Środa, 24 Kwiecień
Imieniny: Bony, Horacji, Jerzego -

Reklama


Reklama

Spełnia się moja wizja


Karczma "Leśniczanka" prężnie się rozwija po tym jak Magda Gessler przeprowadziła w niej wielkie porządki. Wyszły one właścicielom na dobre, co można zauważyć po tłumach, jakie restauracja przyciąga do siebie każdego dnia. Jednak po programie "Kuchenne rewolucje" nie tylko w kar...


  • Data:

Karczma "Leśniczanka" prężnie się rozwija po tym jak Magda Gessler przeprowadziła w niej wielkie porządki. Wyszły one właścicielom na dobre, co można zauważyć po tłumach, jakie restauracja przyciąga do siebie każdego dnia. Jednak po programie "Kuchenne rewolucje" nie tylko w karczmie zahuczało, ale także w życiu prywatnym właścicieli.

Spontaniczny zakup

Restauracja wpadła w ręce Doroty Bartoszewskiej szesnaście lat temu. - To był spontaniczny zakup. Mieszkaliśmy pod Warszawą. Jednak często na weekendy przyjeżdżaliśmy do Szczytna, gdzie zatrzymywaliśmy się w małym hoteliku i zwiedzaliśmy okolice. Bardzo podobało mi się prowadzenie małego biznesu – mówi właścicielka. W Wielbarku pani Dorota zakochała się od pierwszego wejrzenia. Przez przypadek dowiedziała się także, że "Leśniczanka" jest na sprzedaż. Jak twierdzi pani Dorota to była szybka decyzja. Taka sama jak ta, która odmieniła lokal i zmusiła właścicieli do zmiany miejsca zamieszkania.

Wszystko na jedną kartę

Już podczas trzeciego dnia kręcenia odcinka "Kuchennych rewolucji" pani Dorota wiedziała, że pierwszą zmianą po zakończeniu programu będzie przeprowadzka do Wielbarka.

Jedną bowiem z zasad, którą właściciele usłyszeli podczas kręcenia było, że nie da się prowadzić biznesu na odległość. - Poprzedni zarządcy prowadzili go dobrze. Przez dwanaście lat miałam spokój i nie musiałam się martwić, ale zmiany są potrzebne i nadszedł czas, żebym to ja zadbała o swój interes, bo to mi powinno najbardziej na nim zależeć – mówi pani Dorota. Stało się zatem tak, że Wielbark zyskał dwójkę nowych mieszkańców i restaurację, gdzie można smacznie zjeść, a to dlatego, że właścicielka postawiła wszystko na jedną kartę.


Reklama

Państwo Bartoszewscy oglądali chyba wszystkie dotychczasowe odcinki "Kuchennych rewolucji" i wiedzieli na czym polega program. - Nie rozumiałam ludzi, którzy nie słuchali tego, co pani Magda do nich mówi. Pisząc maila i nie wiedząc jeszcze czy się dostanę do programu wiedziałam, że jeśli się uda, to każdą radę Magdy Gessler wprowadzę do "Leśniczanki". Jak dotąd nie żałuję, bo efekty nie dość, że było widać od razu, to praca w karczmie nabrała rozpędu i wiem, że to nie jest chwilowe – mówi. Jak dodaje zawdzięcza to "złotej myśli", jaką trzeba się kierować przy prowadzeniu restauracji. - Najważniejsze to pamiętać, że trzeba włożyć w to serce i dużo własnej pracy, by przede wszystkim ludzie byli zadowoleni. Robimy to dla nich, zatem musi być smacznie i tanio. Wtedy z kolei przyjdą też korzyści finansowe dla nas – wyjaśnia Bartoszewska.

Okrzyk radości

W jedną niedzielę do karczmy "Leśniczanka" potrafi zawitać nawet 500 osób. - Przychodzą nowi klienci, ale i starzy, którzy sami powiedzieli, że gdyby nie program to by już do karczmy nie przyjechali. Gdy próbują naszych nowych potraw są zadowoleni i twierdzą, że na pewno znów nas odwiedzą. Odzyskujemy zatem zaufanie ludzi do naszej kuchni – mówi Andrzej Bartoszewski, mąż właścicielki. Życie małżonków po programie odwróciło się o 180 stopni, a w centrum tego zycia znalazł sie Wielbark i karczma. - Nawet w niej mieszkamy, na poddaszu, w pokoju gościnnym. Budzimy sie z myślą, co można by jeszcze wprowadzić, zmienić, ulepszyć. Na szczęście zostaliśmy obdarowani wspaniałą załogą. Kucharki same wymyślają nowe dania, a ich pomysły wspólnie omawiamy. Jesteśmy zgraną drużyną, wiemy, co robić i myślę, że dlatego dobrze sobie radzimy. Program nas tego nauczył, dlatego bez wątpienia zgodziłabym się wziąć w nim udział po raz kolejny – twierdzi Bartoszewska. Jak dodaje od dawna nie czuła takiej radości, gdy w ostatnim etapie usłyszała od Magdy Gessler, że udało się. Jedna z najlepszych restauratorek w kraju podpisała się pod przeprowadzonymi w karczmie zmianami. - Pamiętam, że nie patrzyłam na kamery, na gości, krzyczałam ze szczęścia – wspomina.

Reklama

My to możemy potwierdzić, bowiem niemal cały przebieg rewolucji podglądaliśmy niejako zza kulis

Patrycja Woźniak

fot. archiwum



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama