Czwartek, 28 Marca
Imieniny: Anieli, Kasrota, Soni -

Reklama


Reklama

Coś na ząb - mazurskie gadanie Wiesława Mądrzejowskiego


Trwający już wieki lockdown, poza innymi niezbędnymi dolegliwościami, uzmysłowił nam, jak istotne stało się w ostatnich latach korzystanie z otwartej sieci gastronomicznej. Z restauracji, kawiarni, barów, jak i coraz bardziej popularnych stołówek serwujących dania obiadowe. Pozostało tylko korzystanie z dań na wynos, a to już nie to. Nawet gdy mieszka się w centrum miasta i dosłownie o parę kroków mam kebeb, bar wietnamski, pizzerię, trzy stołówki, trzy restauracje więc jest z czego wybierać.


  • Data:

Czyli zajrzeć tam w biegu z maską na gębie, zamówić co trzeba, zrobić w oczekiwaniu mały spacerek po czym zatargać danie do domu i spożyć przy własnym stole. Fakt, głodny człowiek nie chodzi, ale wielkiej finezji kulinarnej w tym nie ma. A chciałoby się usiąść przy stoliku z kimś sympatycznym, pogadać, przekąsić czy wypić przynajmniej dobrą kawę pod smaczny wypiek… Ech, łza się w oku kręci. Łapię się na tym, że coraz rzadziej korzystam z tych dań „na wynos”.

 

Wolę wpaść do sklepu (dobrze, że ciągle otwarte), pobuszować między półkami i ladami chłodniczymi, znaleźć coś oryginalnego i samemu przygotować smaczne danko pod gust swój i domowników. Chociaż tutaj też pandemia ma, jak dla mnie, kolejną złą stronę. Jestem w domu w mięsożernej mniejszości, więc możliwość zjedzenia czegoś bardziej konkretnego stała się w ostatnich miesiącach bardzo ograniczona. Samo używanie takich słów jak golonka, schabowy, zrazy czy tatar naraża przynajmniej na spojrzenia pełne pogardy i politowania dla tak zdegenerowanych i przyziemnych gustów kulinarnych.

 

Gdy knajpki były otwarte, to wpadł człowiek od czasu do czasu gdzie trzeba, wrzucił na ruszta coś konkretnego i było pięknie. Szczególnie w towarzystwie cichego wspólnika tak niecnych czynów, jakim jest też mięsożerna na szczęście wnuczka. Taki solidny tatarek z widokiem na jezioro w towarzystwie młodej damy apetycznie pałaszującej nasz wspólny przysmak to przecież coś wspaniałego. Do tego młodzież wciąga podwójny soczek jabłkowy, a dziadek kufelek czegoś z pianką.


Reklama

 

Oby to jak najszybciej wróciło. Zaczynam się jednak obawiać, jak długo jeszcze właściciele lokali gastronomicznych będą w stanie tę prohibicję wytrzymać. To, co oglądam w mediach, to masakra. Co bardziej zdeterminowani idą na całość i uruchamiają działalność narażając się na dotkliwe sankcje. Z wielką przykrością, ale tego nie pochwalam.

 

Szczególnie, gdy dotyczy to różnego rodzaju klubów, gdzie w ścisku bawią się w oparach covidowych cząsteczek, setki głównie młodych ludzi. I właściciele tych przybytków, i ich goście strzelają w stopę sobie i nam wszystkim. Albo naprawdę chcemy zepchnąć zarazę do podziemia, albo udajemy sami się oszukując.

 

Mamy też inny jeszcze skutek tej epidemii. Koronnym argumentem wszelkiej maści wegetarian i wegan prawdziwych i udawanych jest prawdopodobna praprzyczyna zarazy, którą ma być przeniesienie się wirusa ze zwierząt na ludzi. Miało to mieć miejsce na chińskich targowiskach. Wcale bym się temu nie dziwił. Byłem kiedyś na takim zwierzęcym targowisku w Kantonie, podobno największym na świecie. Coś faktycznie potwornego.

 

Setki tysięcy najróżniejszych zwierzaków, w tym takich, o których bym nigdy nie przypuszczał, że można je jeść, stłoczone w klatkach w potwornym upale. Rzadko zdarza mi się tak długie szorowanie pod prysznicem jak wtedy, gdy stamtąd wróciłem. Jakim cudem zaraza nie wybucha tam co drugi dzień, to tylko chyba efekt nabytej od wieków stadnej odporności. Przez parę dni niespecjalnie miałem ochotę nawet na pyszne chińskie dania.

Reklama

 

Tym bardziej, że jakiś czas wcześniej trafiła mnie inna chińska zaraza. Wrodzone łakomstwo kazało mi gdzieś nad ranem na pekińskiej ulicy zjeść dwa czarne jaja gotowane w sosie sojowym. Pyszne to było, ale nie na mój, podobno odporny na wszystko, żołądek. O skutkach pisać nie będę, a uratował mnie wieczór w tamtejszym barze i intensywna kuracja niezawodnym na takie dolegliwości szkockim lekarstwem. Kiedyś mogliśmy się nie przejmować, że gdzieś tam, odległe o tysiące kilometrów, są miejsca, w których taka czy inna zaraza musi wybuchnąć. Globalizacja dzisiejszego świata spowodowała, że żyjemy w tej samej wiosce i katar na jednym jej końcu szybko może się zmienić w śmiertelną grypę na drugim.

 

Ćwiczymy to na tak wielką skalę po raz pierwszy w historii. Możemy tu sobie ponarzekać na konieczne ograniczenia, na zakaz wesołych posiedzeń w restauracji czy plotek przy kawiarnianym stoliku. Jako niepoprawnego łasucha boli mnie to cholernie, ale gdy przypomnę sobie z ilu znajomymi mi osobami nie będę już mógł tam się nigdy spotkać, to zaciskam zęby. Przetrwamy!

 

Wiesław Mądrzejowski (wiemod@wp.pl)



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

  • Więcej niż miasto... Czyli, jak Szczytno przekroczyło granice polityki dla dobra wspólnego (zdjęcia)
    Nie wszyscy przyszli na akcję z powodu wyborów samorządowych... Część uczestników przyszła, bo ważna dla nich jest Natura i piękna przyroda, o którą powinno się dnać na co dzień. Akcja ważna, potrzebna, ale niepotrzebnie przykrywają ją rozważania polityczne. Wszyscy dbajmy na co dzień o porządek, zwracajmy uwagę zaśmiecającym...

    Agnieszka Semeniuk-Czepczyńska


    2024-03-27 13:34:56
  • Poznaj dzielnicowych w akcji podczas plebiscytu #SuperDzielnicowy2024
    To jakas kpina. Jak ja mam oddac glos na superdzielnicowego jak ja nawet nie wiem kto nim jest. Glos powinien byc oddany za zaslugi a nie po pokazaniu zdjecia w gazecie. Czym zasluzyli sie dzielnicowi z naszego powiatu, mala podpowiedz. Niczym, po za pierdzeniem w fotel i pozowaniem do zdjec.

    Shazza


    2024-03-27 13:34:24
  • Więcej niż miasto... Czyli, jak Szczytno przekroczyło granice polityki dla dobra wspólnego (zdjęcia)
    Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że mała grupka ludzi chce tłumaczyć innym co jest dobre i co powinni robić. Oczywiście w kontekście nadchodzących wyborów. Większość z obecnych tam osób nie robiła tego z własnego przekonania tylko dlatego, że trzeba tam być bo niedługo wybory. Smutne jest jeszcze to, że niewielka ale zaangażowana grupa ludzi w wyborach decyduje za większość której nie chce się iść lub jak już idą to nawet nie zastanawiają się jak ich wybór będzie wpływał na ich codzienne życie. Potem pretensje do wszystkich, tylko nie do siebie!!!!

    marian


    2024-03-27 10:33:52
  • Wiceszef MSWIA Czesław Mroczek w Szczytnie
    Tam się troszeczkę spędziło czasu????

    Laki


    2024-03-27 08:30:09
  • Robert Rubak: – czas na przetasowania w radzie
    Miałem przyjemność z bliska obserwować działania p. Rubaka w poprzedniej kampanii wyborczej. Liczyłem, iż nastąpi później okres jego współpracy z burmistrzem co uważałem za dużą szansę dla miasta i regionu. Wielka szkoda, iż p. burmistrz wybrał innych współpracowników. Mam nadzieję, iż p. Rubak znajdzie miejsce w nowej Radzie Powiatu.

    wiesław mądrzejowski


    2024-03-26 15:39:38
  • Więcej niż miasto... Czyli, jak Szczytno przekroczyło granice polityki dla dobra wspólnego (zdjęcia)
    Szkoda że wyborów nie ma co roku, przynajmniej wokół jeziora byłoby czysto. Ciekawe czy na koniec dali sobie buzi a może po buzi.

    mieszkaniec


    2024-03-26 14:50:11
  • Wiceszef MSWIA Czesław Mroczek w Szczytnie
    Współpraca z samorządem? A z kim się pan spotkał, p. Ochman nie należy do naszego samorządu. Brawo PIS, no i PO, w sumie PSL to też to samo.

    Mieszkaniec


    2024-03-26 11:59:15
  • Wiceszef MSWIA Czesław Mroczek w Szczytnie
    Bezpartyjny kandydat ale od Tuska :) No i z Myszyńca, ale skąd on się wziął w Szczytnie ?

    Marian


    2024-03-26 11:26:50
  • Wiceszef MSWIA Czesław Mroczek w Szczytnie
    Pani (?) Anno, jak się coś pisze to trzeba najpierw pomyśleć. Kiedy i gdzie p. Ochman, Stefan jakby kto pytał, obiecywał paliwo po 5 zł i dobrowolny ZUS? To uprawnienia Sejmu a burmistrzowi nawet Szczytna nic co tego.

    Rysiek T.


    2024-03-26 09:05:07
  • Wiceszef MSWIA Czesław Mroczek w Szczytnie
    No pięknie, przyjeżdża do Szczytna przedstawiciel rządu, tego lepszego rządu i z kim się spotyka, z kandydatem. Panie ministrze naszym przedstawicielem, nas mieszkańców jest Burmistrz, nie jakiś kandydat, robicie to co tak bardzo krytykowaliscie, tak postępował PiS , jestem rozczarowany, myślałem że zmierzamy do normalności ale niestety widzę że nie. A ten pana kandydat z Łodzi, mieszkający w Myszyncu to podobno bezpartyjny z poza układow jak sam o sobie mówi. Żarty.

    Ja


    2024-03-26 08:45:15

Reklama