Piątek, 19 Kwiecień
Imieniny: Alfa, Leonii, Tytusa -

Reklama


Reklama

Stanisław Makowiecki - Powolne życie emeryta


Stanisław Makowiecki na przełomie wieków pełnił w Szczytnie znaczną rolę jako przewodniczący Rady Miejskiej. Wcześniej pracował w więziennictwie, został bardzo młodym emerytem, hoduje gołębie, uprawia ogródek i...


  • Data:

Stanisław Makowiecki na przełomie wieków pełnił w Szczytnie znaczną rolę jako przewodniczący Rady Miejskiej. Wcześniej pracował w więziennictwie, został bardzo młodym emerytem, hoduje gołębie, uprawia ogródek i...

 

...obserwuje z boku naszą miejska codzienność. Przeciętny mieszkaniec miasta, w porywach aktywny, ale wciąż jest na bieżąco. Dowodzi, że uprawianie ogródka i emeryckie lenistwo wcale nie musi oznaczać braku aktywności społecznej i zainteresowania miejskimi i krajowymi aktualiami.

Jesteś tutejszy?

 

Nie całkiem. Dopiero od 1952 roku. Rodzice sprowadzili się na teren powiatu z Kurpiowszczyzny. Najpierw mieszkaliśmy w Prusowym Borku, później w Szczycionku i ostatecznie w samym Szczytnie. Miałem wtedy kilka lat zaledwie, więc właściwie można powiedzieć, że jestem tutejszy.

 

I tu edukacja...

 

W starej podstawowej „dwójce”, czyli w dzisiejszym budynku ZS 1, ogólniak wieczorowy już na Lanca. Ale to trochę później, bo najpierw, po podstawówce stałem się dorosły odbyłem wojsko i dostałem się do pracy w szczycieńskim areszcie. I ten ogólniak kończyłem na wieczorówce już jako pracujący.

 

 

Między ukończeniem podstawówki a wojskiem, to jakieś pięć lat. Co robiłeś? Czemu się nie uczyłeś?

 

A bo to nie wiesz... Lenistwo. Nie chciało się. Trochę sobie dorabiałem tu i ówdzie przy sezonowych pracach jako młodzieniec, grałem wtedy w piłkę w „Podchorążaku” później „Gwardii”. Miałem co robić. Nudzić się nie nudziłem. Ale jak już człowiek stał się dorosły, to trzeba było zacząć trochę inaczej patrzeć w przyszłość, poważniej. Sporo zmienił sam mundur jak poszedłem do wojska. Bo w mundurze to po prostu wielu rzeczy już nie wypadało robić. Dyscyplinowała też praca. Określone obowiązki, określone godziny. Tu już nie było miejsca na młodzieńczą ekstrawagancję. A do tego na horyzoncie pojawiać się zaczęła własna rodzina...

 

Jak?

 

Z żoną znaliśmy się z podstawówki. Wojsko odbywałem w Marcinkowie, a ona dojeżdżała do Olsztyna. I w pociągu się kiedyś spotkaliśmy po kilku latach od skończenia szkoły. I... tak to się zaczęło albo odnowiło.

 

Czyli się ustatkowałeś i co?

 

Przepracowałem ponad 10 lat, doliczono mi czas szkół i wojska, wyszło lat 15, co dawało mi podstawowe uprawnienia emerytalne. I z nich skorzystałem. Zostałem emerytem bodaj w 1981 roku, mając 33 lata. Tylko emerytura mizerna, bo to tylko 40% takiej, którą bym miał pracując do... emerytury.


Reklama

 

Co robi 33-letni emeryt? Toć zanudzić się można. Wygląda na to, że niechęć miałeś nie tylko do nauki, ale do pracy też...

 

 

Bez przesady. Coś tam robiłem. Kolejne 18 lat byłem taksówkarzem. Tyle że składek nie płaciłem, bo nie musiałem jako emeryt i teraz mi się to czkawką odbija, bo nie ma już szans na to, by mi się te nieszczęsne 40% powiększyło, bo za rok już siedemdziesiątkę będę dźwigał na karku.

 

Co zatem zajmowało twój czas podczas lat nieróbstwa?

 

Okres przełomu to 1998 rok – zostałem przewodniczącym Rady Miejskiej i jeszcze trochę jeździłem taksówką. Najpierw przestałem jeździć, a później przewodniczyć i zająłem się już zwykłymi codziennymi zajęciami emeryta: domem, ogrodem, swoimi gołębiami, trochę wędkowaniem. Trochę trenowałem dzieci i młodzież w MKS-ie.

 

Ale partyjnie wciąż jesteś czynny? Kiedy to się „urodziło”

 

W 1994 roku. Wtedy jakoś tak, systemem „znajomy – znajomego – znajomemu” zaproponowano mi udział w wyborach do Rady Miejskiej. Wtedy się nie powiodło, ale uzyskałem niezły, drugi wynik w okręgu. I to mnie chyba zachęciło, zainteresowało. Po drodze z moimi osobistymi poglądami szła PPS – Polska Partia Socjalistyczna, a jej struktur u nas nie było. Znalazłem adres do ówczesnego szefa tej partii Piotra Ikonowicza, zgłosiłem swoją chęć członkostwa i utworzenia tych struktur. W 1995 roku dostałem odpowiednie pełnomocnictwa, nie tylko na obszar powiatu szczycieńskiego, ale też sąsiednich, właściwie na całe Mazury. W najlepszym okresie w tych mazurskich strukturach było 200 osób, w tym sporo ze Szczytna. I jako reprezentant PPS zostałem radnym miejskim w kolejnych wyborach samorządowych.

 

A nawet przewodniczącym Rady. Na cztery lata. Później jeszcze kandydowałeś?

 

Tak, ale już reprezentowałem „Samoobronę”, bo w 2000 roku całą naszą strukturę PPS „przeniosłem” do tego ugrupowania. Głosów miałem dużo, osobiście, ale ugrupowanie nie, więc nie wszedłem już do Rady. I więcej się nie ubiegałem, ale za to wróciłem do PPS jakoś tak w 2004 czy 2005 roku, od partyjnego „stażu” mi tej przygody z „Samoobroną” nie odjęto, więc formalnie jestem członkiem tego PPS już 22 lata. I wciąż jestem przewodniczącym struktury okręgu, który obejmuje południowe Mazury. I jestem też członkiem Rady Naczelnej PPS.

 

Co cię bardziej zajmuje? Polityka czy ogródek?

 

Ogródek, las, cisza w domku letniskowym, natura. Ale w obecnej rzeczywistości nie da się odciąć od polityki i to wcale nie dlatego, że poprzez funkcję w PPS jestem jej uczestnikiem. Nie da się, a na pewno nie powinno się ograniczać wyłącznie do pielenia marchewki czy pietruszki. Zbyt wiele się dzieje, zbyt wiele zmienia i od zbyt wielu rzeczy zależy teraz nasza najbliższa i nieco dalsza codzienność. Nasza – nie tylko emerycka, chociaż ta jest marna i nie wygląda na to, by była lepsza. Ja czy moja żona możemy i tak się czuć szczęśliwi, że w ogóle mamy te emerytury, bo czy dzisiejsi 20- lub 30-latkowie ja otrzymają, to nie wiadomo.

Reklama

 

Co w tej obecnej rzeczywistości najbardziej cię nurtuje? W tej lokalnej, miejskiej i w tej krajowej?

 

Przeraża mnie obecna polityka rządowa. Najgorsza jest niepewność. Bo człowiek kładzie się spać wieczorem i nie wie, czy jak się rano obudzi to będzie jeszcze ta sama Polska i taka sama. W mieście... Podoba mi się ten rozwój, jaki nastąpił. Inwestycje, czystość, ogólny porządek – Szczytno jest zupełnie inne niż dawniej. Różnica jest znaczna. Ale też kiedyś nie było aż takich możliwości, nie było dostępu do unijnych pieniędzy, więc realizowało się mniej zadań. Ale przecież też ważnych i potrzebnych.

 

 

Pamiętam, że w początkowym okresie nowej kadencji rady, gdy przestałeś być przewodniczącym, chodziłeś na sesje i komentowałeś jej obrady, co wtedy mocno ludzi wkurzało... Później ci minęło.

 

Chodziłem, ale nie sam, tylko z młodymi kolegami, w których widziałem potencjał samorządowy na przyszłość. Niejako przyuczałem do roli radnego aktywnych członków wtedy jeszcze „Samoobrony”. I chyba skutecznie, skoro np. Rafał Kiersikowski, wtedy młody adept samorządności, radnym jest. W radach gmin było wcale nie tak mało członków „S”, jeździłem więc na sesje i tam.

 

Przewidujesz jakiś wzrost znaczenia PPS-u na arenie politycznej powiatu i kraju?

 

Mniej zwracam uwagę na poszczególne ugrupowanie. Moim zdaniem istotniejszą kwestią jest to, by te lewicowe ugrupowania się dogadały i wspólnie działały. I w takiej lewicowej koalicji PPS zapewne nie będzie pełnił pośledniej roli.

 

Będziesz się ubiegał jeszcze o rolę samorządowca?

 

Osobiście nie, ale jako PPS i lewica na pewno będziemy chcieli zaistnieć. Nie można pozwolić na to, by cała nasza polska i lokalna rzeczywistość została zawłaszczona przez jedno ugrupowanie. To w naszym kraju zawsze było szkodliwe.



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama