Sobota, 20 Kwiecień
Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha -

Reklama


Reklama

„Wojenne” wspomnienie pana Henryka


Inne rzeczy się działy w świecie wielkiej polityki (ówczesnej) i jej przeciwników, inne – dotykały przeciętnego obywatela. Podczas przedświątecznych porządków Henryk Sielski z Gawrzyjałek, radny gminny, natknął się na zapomniany, a dziś już historyczny dokument, który przypomniał mu epizod z tamtych czasów.<...


  • Data:

Inne rzeczy się działy w świecie wielkiej polityki (ówczesnej) i jej przeciwników, inne – dotykały przeciętnego obywatela. Podczas przedświątecznych porządków Henryk Sielski z Gawrzyjałek, radny gminny, natknął się na zapomniany, a dziś już historyczny dokument, który przypomniał mu epizod z tamtych czasów.

- Dziś młodzi pewnie nie wiedzą, bo i skąd, że w stanie wojennym nie wolno się było poruszać po kraju, opuszczać miejsce zamieszkania – wspomina. - Podróż do innego miasta wymagała specjalnego pozwolenia i musiała być uzasadniona bardzo ważnymi przyczynami. A i tak to zależało od oceny urzędnika.

Pan Henryk w rodzinnym archiwum znalazł dokument, dzięki któremu jego rodzice, 34 lata temu mogli na dwa świąteczne, bożonarodzeniowe dni pojechać do Ostródy. Nie w odwiedziny do rodziny i wigilijnego karpia, ale by uczestniczyć w wydarzeniu huczniejszym. - W pierwszy dzień świąt było wesele. Ślub brał mój brat – opowiada Henryk Sielski, dziś z Gawrzyjałek, a 34 lata temu – z Lipowca. - Miałem wtedy 20 lat, też oczywiście chciałem jechać na ślub brata, ale ja już takiego pozwolenia w gminie nie dostałem. Ostatecznie jednak całą rodziną pojechaliśmy do tej Ostródy, bo jakoś tak dzień przed wigilią ten zakaz swobodnego poruszania się po kraju został zniesiony. Ale nie pamiętam, czy tylko na okres świąteczny, czy już całkiem.


Reklama

Nie tylko problem z wyjazdem kładł się cieniem na weselnych uroczystościach. „Wojenne” zakazy obejmowały też tzw. zgromadzenia. Innymi słowy – należało unikać sytuacji, gdy w jednym miejscu skupiała się zbyt duża liczba osób, a szczególnie gdy było to miejsce publiczne. - Zresztą nie tylko wesela, w ogóle, zdaje się, nie było żadnych imprez, koncertów, no czegokolwiek, gdzie mogłoby się zgromadzić zbyt wiele osób – wspomina pan Henryk. - W każdym razie tradycyjnego wesela w knajpie mój brat nie miał. Zebraliśmy się, nieliczni goście, w mieszkaniu i świętowaliśmy te zaślubiny na tyle, na ile to było możliwe. Oczywiście nawet o tym spotkaniu rodzinnym w szerokim gronie trzeba było władze „wojenne” poinformować”.

Reklama



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama