Sobota, 27 Kwiecień
Imieniny: Sergiusza, Teofila, Zyty -

Reklama


Reklama

Szczęśliwa „trzynastka” w mundurze


Od 2004 roku Karol Doryn jest zawodowym strażakiem. Koledzy i przełożeni mówią o nim, że jest tym strażakiem z krwi i kości. O tym „anatomicznym” przeznaczeniu rozmawiamy.


  • Data:

 

Zostałeś strażakiem jako 24-latek. Taki był zamiar od powijaków?

 

Prawie. Chyba zawsze myślałem o tego rodzaju profesji lub podobnej. Od dziecka uprawiałem sport i miałem potrzebę pomagania ludziom. Jakoś nigdy nie umiałem nikogo oszukać, zawsze mi było szkoda ludzi biedniejszych czy starszych, poszkodowanych z różnych powodów. Nie wiem, może miałem to w genach, ale np. zawsze nosiłem zakupy paniom, przeprowadzałem przez ulicę... Kiedyś, jeszcze w podstawówce, natknąłem się na leżącego w rowie mężczyznę i niemal na własnych plecach zatargałem go aż na Leśny Dwór, gdzie mieszkał, w strasznych zresztą warunkach.

 

Czyli tę „krew” mamy wyjaśnioną. To teraz „kości”.

 

Jak każdy, wyuczyłem się w podstawówce, później w liceum zawodowym. Podjąłem studia na kierunku ekonomicznym, a w międzyczasie zdawałem do pożarniczej szkoły aspirantów w Poznaniu. Znalazłem się w pierwszej dziesiątce na 750 kandydatów, ale drobna wada wzroku podczas komisji lekarskiej mnie wyeliminowała. Nie dałem za wygraną i „naprawiłem” operacyjnie to oko. Rok później w szczycieńskiej PSP był nabór pracowników. Zgłosiłem się, osiągnąłem najlepszy wynik i tak zostałem strażakiem.

 

I bierzesz udział w akcjach?

 

Jestem obecnie zastępcą dowódcy jednostki ratowniczo-gaśniczej i – oczywiście – biorę udział w akcjach ratowniczych.


Reklama

 

Najbardziej zapamiętana...

 

Każda jest ważna. Najbardziej dramatyczna to był pożar szkoły w Wielbarku, bo byłem tam jednym z uwięzionych strażaków i było naprawdę niebezpiecznie. Najtrudniejszym, chyba niemal traumatycznym przeżyciem, był jednak wypadek na Leśnym Dworze, gdy skasowany przez pirata drogowego słup przygniótł dziecko. Podjąłem razem z ratownikiem medycznym resuscytację. Bezskutecznie, ale o tym przekonaliśmy się dopiero, jak dziewczynka została podłączona pod „maszynerię” medyczną. Nie była to, co prawda, pierwsza sytuacja, gdy podczas służby miałem styczność ze śmiercią, ale dzieci... Ze śmiercią dzieci nie da się pogodzić.

 

Zmieńmy nastrój. W twojej pracy zapewne częściej masz, niestety, kontakt z tragedią, ale nie wątpię, że zdarzają się też zabawne sytuacje...

 

I takie są. Najpierw były emocje i niepokój o człowieka, bo dostaliśmy zgłoszenie, że mieszkanka Szczytna nie odpowiada, nie daje znaku życia dłuższy czas. Trzeba było, co nie jest sporadycznym zdarzeniem, dostać się do mieszkania. Okno było uchylone, więc z drabiny wszedłem do tego lokalu. Widok był – delikatnie mówiąc – osobliwy. Starsza już kobieta, którą „ratowałem”, siedziała przy stole w absolutnym negliżu, a przed nią na stole stała prawie już pusta flaszka i sporo kasy, którą się „bawiła”, układając w stosiki. Przyznam, że trochę traumy po tym widoku mi zostało. Innym razem pojechaliśmy usuwać kokon os. Niewielki, więc kolega uznał, że nie ma co się przebierać w strój ochronny, chwycił ten kokon i... osa użądliła go centralnie w usta. Z tego miejsca pojechaliśmy od razu do wypadku, bo takie było wezwanie, nikt się żądłem za bardzo nie przejął, poza tym kolegą, z którym już po 10 minutach nie można było się dogadać, bo tak spuchł.

Reklama

 

 

Rodzina już przyzwyczajona do służb, nagłych wezwań i niebezpiecznych zdarzeń?

 

Żona wiedziała, co brała. Gdy się poznaliśmy, byłem w trakcie egzaminów do szkoły w Poznaniu, gdy się pobieraliśmy – już pracowałem w PSP. Mamy dwóch synów: 12 i 8 lat i obaj, jak na razie, chcą zostać piłkarzami. Nie wiem, czy to mają po mnie, bo sam kiedyś grałem w „Gwardii”. Bardziej chyba ich motywuje Lewandowski czy inny Milik. Starszy gra w SKS-ie, a młodszy mnie molestuje, by go też zapisać. Tak czy inaczej – idą tą samą ścieżką, którą ja szedłem. Też zaczynałem od kształtowania tężyzny fizycznej, bo bez niej strażakiem się być nie da. Czy więc w przyszłości podtrzymają tradycję, którą ja zapoczątkowałem? Nie jest wykluczone. Na pewno zależy mi, by wykonywali dobry zawód, byli dobrymi ludźmi. Jak wybiorą straż – będę zadowolony, jeśli nie – też, byleby robili w życiu to, co kochają tak, jak ja kocham być strażakiem.



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama