Patrząc rozsądnym okiem na pasję motocyklową, prędzej, czy później musi się ona skończyć na torze wyścigowym. Tam też motocykle zaprowadziły Aleksandra Kopisia i Mariusza Szerszenia, dwóch szczytnian. Właśnie obaj wystartowali w Pucharze Polski, nie dowierzając na mecie własnym wynikom.
Patrząc
rozsądnym okiem na pasję motocyklową, prędzej, czy później
musi się ona skończyć na torze wyścigowym. Tam też motocykle
zaprowadziły Aleksandra Kopisia i Mariusza Szerszenia, dwóch
szczytnian. Właśnie obaj wystartowali w Pucharze Polski, nie
dowierzając na mecie własnym wynikom. Aleksander
Kopiś - pada deszcz przez cały wyścigowy weekend, więc nawet nie
zaczyna kwalifikacji; ma opony tylko na suchy tor. 20 minut przed
startem Mariusz łatwi mu u mechaników komplet deszczowych
opon i rzuca stanowczo: startujesz. Kopiś rusza z dziewiętnastego
miejsca. Pierwszy raz w deszczu. I wygrywa wyścig. Brzmi to jak sen.
Po wyścigu robią z niego bohatera. Mariusz
Szerszeń - pierwszy wyścig kończy spektakularnym saltem razem z
motocyklem już na pierwszym zakręcie. Kolejny wyścig już za trzy
tygodnie, ale ciało ciągle poobijane. Mimo to decyduje się na
start. Po
kwalifikacjach zaczyna z rewelacyjnego drugiego miejsca, ale na
starcie gaśnie mu motocykl. Co robi? Odpala i goni całą stawkę.
Ekspresowym tempem. Wyścig kończy jako drugi.
Aleksander
Kopiś i Mariusz Szerszeń jeszcze trzy lata temu nie znali się,
choć obaj są ze Szczytna. Wspólny mianownik pod kreską, z
którego się znajdą, to motocykl. Szybki motocykl. Kopiś
smak motocykla poznaje już jako siedmiolatek. Na MZ-ce 250 przewozi
go wujek. Już po 20 minutach z fasonem uderzają w konny wóz.
Mały Aleksander ma złamaną nogę. - I wówczas stwierdziłem,
że to jest to! - wspomina dzisiaj. Aleksander
Kopiś nie wygląda na kogoś, kto 250 km/h gna motocyklem po torze.
Pod elegancko dociągniętym krawatem wygląda raczej na urzędnika
wysokiego szczebla. Faktycznie - notariusz. Motocykle kocha od
pierwszej przejażdżki z wujem. Potem przychodzi kolej na własną
motorynkę, simsona i wreszcie w szkole średniej na poważnego
japońskiego ścigacza - suzuki bandit 600. To na nim pierwszy raz
zderza się z realiami - unikając czołówki zjeżdża do
rowu. Efekt? Lekkie potłuczenia. Wnioski? Zmiana motocykla na
mocniejszy - 107-konna yamaha. Następstwa? Wypadek. Diagnoza?
Połamany obojczyk i trzy tygodnie gipsu. Dzisiaj śmieje się, że
chodził w tym gipsie niczym Schwarzenegger. W zasadzie bez
opuszczania ramion może objąć jednocześnie siostrę i dziewczynę.
Po tygodniu wpada na pomysł, że tak zagipsowane ramiona idealnie
pasują do chwytu kierownicy ścigacza. Przejeżdża się. Po
kolejnym tygodniu sam rozcina gips, bo na motocyklu już zaczyna
dokuczać. Dzisiaj efektem tego jest nie do końca dobrze zrośnięty obojczyk.
Jeśli młodzi ludzie planują studia wedle zainteresowań,
maturzysta Aleksander kieruje się lokalizacją toru wyścigowego.
Pada na Poznań. Studia prawnicze w parze z motocyklem słabo jednak
wypadają, tym bardziej, że motocykla nie ma gdzie trzymać, a i za
co utrzymać. Siedem
lat rozwodu -
Motocykl kupiłem sobie dopiero po zdanej aplikacji, wmawiając
sobie, że to forma prezentu od samego siebie - przytacza dzisiaj
powód nabycia hondy CBR 954RR. Moc pod manetką kusi, mandaty
starszą, niebezpieczne sytuacje jeszcze bardziej. Podejmuje decyzję
o jeździe na torze. A najpierw o szkoleniu jazdy
pod okiem utytułowanych braci Grandysów. I pierwszy start w
Pucharze Polski. Puchar Polski to przedsionek do Mistrzostw Polski, w
których ściga się krajowa czołówka. Puchar jest więc
drugoligowym ściganiem. Po pierwszych zawodach Kopiś uznaje, że to
drogi sport. Sprzedaje ścigacza, myśląc, że teraz
odnajdzie się w nieco wolniejszej dyscyplinie, jaką jest...
motocross. Kupuje yamahę WR450. - Fantastyczna zabawa, zwłaszcza w
błocie i na żwirowni, prędkości nieporównywalnie mniejsze,
ale niebezpieczeństwo,
zwłaszcza przy 120 km/h w lesie - to samo - kwituje. Więc wraca po
adrenalinę na asfalt. I do ścigacza, tym razem hondy CBR 1000RR. Po
kilku treningach na torze już wie, że wystartuje w ostatniej
rundzie Pucharu Polski. Jest sierpień 2013. Na Tor Poznań jedzie z
Mariuszem Szerszeniem. Szerszeń
od 12 lat prowadzi własną działalność. Jak mówi o sobie,
motocyklowa pasja przychodzi bardzo świadomie, w okresie kiedy już
młodzieńcza brawura opuszcza jego umysł. Przy
kolegach-motocyklistach połyka haczyk. Motocykle są ciekawe, a
prędkość arcyciekawa. Kupuje 117-konną hondę CBR 600RR. Z
Aleksandrem jeszcze się nie znają. Zdarzy się to za dwa lata. W
tym czasie Mariusz jeździ po drogach publicznych. Zmienia hondę na
150-konne suzuki. Prędkość daje frajdę, ale zaczyna martwić się
jakością dróg i nieprzewidywalnymi kierowcami. - Ale jak
dalej uprawiać pasję i nie martwić się o zdrowie? - zada sobie
parę razy pytanie. Na tor, i to aż na Litwę, zabiera się z
olsztyńską grupą Moto Bracia. Zaczyna się doskonalenie szybkiej
jazdy. Ale i latania. Przy 150 km/h koziołkuje i - jak wspomina - z
lotu ptaka ogląda tor. O dziwo wstaje, ale z każdym dniem bóle
odzywają się w nowych częściach ciała. Z Aleksandrem Kopisiem
poznają się dość banalnie: wspólne przejażdżki z grupą
wspólnych kumpli ze Szczytna. Mariusz
do Poznania jeździ regularnie. Uznaje, że zostawiona tam adrenalina
daje mu spokój na dwa tygodnie. - Jeździłem, jeździłem i
nic specjalnego się nie działo. Chciałem sprawdzić się z innymi,
ale czasy przejazdów
jeszcze mocno odstawały - wspomina dzisiaj. Podobnie więc jak
Aleksander, Mariusz bierze lekcje u mistrza - Huberta Tomaszewskiego.
Korekty z pierwszych zajęć daję efekt: inna pozycja za kierownicą,
nowe nawyki, agresywny styl. Mistrz namawia na pierwszy wyścig. -
Jak ci wypadł? - niecierpliwie dociekam. - Wypadł, to dobry opis -
odpowiada i śmieje się. Kwalifikacje do wyścigu Mariusz kończy na
trzeciej pozycji. Czasy bliskie czołówki. Tuż przed startem.
- Znajomy sędzia, już na torze podchodzi
do mnie i daje trzy złote rady: ważny jest start, wyścigu nie
wyrywa się na pierwszym zakręcie, a wygrani są dopiero na mecie.
Start. Słaby, bo daje się wyprzedzić. Więc szybko nadrabia.
Atakuje już
na pierwszym zakręcie. Wyszłoby, gdyby dwóch zawodników
obok, sami ze sobą nie zderzyli się. Jeden motocykl wpada na
Mariusza. Mariusz wypada z drogi. Kończy wyścig na pierwszym
zakręcie. Przestrogi sędziego zapadają w pamięć jak skrócony
dekalog. Zostają:
kac moralny i poobijane mięśnie. I męska decyzja: mimo bólu
startuje w kolejnej rundzie, ostatniej w sezonie. Na zawody jadą
razem z Aleksandrem. Wystartują obaj. Ale w różnych klasach,
by nie rywalizować ze sobą. Tak ustalają. Przed każdym startem do
zawodników podchodzi dziennikarz. Pyta o taktykę, plany. -
Przed swoi pierwszym wyścigiem powiedziałem mu, że planem jest
podium. A skończyłem na pierwszym zakręcie. Więc na drugim
wyścigu powiedziałem, że planem jest dojechanie do drugiego
zakrętu - już sam z siebie żartuje. Start.
Motocykl gaśnie. Widzi jak stawka właśnie wchodzi w jego ulubiony
pierwszy zakręt, kiedy on dopiero rusza. Stawia wszystko na jedną
kartę. Do mety dojeżdża drugi. To efekt własnego dopingu. Kiedy
odpala zgaszony motocykl, mówi sobie w myślach raz, a
konkretnie. - Teraz to muszę zap....ć!
Rafał
Radzymiński
Komentarze do artykułu
Napisz
To też może Cię zainteresować
Ochmam nikogo nie zmieni, to Kosmita, a robotę ktoś musi robić. Chyba że ludzie sami zaczną uciekać przed Kurczakami, wszyscy ich przecież dobrze znają. Współczuję panu. Zobaczy pan co to samorząd szczycieński
Do mieszkaniec szczytna
2024-04-24 14:13:07
Wybrano najdroższy, bo najdłuższy wariant
Gabi
2024-04-24 13:36:37
Gratulacje Panie Grzegorzu ludzie Panu zaufali i czekają na realizację obietnic. Ja nie ukrywam że czekam na Pana obietnicę i moim zdaniem jest to najprostsze do zrealizowania a chodzi mi o to że obiecał że dzieci dojeżdżające do szkoły w Rozogach będą jeździły autobusami bezpiecznymi , w cieple i komforcie . Także proszę o tym pamiętać ponieważ nie długo przetargi na dowóz dzieci do szkół i przedszkoli .Niech ogłaszający przetarg zaznaczy że autobusu nie mogą być starsze niż np .5 lat i spełniać określone warunki i będzie dobrze . Zresztą myślę że nie trzeba Pana pouczać , Życzę samych sukcesów
Ala
2024-04-24 13:09:32
Dobrze się stało, ze pan Mańkowski ustapił ze stanowiska, niestety obawiam sie, ze nowy burmistrz ulegnie swoim partyjnym kolegom i po zmianach personalnych w Urzędzie Miasta i podległych placówkach zacznie obsadzać czlonków rodzin tychże kolegów. Ponieważ jest to niezgodne ze standardami ugrupowania KO, jeżeli stanowiska te obejmą członkowie rodzin Kijewskich, Furczaków czy Chmielińskich zgłoszę ten fakt do władz centralnych z prośbą o wyciagnięcie konsekwencji. Wolalabym żeby nie nastapila taka konieczność.
mieszkaniec Szczytna
2024-04-24 11:06:09
Admin czyżby uwaga o posprzątaniu po sobie przez Pana Mańkowskiego była zbyt drastyczna do publikacji? Pewnie ciekawsza była by informacja o kradzieży banerów?
Tor
2024-04-24 11:01:26
Zastępca skarbnika z gminy niech powie co z tą działką 1,5 ha sprzedaną za 380000 zł. pod budowę zakładu pracy domów modułowych ?!
Jurgi6
2024-04-24 10:46:06
Czekamy na PO spadochroniarzy. Świerzość i młodosc. Porozumienie. Tor wyścigowy, oj będzie pięknie w Szczytnie. I ... kiedy PO zaczyna w Szczytnie kampanię do UE ? Bo kasy .. to nie ma i nie będzie .
Mały
2024-04-24 10:38:20
Nowy wójt mówi o ścieżkach rowerowych wszyscy chwalą a jak poprzedni Wójt mówił o ścieżkach przed swoją kampanią wszyscy byli przeciw bo nie potrzebne. Turystyka, wiadono bo żona prowadzi biznes i nowi klienci się przydadzą. Co do księdza wiadomo, że pomógł a. Jakby nie było zmiana na ogromny minus.
Dżoana
2024-04-24 04:22:37
A o tych co zginęli w katastrofie smoleńskiej nic !!!
Wstyd i hańba.
2024-04-23 15:49:52
Piękna inicjatywa. Gratulacje. Praktycznie co tydzień po treningu wychodzę z lasu z workiem śmieci. Moim nieodzownym wyposażeniem stał się worek na śmieci i rękawiczki. Smutne jest to, że trzeba po KIMŚ sprzątać w czasach kiedy tak wiele mówi się o dbaniu o naszą planetę.
Mad_ek
2024-04-23 15:08:50