Sobota, 20 Kwiecień
Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha -

Reklama


Reklama

Walter Późny wspomina powojenne Szczytno i powiat (cz. 9.)


Życie w powojennym Szczytnie, dzięki staraniom władz polskich i przybyłych tu nowych osadników, powoli wracało do normalności. Niewątpliwie pod odbudowę infrastruktury wodno-kanalizacyjnej i elektrycznej największe zasługi wraz ze swoimi pracownikami położył Kazimierz Żugaj. Komuniści jednak za nic mieli jego pracę i wkład w odbudowę Szczytna. Żugaj ze względu na swą przynależność w okresie okupacji do AK, był dla nich „niepewnym” politycznie elementem.



Uruchomienie elektrowni

 

Wraz z początkiem czerwca 1945 roku szczycieńska elektrownia, a raczej coś, co ją przypominało, rozpoczęła swoją w miarę „normalną” pracę. Jako pierwszy do nowo powstałej sieci energetycznej został podłączony szpital.

 

W ciągu niespełna trzech tygodni ekipa szczycieńskich energetyków pod kierownictwem Kazimierza Żugaja zdołała uruchomić 14 stacji transformatorowych, pracując przy tym w dość często ekstremalnych warunkach. Do 1948 roku zelektryfikowali prawie cały powiat. Dzięki ich wytężonej pracy powstały 24 stacje transformatorowe. Nie lada wyzwaniem dla nich było nawiązanie łączności energetycznej z Olsztynem.

 

Po około dwóch tygodniach od uruchomienia szczycieńskiej elektrowni doszło do poważnej awarii linii energetycznej. Przyczyną było uszkodzenie przewodów znajdujących się w północnej części miasta. Uszkodzone i zerwane przewody elektryczne znajdowały się w leju po bombie lotniczej w okolicach dzisiejszej ulicy Konopnickiej. Nie udało się wówczas ustalić przyczyny usterki i nie wiadomo było, czy powstała ona na skutek działań wojennych lub też sabotażu. W ciągu zaledwie kilku dni udało się jednak naprawić zerwane przewody i doprowadzić elektryczność do tej części miasta.

 

Nie minęły kolejne dwa tygodnie i w mieście znów zabrakło prądu. Przyczynętej przerwy w dostawie elektryczności zlokalizowano w podziemnych przewodach nieopodal dworca kolejowego.

 

Makabryczne odkrycie

 

Brygada elektryków na czele z Kazimierzem Żugajem niezwłocznie ruszyła do usuwania usterki. Ustalono jej dokładną lokalizację i przystąpiono do odkopywania przewodów. Na głębokości niespełna metra natrafiono na ludzkie szczątki. Zachowując proceduralne środki, postanowiono niezwłocznie wezwać organy Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, który mieścił się w obecnym Urzędzie Skarbowym przy ulicy Warszawskiej.

 

Prace na kilka godzin zostały przerwane. Przybyli na miejsce funkcjonariusze bezpieki nadzorowali prace nad makabrycznym znaleziskiem. Na podstawie zachowanych resztek mundurów ustalono, że są to zwłoki francuskich żołnierzy, którzy tu przebywali w czasie wojny jako jeńcy i pracowali w szczycieńskich wodociągach miejskich. Najprawdopodobniej zginęli podczas bombardowania dworca kolejowego w styczniu 1945 roku.

 

Niedaleko tego makabrycznego znaleziska był budynek, w którym znajdowały się filtry piaskowe do uzdatniania wody. Tam również podczas naprawy uszkodzeń, monterzy w skrytce, która znajdowała się w podłodze natrafili na niewielkie radio detektorowe. Najprawdopodobniej służyło ono jeńcom francuskim do nocnego nasłuchu alianckich stacji radiowych.

 

Konflikt z UB

 

W drugiej połowie 1945 roku w Szczytnie doszło do dość poważnej usterki w sieci energetycznej. Jak wspominał Kazimierz Żugaj, częściej bywał i spędzał czas poza domem, usuwając uszkodzenia wraz ze swoimi pracownikami. I tym razem było tak samo. Brnąc dosłownie po kolana w śniegu, wraz ze swymi podwładnymi starał się zlokalizować usterkę, która spowodowała przerwę w dopływie prądu.

 

Na jednej z ulic w centrum Szczytna natknął się przez przypadek na szefa szczycieńskiej bezpieki – porucznika Sałatę, który w tym czasie wraz z dwoma funkcjonariuszami patrolował nieoświetlone miasto. Ujrzawszy Kazimierza Żugaja, rozkazał mu krzykiem, by nie dłużej niż w ciągu pół godziny w mieście znów rozbłysły żarówki. Żugaj według relacji świadków, zmęczony poszukiwaniem usterki nie wytrzymał i podniesionym głosem miał mu odpowiedzieć – Panie poruczniku! Gdyby światło gasło na rozkaz, to i na rozkaz by się rozświecało!


Reklama

 

Takiego aroganckiego, w jego mniemaniu, zachowania „bezpiecznik” Sałata nie mógł zdzierżyć. Swoim podwładnym nakazał, aby pod ich eskortą i pod bronią zaprowadzono Żugaja do szczycieńskiej siedziby PUBP przy ulicy Warszawskiej.

 

Na miejscu osadzono go w nieogrzewanej celi, w której musiał przesiedzieć całą noc. Z samego rana odbyło się przesłuchanie, które prowadził porucznik Sałata. Z zeznań Kazimierza Żugaja nie wynikało właściwie nic, co mogłoby działać na jego szkodę. Po złożonych wyjaśnieniach i sporządzeniu protokołu z przesłuchania został wypuszczony do domu.

 

Jednak to nie niewinność Kazimierza Żugaja była powodem zwolnienia go z aresztu. Po prostu w Szczytnie nie było wody pitnej, ponieważ w czasie jego zatrzymana przestały działać w mieście elektrownia i miejskie wodociągi, nad którymi sprawiał nadzór techniczny i niejako serwisowy.

 

Towarzysz Parol

 

W pierwszych powojennych latach niewspółmierny wpływ na ówczesną władzę w Szczytnie miał I Sekretarz PPR Józef Parol, znany i pamiętany m.in. ze swego dość częstego „zaglądania do kieliszka”. W czasach, gdy miał decydujący wpływ na miasto i jego życie polityczne, mianował na urząd burmistrza, a następnie przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej w ciągu zaledwie sześciu lat aż 8 osób: Andrzeja Tomalę - 11 miesięcy, Piotra Napiórkowskiego - 18, Mariana Różyckiego - 11, Romana Kołakowskiego - 5, Henryka Tyszko - 7 , Jana Pietrzyka - 3, Czesława Zielińskiego - 8 oraz Czesława Siedleckiego - 4 miesiące.

 

Wspomniany Józef Parol niezbyt chlubnie zapisał się na kartach historii Szczytna. Był niejako „szarą eminencją” powojennych władz, który w miarę swoich możliwości, a te miał dość spore - rozdawał w Szczytnie posady kierowników i dyrektorów „swoim” ludziom, którzy byli poprawni politycznie. W grę nie wchodziło bynajmniej wykształcenie i wiedza, jaką posiadały mianowane przez niego osoby na dość ważne stanowiska kierownicze. Parol zresztą sam miał niepełne wykształcenie podstawowe, a podległych mu ludzi starał się tak dobierać, aby inteligencją nie przewyższali jego samego.

 

Polityczne „kariery”

 

W mieście mnożyły się przypadki, gdy na urzędach zasiadały osoby, którym z dość dużym trudem przychodziło czytanie i pisanie, ale zgodnie z ówczesną doktryną – byli poprawnymi komunistami, reprezentującymi warstwę społeczną, zwaną klasą robotniczo-chłopską. Znany jest przypadek, że w ówczesnej Fabryce Mebli na stanowisko dyrektora mianował niejakiego Kobyłeckiego, który po zakończonej „karierze zawodowej” w fabryce jako dyrektor, ponownie wykonywał to, co potrafił najlepiej, czyli ładował na furmanki konwie z mlekiem.

 

Parol angażował się też w ruchy kadrowe na najważniejszych stanowiskach urzędniczych, do których należał m.in. burmistrz. Jednym z mianowanych na burmistrza przez towarzysza Józefa ludzi był niejaki Tomala, który przed objęciem wspomnianego urzędu ładował na bocznicy drewniane kloce do wagonów. Parol dość często angażował się w zmiany przewodniczącego Powiatowej Rady Narodowej oraz jego zastępców.

 

Rozmowy z pistoletem na biurku

 

Świadkowie w swych relacjach podkreślają, że Józef Parol dość często przyjmował w swoim gabinecie interesantów, a podczas rozmów tak od niechcenia wyjmował z szuflady rewolwer i kładł go na biurko, dając tym samym do zrozumienia, kto tu rządzi.

Reklama

 

Bywały również przypadki, że stawał w obronie zwykłych ludzi. Znane jest wydarzenie, gdy po złożeniu skarg przez pracowników roszarni na panującą w halach niską, bo sięgającą zimą zaledwie kilku stopni temperaturę, wezwał dyrektora zakładu do niezwłocznego stawienia się przed jego – Parola - obliczem. Pomieszczenia w ratuszu były wówczas ogrzewane piecami. Tenże dyrektor przybył do urzędu w dość grubym kożuchu. Parol, jak gdyby nigdy nic, nakazał stanąć mu jak najbliżej pieca, zakazując jednocześnie zdjęcia okrycia i czapki. Zawołał swojego podwładnego i polecił dorzucić więcej węgla. Według relacji, dyrektor stał tak i pocił się niemiłosiernie przez ponad trzy godziny. Po tej interwencji nie wpływały już skargi od pracowników roszarni na niskie temperatury w halach, bo zaledwie po kilku dniach rozstawiono tam piecyki ogrzewające, zwane powszechnie „kozami”.

 

Ludzka twarz towarzysza Józefa

 

O Józefie Parolu pisano i mówiono różnie, i w większości nie były to zbyt pochlebne opinie. Rzadko, bo rzadko, ale zdarzały się również sytuacje, że przedstawiano jego osobę w nieco lepszym świetle. W latach piastowanego przez siebie urzędu I Sekretarza KP PPR (1945-51), dość często zwracała się do niego o pomoc biedniejsza część pozostałych tu Mazurów.

 

Znany jest przypadek, gdy pewnego razu przyszła do niego Mazurka z Dźwierzut, która była wdową i ze łzami w oczach tłumaczyła mu, że została skazana na areszt za kradzież ubrania i nie ma co zrobić ze swoim małym dzieckiem, bo przecież na zabierze go do więzienia. Józef Parol zainterweniował najpierw do szczycieńskiego sądu i chciał się porozumieć w sprawie zawieszenia wykonania wyroku. Nie otrzymał pozytywnej odpowiedzi. Poprosił o dostarczenie mu akt sprawy Mazurki. Gdy je otrzymał, dokumenty wrzucił do znajdującego się w jego kancelarii pieca, natomiast kobiecie nakazał wracać do Dźwierzut. Oczywiście, że ze strony sądu na towarzysza Józefa posypały się skargi, ale dzięki jego układom i znajomościom, sprawa została nieodwracalnie i oczywiście pozytywnie dla Mazurki załatwiona.

 

Dość głośnym echem w województwie odbiła się też sprawa, związana z zarekwirowaniem przez Parola dzików, upolowanych wcześniej w szczycieńskich lasach dzików przez Mieczysława Moczara. Według świadków, Józef Parol bezceremonialnie na stacji PKP „skonfiskował” nadane na bagaż dziki i kazał je zużyć w stołówkach pracowniczych funkcjonującej już roszarni i fabryki mebli. Tłumaczył to później w ten sposób, że wojewoda miał przyjemność polowania, a ludzie pracy dzięki temu otrzymali jedzenie.

 

Być może te przypadki dbałości o miejscową ludność powodowały, że czuł się bezpiecznie i po całym powiecie jeździł bez jakiejkolwiek obstawy.

 

Opis foto: Józef Parol. I Sekretarz KP PPR w latach 1945-51.



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama