Czwartek, 18 Kwiecień
Imieniny: Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy -

Reklama


Reklama

Walter Późny wspomina powojenne Szczytno i powiat (cz. 7.)


W drugiej połowie 1945 roku starosta szczycieński Walter Późny nadal informował Pełnomocnika Rządu RP na Okręg Mazurski, że największym problemem powiatu jest stan bezpieczeństwa oraz wzrastająca emigracja ludności autochtonicznej do Niemiec. W ciągu zaledwie miesiąca, bo od września 1945 roku do października, przepustki na taki wyjazd wydano 110 rodzinom mazurskim. Ponadto krytyczny stan pogłębiała również mizerne zaopatrzenie miejscowej ludności żywność i inne niezbędne do życia artykuły.


  • Data:

Exodus Mazurów

 

„W miesiącu sprawozdawczym (wrzesień – październik 1945 r. – przyp. aut.) do wyjazdu zadeklarowało się 346 rodzin mazurskich” – pisał Walter Późny. Niewątpliwie wpływ na taką migrację ludności mazurskiej miała ich sytuacja materialna, którą starosta szczycieński w swoim sprawozdaniu określił jako „beznadziejną”. Mazurzy zostali ograbieni z żywego inwentarza najpierw przez Sowietów, a jeśli ktoś zdołał coś ukryć i tak tracił za sprawą osadników z Mazowsza oraz pzwykłych szabrowników.

 

Do Późnego ze wszystkich podległych starostwu gmin, napływały meldunki od sołtysów o natychmiastową pomoc. W jednym z raportów z gminy Puppen (obecnie Spychowo) miejscowi Mazurzy informowali, że pomimo głodu, pozostaną w swoich obejściach i nic ich nie zmusi do wyjazdu do Reichu.

 

Starosta w swoim sprawozdaniu pisał do władz w Olsztynie, że stara się jak tylko może i dostępne środki mu pozwalają – o zaopatrzenie najbiedniejszej ludności powiatu w podstawowe płody rolne: zboże i ziemniaki po to tylko, aby ich tu zatrzymać.

 

W Szczytnie bez zmian

 

W drugiej połowie 1945 roku sytuacja, jeśli chodzi o kościoły i wspólnoty wyznaniowe – niewiele się zmieniła. Brakowało kapłanów w poszczególnych kościołach miasta i powiatu. Część z tych, która była tu do 1945 roku, uciekła do Rzeszy przed wkroczeniem Armii Czerwonej, inni zostali aresztowani przez NKWD.

 

Powoli organizowała się w powiecie Samopomoc Chłopska. Jej pierwsze punkty powstały w ówczesnych gminach: Świętajno, Rańsk, Szczytno, Pasym i Dźwierzuty. Ważnym wydarzeniem w tym okresie było powstanie w Szczytnie we wrześniu 1945 roku Związku Zawodowego Rzemieślników i Kupców.

 

Stan bezpieczeństwa, według sprawozdania starosty szczycieńskiego, nieznacznie się „poprawił”, ponieważ miejscowa komenda powiatowa Milicji Obywatelskiej wzbogaciła się o pierwszy pojazd mechaniczny, nazywanym w spisie inwentaryzacyjnym „samochodem pościgowym”.

 

Niezłomność Późnego

 

Czytając sprawozdania Waltera Późnego trudno nie uznać, że cechowały go prawdomówność i odwaga. Miał przecież świadomość tego, co może go spotkać. Nie miał jednakże w tej kwestii jakichkolwiek oporów, aby rzetelnie przestawić sytuację pozostałych tu Mazurów, poczynania żołdaków Armii Czerwonej oraz złodziejskie procedery niektórych mieszkańców północnego Mazowsza. Wiedział, co może mu za to grozić, ale podczas naszego spotkania w 1999 roku powiedział „nie złamało mnie Gestapo, które na moich plecach podczas przesłuchania na Pawiaku złamało krzesło. Na kolejne represje ze strony Sowietów byłem przygotowany…”. Nie wiedział, że w niespełna trzy lata po przesłuchaniu na Alei Szucha, będą go dręczyć oficerowie NKWD i UB.

 

Problemy z UB

 

Walter Późny w swoich rzetelnych sprawozdaniach nie czynił wyjątków nawet w przypadku Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa. „…do Starostwa napływają skargi, że funkcjonariusze UB podszywając się pod wojsko względnie MO dokonują napaści samowolnie na szkodę Mazurów, jak i osadników”. W dalszej części swojego sprawozdania informuje, że wymienieni funkcjonariusze nie rozumieją zupełnie sprawy mazurskiej.


Reklama

 

Dość ciekawym i tragicznym przykładem działań szczycieńskiego UB był incydent z 25 listopada 1945 roku.

 

Dopiero z niedawno odtajnionych akt dowiadujemy się, że komendant Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Szczytnie porucznik Sałata raportował w swym sprawozdaniu, że przy granicy z powiatem mrągowskim żołnierze sowieccy samowolnie chodzą i rabują miejscową ludność mazurską i osadnictwo polskie, zabierając im siano, słomę, kartofle oraz inny dobytek, po prostu wszystko, co wpadnie im w ręce.

 

Dzień później, 26 listopada na ulicach Szczytna doszło do bardzo poważnego incydentu, o którym z oczywistych powodów przez wiele lat nie mówiono i nie pisano.

 

Krwawa potyczka

 

Na podstawie zebranych informacji, udało mi się ustalić, że wydarzenie to miało miejsce na obecnej ulicy Odrodzenia. W naszym mieście w opisywanym okresie stacjonowali już również i żołnierze polscy. Około południa niewielki polski patrol usłyszał dobywające się z okolic obecnej ulicy 3 Maja wołania o pomoc w języku polskim i niemieckim. Żołnierze polscy zobaczyli sowieckich żołnierzy – oczywiście pijanych w sztok i pastwiących się nad kobietami, które wołały o pomoc. Na nic zdały się prośby o pozostawienie ich w spokoju. Nagle dowódca sowieckiej grupy w stopniu porucznika wyciągnął rewolwer i oddał strzał w kierunku Polaków.

 

Wywiązała się walka i strzelanina pomiędzy krasnoarmiejcami i polskimi żołnierzami. Na środku ulicy pozostało ciało postrzelonego śmiertelnie dowódcy polskiego patrolu. Po około kwadransie na miejsce podjechał radziecki patrol. Walki ucichły. Uczestniczących w potyczce radzieckich żołnierzy w liczbie blisko 20 ludzi dość sprawnie załadowano w podstawioną ciężarówkę i wywieziono. Polskich żołnierzy natomiast szczegółowo spisano i zaprowadzono do siedziby PUBP, który mieścił się w obecnym Urzędzie Skarbowym przy ulicy Warszawskiej.

 

Do chwili obecnej, oprócz krótkiej i lakonicznej notatki porucznika Sałaty, nie pozostała praktycznie jakakolwiek informacja dotycząca opisywanego zdarzenia. Straty po stronie polskiej to postrzelony śmiertelnie oficer, natomiast po stronie radzieckiej – oficer i szeregowy.

 

Kazimierz Żugaj – pierwszy elektryk

 

26 kwietnia 1945 roku do Szczytna przyjechał Kazimierz Żugaj. W jego życiu rozpoczął się nowy etap. Do jego głównych zadań należała naprawa sieci energetycznej oraz wodociągowej w Szczytnie. Do dyspozycji miał tylko dwóch ludzi, którzy nie mieli jakiegokolwiek pojęcia o tym, co mają robić. Byli to zwykli, prości chłopi.

 

Jak wspominał Kazimierz Żugaj, Szczytno robiło przygnębiające wrażenie. „Główna ulica była zasypana gruzem. Z tego czasu została mi w pamięci kompletna cisza. Kroki osoby, która szła obecną ulicą Polską, można było usłyszeć na placu Juranda”.

 

Na początku czerwca 1945 roku szczycieńska elektrownia, a raczej coś, co ją przypominało, rozpoczęła swoją w miarę „normalną” pracę. Jako pierwszy do nowo powstałej sieci energetycznej został podłączony szpital.

 

W ciągu niespełna trzech tygodni, ekipa szczycieńskich energetyków pod kierownictwem Kazimierza Żugaja zdołała uruchomić 14 stacji transformatorowych, pracując przy tym w dość często ekstremalnych warunkach.

Reklama

 

Do 1948 roku zelektryfikowali prawie cały powiat. Dzięki ich wytężonej pracy powstały 24 stacje transformatorowe. Nie lada wyzwaniem dla nich było nawiązanie łączności energetycznej z Olsztynem.

Jak wspominał Kazimierz Żugaj, niepoślednią i bardzo ważną rolę w tym przedsięwzięciu odegrali ludzie, m.in. Pawłowski, Wojtal, Kosiński oraz Cisowski.

To było ogromne zadanie - opowiadał Kazimierz Żugaj. Najważniejszym działaniem dla całej ekipy było doprowadzenie linii energetycznej do wodociągów miejskich, którą udało się wykonać już w połowie sierpnia 1945 roku.

 

Makabryczne odkrycie

 

Po około dwóch tygodniach od uruchomienia szczycieńskiej elektrowni doszło do poważnej awarii linii energetycznej. Przyczyną było uszkodzenie przewodów znajdujących się w północnej części miasta.

 

Uszkodzone i zerwane przewody elektryczne znajdowały się w leju po bombie lotniczej w okolicach dzisiejszej ulicy Konopnickiej. Nie udało się wówczas ustalić przyczyny usterki i nie wiadomo było, czy powstała ona na skutek pozostałości wojennych, czy też sabotażu. W ciągu zaledwie kilku dni udało się jednak naprawić zerwane przewody i doprowadzić elektryczność do tej części miasta.

 

Nie minęły dwa tygodnie i w mieście znów zabrakło prądu. Przyczynę kolejnej przerwy w dostawie elektryczności zlokalizowano w podziemnych przewodach nieopodal dworca kolejowego.

Brygada Kazimierza Żugaja wytyczyła dokładne miejsce i przystąpiła do odkopywania przewodów. Na głębokości niespełna metra natrafiono na ludzkie szczątki. Zachowując proceduralne środki, o znalezisku zawiadomiono Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego.

 

Prace na kilka godzin zostały przerwane. Przybyli na miejsce funkcjonariusze bezpieki, na podstawie zachowanych resztek mundurów ustalili, że są to zwłoki francuskich żołnierzy, którzy tu przebywali w czasie wojny jako jeńcy i pracowali w szczycieńskich wodociągach miejskich. Najprawdopodobniej zginęli podczas bombardowania dworca kolejowego w styczniu 1945 roku.

 

Niedaleko tego makabrycznego znaleziska był budynek, w którym znajdowały się filtry piaskowe do uzdatniania wody. Tam, również podczas naprawy uszkodzeń, w skrytce, która znajdowała się w podłodze monterzy natrafili na niewielkie radio detektorowe. Najprawdopodobniej służyło ono jeńcom francuskim do nocnego nasłuchu alianckich stacji radiowych.

 

Jak wspominał Kazimierz Żugaj, nie lada osiągnięciem było odnalezienie przez niego pełnej dokumentacji szczycieńskiej sieci wodociągowej, gazowniczej, kanalizacyjnej oraz energetycznej. Natrafił na nią zupełnie przypadkowo w budynku administracyjnym kompleksu gazowni przy obecnej ulicy Polskiej. Akta były równo poukładane przez Sowietów w skrzyniach, które były przygotowane do wywiezienia.

 

Opis do foto: Szczytno, II połowa lat czterdziestych. Źródło: domena publiczna



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama