Sobota, 20 Kwiecień
Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha -

Reklama


Reklama

Stolarze szargają moje nerwy


- Zwalają mi drzewo pod domem, aż się ściany trzęsą, a kiedy proszę, by robili to gdzie indziej udają, że nie słyszą – żali się Jan Ferent. Mężczyzna ma już dość uciążliwego, jego zdaniem sąsiedztwa tartaku. Inaczej całą sprawę widzi współwłaściciel zakładu.


  • Data:

- Zwalają mi drzewo pod domem, aż się ściany trzęsą, a kiedy proszę, by robili to gdzie indziej udają, że nie słyszą – żali się Jan Ferent. Mężczyzna ma już dość uciążliwego, jego zdaniem sąsiedztwa tartaku. Inaczej całą sprawę widzi współwłaściciel zakładu.

Rano zwalają drzewo, po południu zwalają drzewo... ciągle zwalają drzewo – żali się Jan Ferent, mieszkający naprzeciw jednego z największych tartaków w gminie Świętajno. Mężczyzna od wielu miesięcy prosi radnych, władze gminy i samych właścicieli tartaku, żeby oszczędziły mu nerwów i przeniosły rozładunek bali w inne miejsce zakładu. – Tu się nie da żyć. To jakiś koszmar z drzewem w roli głównej – mówi. – Najgorsze jest to, że jak zwalają te kłody to aż dom się trzęsie i tynk się sypie – dodaje.

Problemem jest również małe dziecko, które urodziło się w rodzinie Ferenców. – Spać nie może, bo ciągle hałasują – mówi.


Reklama

Mieszkaniec Kolonii jak mówi – wielokrotnie interweniował u radnych, władz gminy i pracowników tartaku. Niestety nie przyniosło to pożądanych przez niego rezultatów, czyli przeniesienia rozładunku w inną część zakładu. – Radni zignorowali moje prośby, a wójt przyjechał pogadał, pośmiał się i pojechał. Tyle zrobił, czyli nic. Właściciele tartaku też nic nie robią, żeby zmienić sytuację, a przecież mają miejsce, to duży zakład, bez problemu mogliby składować bale gdzie indziej, a nie pod moim oknem – domaga się Ferent.

Inaczej całą sytuację widzi współwłaściciel tartaku Tomasz Guziak. – My już poszliśmy temu panu na rękę przenosząc bramę wjazdową w inną część zakładu, dzięki czemu pod jego domem nie przejeżdżają ogromne samochody z drzewem. Poza tym zakład przerabia około 800 metrów kwadratowych drzewa miesięcznie, a to oznacza, że dziennie przyjeżdżają do nas 1-2 samochody, z czego tylko połowa rozładowywana jest na placu w pobliżu domu pana Ferenta. Poza tym rozładunek trwa około 10 minut i dokonuje się go za pomocą specjalnego podnośnika, którym przenosi się kłody z samochodu na ziemię, a nie jak to przedstawia pan Ferent zwala bezpośrednio z ciężarówki. To chyba nie jest nadmierna uciążliwość. Mieszkam przy głównej drodze i z doświadczenia wiem, że więcej hałasu wywołują jadące 24 godziny na dobę samochody niż chwilowy rozładunek. Poza tym zamiast skarżyć się do władz gminy pan Ferent powinien przyjść bezpośrednio do nas, a nie przekazywać swoje pretensje kierowcom wynajętych firm, z których usług korzystamy, a których cała sprawa nie dotyczy – wyjaśnia współwłaściciel firmy.

Reklama

Paweł Salamucha

Fot. Paweł Salamucha



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama