Środa, 24 Kwiecień
Imieniny: Bony, Horacji, Jerzego -

Reklama


Reklama

Browar z pewnymi akcjami i planowaną przyszłością (rozmowa „Tygodnika”)


Jest już pewne, że ci, którzy nabyli akcje szczycieńskiego browaru – te akcje otrzymają. Do końca wyznaczonego terminu nabywania akcji pozostało 5 dni. Aktualnie pozyskano już ponad 1 milion złotych. O tym, na co środki będą przeznaczone i o przyszłości szczycieńskiego zabytku rozmawiam z prezesem firmy Mazurska Manufaktura – Jakubem Gromkiem. O nim samym też.


  • Data:

Jest pan dość młody jak na biznesmena...

 

30 lat to nie tak mało, ale zaczynałem faktycznie wcześnie, bo już jako 19-latek zacząłem prowadzić własne biznesy. W 2012 roku, zaraz po studiach, zacząłem pracę w Eurocashu i to była prawdziwa szkoła życia, bo korporacyjna. Tę przygodę zakończyłem jako wysokiego stopnia menadżer odpowiedzialny za grupę kategorii: alkohole mocne, wina, papierosy.

 

Ta kategoria to tylko biznes czy coś osobistego?

 

Nie palę, piję – oczywiście, bo muszę wiedzieć czym handluję. Ale nałogowcem nie jestem – jeszcze. Spożywam trunek zwany „Bielik”, skoro go produkuję w Szczytnie w swojej firmie, ale zgodnie z trendami nowoczesności nie unikam też whisky. Na co dzień za wiele czasu na smakowanie trunków nie mam, ale w weekendy staram się... hm... wypoczywać.

 

Czy to doświadczenie zawodowe i lekkie upodobanie do alkoholu było podstawą nabycia szczycieńskiego zakładu?

 

Zdecydowanie nie upodobanie, ale doświadczenie – i owszem. Znajomość branży mnie do tego skłoniła. Wspólnie z ojcem dostrzegliśmy spory potencjał w budynkach, historii tego browaru i samej marce „Jurand”. Założyliśmy spółkę, bo tata wsparł moją chęć nabycia tego obiektu finansowo. I zaangażował się też osobiście, bo jako lokalny przedstawiciel firmy utrzymuje kontakty z warmińsko-mazurskimi kontrahentami – nabywcami aktualnie produkowanego asortymentu. Ale całość firmy jest de facto na mojej głowie.

 

Powrót do historii i „Juranda” - to priorytetowe działania?

 

Ważne, ale nie jedyne. Mazurska Manufaktura w założeniu będzie produkowała kraftowe alkohole mocne, co najkrócej mówiąc – jest produkcją na poły rzemieślniczą, likiery oraz piwo. Trudno, byśmy zrezygnowali z produkcji, która obecnie jest realizowana, skoro dysponujemy nowoczesną linią produkcyjną, rozlewniczą i przeszkolonym zespołem specjalistów.

 

Ten powrót do „Juranda” jest jednak coraz bardziej realny. Nie tylko dlatego, że – jak wiem – macie już prawa do receptury. Chętnych do współfinansowania przyciągnie zapewne Magda Gessler i jej duży pakiet akcji. Czy to była jej inicjatywa, czy też miał pan jakiś swój udział w tej inwestycji?


Reklama

 

Oczywiście, miałem w tym swój skromny udział. Rozmawiałem z panią Magdą i jej menadżerem, później spotkaliśmy się i... podjęliśmy współpracę.

 

Czym ją pan przekonał?

 

Spodobał jej się przede wszystkim cały projekt kraftowych produktów i to, że jesteśmy rodzinną firmą, i to, że działamy teraz na Mazurach. Nie bez znaczenia był też fakt, że Mazurska Manufaktura jest firmą rozwojową, o czym mówią nasze plany dotyczące ostatecznego kształtu i wykorzystania obiektów dawnego browaru.

 

Trwająca dystrybucja akcji firmy nie ma jeszcze związku z rewitalizacją?

 

Nie. Wyłącznym celem jest utrzymanie i rozwój produkcji, w tym także powrotu do produkcji piwa Jurand. Kwestia rewitalizacji obiektów, realizacji zamierzeń, związanych m.in. z przeznaczeniem części obiektów na hotel itp. to sprawa jeszcze odległa, ale – oczywiście – tym też się zajmuję. Podstawową sprawą jest pozyskanie kontrahenta: osoby bądź firmy, która będzie zainteresowana przysposobieniem obiektu i prowadzeniem hotelu w przyszłości, bo to otworzy furtkę do starań o unijne dotacje na ten cel.

 

Jaki więc jest cel tej zbiórki – sprzedaży akcji i jak przebiega dystrybucja?

 

Aktualnie już jestem o tę dystrybucję spokojny. Zgodnie z wymogami, stawianymi między innymi przez Komisję Nadzoru Finansowego, do pozytywnego wyniku konieczna była sprzedaż akcji na kwotę co najmniej 100 tysięcy złotych. A my mamy w tej chwili, łącznie z pakietem Magdy Gessler, ponad 650 tysięcy złotych. W zastosowanym systemie dystrybucji akcji można było starać się pozyskać maksymalnie równowartość miliona euro i taką mniej więcej kwotę ustaliliśmy. To nie oznacza jednak, że aż tyle, czyli około 4,2 miliona złotych potrzebujemy. Tak naprawdę pieniądze były i są sprawą drugorzędną, chociaż – rzecz jasna – każdy grosz się przyda. Najbardziej nam zależało na tym, by pozyskać ambasadorów dla naszej produkcji, by naszą markę nagłośnić, by pokazać, co to jest tak naprawdę polska wódka.

 

A co to jest?

 

Reklama

Przede wszystkim jest to produkt wytwarzany wyłącznie w oparciu o polskie surowce i wytwarzany przez firmę, która ma wyłącznie polski kapitał. A to jest niezwykła rzadkość. Na przykład najbardziej znana „polska” wódka jest własnością firmy, która należy do Rosjan. Istotne jest to, że małych firm, takich jak nasza, jest coraz mniej. Rynek światowy jest zdominowany przez produkcyjne molochy – korporacje. My chcemy jednak pokazać, że i w mniejszej skali można mieć na tym rynku coś do powiedzenia. Nasi akcjonariusze – to dla nas przede wszystkim świadomi konsumenci. Tacy, którzy kupując „Bielika” będą wiedzieli, że pomagają nam, ale też i sobie. Chcieliśmy, żeby nasze trunki, dla naszych akcjonariuszy, a za ich pośrednictwem – dla wielu innych konsumentów – kojarzyły się jako właśnie w pełni polskie, mazurskie. A przyznam, że uzyskanie prawa do umieszczenia na etykiecie napisu „polska wódka” wcale nie było proste. Bo problem w tym, że znaczna większość alkoholi, które są opatrzone tą adnotacją, nie należy do polskich firm tylko do zagranicznych korporacji.

 

Czyli co? Chce pan wydać wojnę tymże korporacjom?

 

Absolutnie nie. Chcę tylko pokazać, że można i trzeba robić coś własnego na własnej ziemi, z darów, które nam ta własna ziemia ofiarowuje. Że nie musimy sięgać i uzależniać się od zagranicznego biznesu. Że sami też wiele umiemy zrobić. I że – gdy zrobimy to wspólnie: z udziałem finansowym i zaangażowaniem wielu ludzi – to musi się udać. Sprzedażą akcji chciałem pozyskać nie tyle środki, co ludzi, którym zależy na tym, by mieć własny trunek, prawdziwie rodzimy, takich ludzi, którzy mogą się poczuć dumni, że wspierają nasz polski, mazurski rynek. I cieszę się, że jest już tych osób aż 300. A do końca maja, na co liczę, będzie nas jeszcze więcej. Akcje Mazurskiej Manufaktury można kupić za pośrednictwem strony internetowej www.mazurskamanufaktura.beesfund.com

 



Komentarze do artykułu

Pofajdok

to cos co nazywa sie piwo Jurand nie nadaje sie do pica a za cene 6 zeta to juz wogole. Mocz pawiana, kup[ilem dwa razy pierwszy i ostatni. Gratuluje spierdol.. legendy.

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama