Wtorek, 19 Marca
Imieniny: Aleksandryny, Józefa, Nicety -

Reklama


Reklama

Rozmowa z Bartoszem Abramskim, pasymskim następcą disco-Zenka


Coraz większą rzeszą fanów cieszy się nasz rodzimy discopolowiec, młody mieszkaniec Narajt, czyli Bartosz Abramski. Rozmawiamy o dotychczasowych dokonaniach Bartosza i jego planach na przyszłość.


  • Data:

Podobno tylko prezes TV bez cienia zażenowania przyznaje się do tego, że lubi disco polo i mocno w publikatorach ten gatunek promuje. Inni twierdzą, że się nie „zniżają” do poziomu rżyska, ale co większe hity doskonale znają. Skąd ten taki, trochę jednak pogardliwy, stosunek do muzyki disco?

 

Obecnie już takiego pejoratywnego stosunku nie dostrzegam. Od jakichś 10 lat ten wizerunek mocno się zmienia na lepsze. Teraz popularność disco rośnie, ale bo też i rośnie jakość muzyczna utworów i wykonawców. Sam mam za sobą szkołę muzyczną II stopnia w klasie śpiewu i studia muzyczne na kierunku: edukacja muzyczna na UWM w Olsztynie.

 

A skąd w tobie się to upodobanie wzięło?

 

Gdy miałem ze 14 lat już zacząłem grać na różnych imprezach. Pewnie mam to w genach zakodowane, bo tata grał na akordeonie i gitarze, głównie podczas rodzinnych spotkań, ale jako młodzieniec też na jakichś publicznych imprezach.

 

Geny nie wyjaśniają jednak wyboru co do gatunku. Byłam przekonana, że dorastający młodzieńcy zaczynają od hałasu: im głośniej, tym lepiej.

 

Może, ale ja od najmłodszych lat wolałem muzykę tę tzw. taneczną. Jako 6-latek miałem już swój keyboard. Oczywiście, w szkołach muzycznych grałem różny repertuar”muzykę klasyczna, jazz itp. Ale kiedy zdecydowałem się zająć muzyką niejako zawodowo nie rozważałem innego gatunku, tylko właśnie disco polo.

 

Skąd utwory?

 

Muzykę komponuję sam, a tekst w większości tworzy Agnieszka Czerwińska z Białegostoku, która ma na swoim koncie już chyba kilka tysięcy piosenek tego rodzaju, w tym niemało hitów.

 

Dotychczasowe sukcesy?

 

Dwie autorskie płyty. Pierwsza, o tytule „Tam nasze są sny”, ukazała się w 2012 roku. Druga powstała w 2016 i nosi tytuł „Tylko dla mnie zatańcz”. Zrealizowaliśmy też 10 teledysków, które są emitowane w ogólnopolskich stacjach muzycznych telewizyjnych i radiowych. Są też dostępne – rzecz jasna – w youtube. Nie będzie zapewne zbytnim samochwalstwem gdy powiem, że „Zapłoną serca dwa” - jeden z moich utworów, ma obecnie w sumie około pół miliona odsłon na dwóch kanałach yt.


Reklama

 

Mówisz: „zrealizowaliśmy”. Czyli kto?

 

Jak wspomniałem: autorów jest dwoje: ja – od muzyki i Agnieszka od tekstów. W zespole realizatorów jest też producent muzyczny Robert Balcerzak, z którym współpracuję od wielu lat. Jeśli chodzi o teledyski, to różne firmy się tym zajmują.

 

 

Najbliższe plany?

 

Jeden już zrealizowany. Dokładnie wczoraj odbyła się premiera najnowszego teledysku do piosenki „Dom rodzinny”. To jest też najnowsza z moich piosenek. Praca nad nią trwała od września. Ma charakter folkowo-biesiadny, z nutą nostalgii, która powinna w słuchaczach wywołać wspomnienia dzieciństwa i młodości, swobody, beztroski... czyli właśnie tego wszystkiego, z czym dom rodzinny się kojarzy.

 

Czy ma szansę stać się hitem? Czym w ogóle jest hit i kiedy piosenka staje się przebojem?

 

Chyba wtedy, gdy słuchający śpiewa razem z wykonawcą. Gdy nuci, jak piosenkę emituje radio, „podryguje” i śpiewa, gdy widzi ją i słyszy w tv czy w internecie. Przebój rodzi się wtedy, gdy ten słuchający, gdy trafi na nią raz, chętnie i często do niej wraca. Wtedy taką piosenkę zaczynają też wykonywać inne zespoły, nie tylko autor.

 

Mówi się, że dziś przebojami stają się nie te utwory, które zyskują dużą liczbę fanów, ale te, których autorów stać na to, by słono zapłacić za „lans” komercyjnym mass-mediom. Może dlatego wcale niemała liczba utworów tzw. bardzo modnych, bo często odtwarzanych, do niczego w rzeczywistości się nie nadaje...

 

Pewnie jakaś część prawdy w tym jest. Całą prawdą jest to, że nie jest łatwo bez „zaplecza”, w tym finansowego, zaistnieć na rynku show biznesu. Ale też, jeśli uda się z jakąś piosenką przebić, jeśli trafi ona na listy przebojów, to jest to autentyczny sukces i niewątpliwa gwarancja, że taki utwór jest po prostu... bardzo dobry, bo to wyłącznie słuchacze o tym decydują w takim wypadku. A gusta, jak wiadomo – są różne. Jeśli więc piosenka przekona bardzo wielu ludzi, to musi oznaczać, że jej melodia zapada w ucho, a słowa w serce. I właśnie „Dom rodzinny”, w moim przekonaniu, taki charakter ma. Nie jest też całkiem typowy. Zrezygnowaliśmy z syntetycznych brzmień na rzecz żywej muzyki: akordeonu i puzonu. To wciąż jest – oczywiście – disco polo – ale o tematyce nieco odmiennej, trochę głębszej niż tradycyjne damsko-męskie figo-fago.

Reklama

 

Gdzie i kiedy można będzie tej piosenki posłuchać? Także innych, oczywiście z tobą w roli wykonawcy? Dużo koncertujesz?

 

„Dom rodzinny” i inne, do których nakręcone były teledyski, można znaleźć w serwisie youtube. Wystarczy wpisać „Bartosz Abramski” i same się znajdą. Są też dość często emitowane m.in. na takich kanałach jak Polo TV, Disco Polo Music i Power TV. Raz się nawet pojawiłem w Polsacie, podczas epizodu z programem „Must be the Music” z piosenką „Zapłoną serca dwa”. Że nie wspomnę o udziale, w 2010 roku, w programie „Rozmowy w toku”, gdy Ewa Drzyzga rozmawiała z młodymi wykonawcami disco polo. Pamiętam, że zaśpiewałem wtedy „Perłowe oczy”.

 

Ale nie wspominasz o koncertach na żywo. Jak to wygląda? Czy estrada będzie twoim źródłem utrzymania czy już jest?

 

Już jest. Może nie tyle sama estrada, co muzyka. Część moich dochodów to tantiemy z koncertów, a część – to wynagrodzenie za pracę, bo jestem też instruktorem muzyki. Nie wykluczam też tego, że zgodnie z dyplomową profesją, prędzej czy później podejmę pracę jako nauczyciel. W każdym razie, niezależnie od zawodowych niuansów, moje życie związałem z muzyką już jako ledwie zaczynające chodzić i mówić chłopię i tak już raczej zostanie do... emerytury.

 

A jak się nie uda? Jeśli nawet pogwiazdorzysz, ale z sezon czy dwa?

 

Nie wiem. Może pracę zmienię, ale miłości nie. I tak będę pisał te swoje piosenki, i śpiewał dzieciom, później wnukom... A pierwszy krok w tym kierunku już zrobiłem, bo się pod koniec sierpnia ożeniłem. Żona Ewelina z muzyką powiązana nie jest. Jest bardziej ode mnie racjonalna i pragmatyczna, bo – jak to mówią - „ktoś w rodzinie musi być trzeźwy”. Dzięki temu ja... Ja mogę wciąż marzyć o swojej muzycznej drodze. A marzenia są po to, by starać się je spełniać.



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama