuszne działanie obarcza się taką otoczką. Czasami lepiej zrobić to w innym okresie lub nawet z mniejszą ilością uczestników. Jest wtedy większa wiarygodność. Działanie takie nie powinno mieć też charakteru akcyjnego bo jak wszystko co akcyjne w naszym kochanym kraju to tylko działanie promocyjne a nie wyraz rzeczywistej troski. Pozdrawiam i życzę zdrowych i pogodnych świąt!!!

    marian


    2024-03-28 10:54:16
  • Więcej niż miasto... Czyli, jak Szczytno przekroczyło granice polityki dla dobra wspólnego (zdjęcia)
    Nie wszyscy przyszli na akcję z powodu wyborów samorządowych... Część uczestników przyszła, bo ważna dla nich jest Natura i piękna przyroda, o którą powinno się dnać na co dzień. Akcja ważna, potrzebna, ale niepotrzebnie przykrywają ją rozważania polityczne. Wszyscy dbajmy na co dzień o porządek, zwracajmy uwagę zaśmiecającym...

    Agnieszka Semeniuk-Czepczyńska


    2024-03-27 13:34:56
  • Poznaj dzielnicowych w akcji podczas plebiscytu #SuperDzielnicowy2024
    To jakas kpina. Jak ja mam oddac glos na superdzielnicowego jak ja nawet nie wiem kto nim jest. Glos powinien byc oddany za zaslugi a nie po pokazaniu zdjecia w gazecie. Czym zasluzyli sie dzielnicowi z naszego powiatu, mala podpowiedz. Niczym, po za pierdzeniem w fotel i pozowaniem do zdjec.

    Shazza


    2024-03-27 13:34:24
  • Więcej niż miasto... Czyli, jak Szczytno przekroczyło granice polityki dla dobra wspólnego (zdjęcia)
    Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że mała grupka ludzi chce tłumaczyć innym co jest dobre i co powinni robić. Oczywiście w kontekście nadchodzących wyborów. Większość z obecnych tam osób nie robiła tego z własnego przekonania tylko dlatego, że trzeba tam być bo niedługo wybory. Smutne jest jeszcze to, że niewielka ale zaangażowana grupa ludzi w wyborach decyduje za większość której nie chce się iść lub jak już idą to nawet nie zastanawiają się jak ich wybór będzie wpływał na ich codzienne życie. Potem pretensje do wszystkich, tylko nie do siebie!!!!

    marian


    2024-03-27 10:33:52
  • Wiceszef MSWIA Czesław Mroczek w Szczytnie
    Tam się troszeczkę spędziło czasu????

    Laki


    2024-03-27 08:30:09
  • Robert Rubak: – czas na przetasowania w radzie
    Miałem przyjemność z bliska obserwować działania p. Rubaka w poprzedniej kampanii wyborczej. Liczyłem, iż nastąpi później okres jego współpracy z burmistrzem co uważałem za dużą szansę dla miasta i regionu. Wielka szkoda, iż p. burmistrz wybrał innych współpracowników. Mam nadzieję, iż p. Rubak znajdzie miejsce w nowej Radzie Powiatu.

    wiesław mądrzejowski


    2024-03-26 15:39:38
  • Więcej niż miasto... Czyli, jak Szczytno przekroczyło granice polityki dla dobra wspólnego (zdjęcia)
    Szkoda że wyborów nie ma co roku, przynajmniej wokół jeziora byłoby czysto. Ciekawe czy na koniec dali sobie buzi a może po buzi.

    mieszkaniec


    2024-03-26 14:50:11
  • Wiceszef MSWIA Czesław Mroczek w Szczytnie
    Współpraca z samorządem? A z kim się pan spotkał, p. Ochman nie należy do naszego samorządu. Brawo PIS, no i PO, w sumie PSL to też to samo.

    Mieszkaniec


    2024-03-26 11:59:15
  • Wiceszef MSWIA Czesław Mroczek w Szczytnie
    Bezpartyjny kandydat ale od Tuska :) No i z Myszyńca, ale skąd on się wziął w Szczytnie ?

    Marian


    2024-03-26 11:26:50
  • Wiceszef MSWIA Czesław Mroczek w Szczytnie
    Pani (?) Anno, jak się coś pisze to trzeba najpierw pomyśleć. Kiedy i gdzie p. Ochman, Stefan jakby kto pytał, obiecywał paliwo po 5 zł i dobrowolny ZUS? To uprawnienia Sejmu a burmistrzowi nawet Szczytna nic co tego.

    Rysiek T.


    2024-03-26 09:05:07

Reklama