Piątek, 29 Marca
Imieniny: Marka, Wiktoryny, Zenona -

Reklama


Reklama

Rodzina Andersów - Historia Szczytna i okolic


Opisując rozkwit Szczytna w latach trzydziestych i czterdziestych ubiegłego wieku, koniecznie należy jeszcze raz wspomnieć o rodzinie Andersów, która w znaczny sposób przyczyniła się do rozwoju miasta.


  • Data:

Po zakończeniu I wojny światowej zakłady Andersa przeżywały dynamiczny rozwój. Wraz z zakończeniem wojny Richard Anders wznowił produkcję. Kraj był mocno zniszczony i potrzebował niezbędnych środków do odbudowy, a więc także i drewna. Szczytno było wówczas prawie w 80% zburzone. W fabryce przy obecnej ulicy Chrobrego zmieniono profil i przestawiono się na produkcję krokwi oraz drzwi i okien. Na początku lat dwudziestych ubiegłego wieku zapotrzebowanie na surowiec było tak duże, że dłużycę ściągano aż z Lasów Taborskich (okolice Iławy). Drogą wodną – rzekami jeziorami i specjalnymi kanałami ze zbudowanymi na nich pochylniami i obrotnicami dłużyca docierała aż do Rucianego Nidy. Tam była poddawana obróbce wstępnej, a później, już jako gotowa tarcica, trafiała koleją do szczycieńskiego zakładu. Wraz ze sporą liczbą zamówień, a co za tym idzie - również i zyskami, Richard Anders zaczął inwestować w rozwój infrastruktury swojego kompleksu fabrycznego, położonego przy dzisiejszej ulicy Chrobrego.

 

W 1930 roku synowie Andersa postanowili zainwestować w budowę dodatkowej hali produkcyjnej o kubaturze 26 tysięcy metrów sześciennych. Ta decyzja była uzasadniona, bo mimo upływu kilku lat od wojny popyt na szczycieńska produkcję nie malał, zakład przynosił duże zyski, które bez większego ryzyka można było zainwestować.

 

 

Żałoba

Richard Anders zmarł 19 stycznia 1934 roku w wieku 78 lat. W lokalnej oraz ogólnokrajowej prasie pojawiły się liczne kondolencje składane rodzinie. O tak, jak powszechnie szanowanym był on człowiekiem świadczy m.in. fakt, że na jego pogrzeb przyjechali przedstawiciele władzy aż z Berlina i Królewca. W dniu pogrzebu zorganizowano nawet specjalne połączenia kolejowe i zwiększono liczbę pociągów do Szczytna. We wszystkich podległych Andersowi zakładach ogłoszono żałobę i przerwano pracę na kilka dni. Do naszego miasta zaczęli napływać ludzie, którzy chcieli oddać mu ostatni hołd. Trumnę z ciałem Richarda umieszczono na specjalnym katafalku wystawionym w budynku starostwa.

 

Rozwój firmy

Wraz ze śmiercią Richarda pojawiły się problemy związane z działalnością firmy. W głównym zakładzie przy obecnej ulicy Chrobrego stosunki pomiędzy kadrą kierowniczą były bardzo napięte. Sytuację poprawiło przejęcie schedy po ojcu przez syna - Heinza Andersa. Drugi syn - Georg, zajął się administrowaniem majątku i zakładów w Rucianem. Heinz był człowiekiem o bardzo łagodnym usposobieniu i traktował pracowników równie dobrze, jak jego ojciec. Dzięki niemu w 1934 roku powstał m.in. w Szymanach tartak parowy, który przerabiał na miejscu surowiec ściągany z sąsiedniej Polski. Rocznie przecierano około 10 000 metrów dłużycy.

 

Do 1945 roku zakłady w Rucianem Nidzie i Szczytnie zatrudniały łącznie 1800 osób i należały do największych w Prusach Wschodnich. Zdolność produkcyjna szczycieńskiej fabryki, jak na owe czasy, była bardzo duża. Tartak w ciągu roku mógł przerobić 25 000 metrów sześciennych surowca.

Synowie Richarda rozwijali produkcyjny asortyment. W połowie lat trzydziestych ubiegłego wieku zbudowali w Królewcu najnowocześniejszą wówczas w kraju fabrykę płyt wiórowych i pilśniowych, która dziennie mogła wyprodukować 8 ton płyt. Wraz z rozwojem firmy obaj bracia zaczęli wykupywać z rąk państwa i prywatnych właścicieli lasy. Część puszcz wokół Krutyni, Spychowa, Rucianego i Pisza w krótkim czasie stała się ich własnością.


Reklama

Gotowe wyroby oraz półsurowiec wysyłano na eksport do wielu krajów, m.in. Szwecji, Finlandii, Rosji, Polski oraz państw nadbałtyckich. Z dnia na dzień Andersowie stawali się coraz bardziej zamożnymi ludźmi. Mogli importować dłużycę z odleglejszych miejsc i to robili. Na przykład ostatnie zamówienie dłużycy z ZSRR jest datowane na maj 1941 roku, a więc na miesiąc przed akcją „Barbarossa”, czyli atakiem III Rzeszy na Związek Radziecki. Kontrakt opiewał na niebotyczną wówczas sumę 300 000 marek niemieckich. Fabryki Andersów pracowały nieprzerwanie przez niemal całą wojnę. Ostatni kontrakt na dostawę dłużycy został zawarty ze Szwedami w 1944 roku na kwotę 500 000 marek. Niestety, zamówiony towar nie dotarł do Szczytna. Podczas postoju w Kłajpedzie został zarekwirowany przez niemieckie władze wojskowe.

 

Heinz Anders

Heinz Anders urodził się w 19 listopada 1891 roku jako pierwsze dziecko Richarda. Kiedy ukończył 30 lat, ojciec pozwolił mu zarządzać częścią majątku w Szczytnie. W 1922 roku zawarł związek małżeński i wzniósł na Bismarckstrasse (obecnie M. Skłodowskiej-Curie) najbardziej okazałą willę w mieście (budynek dawnej przychodni naprzeciwko SP 3).

Według przekazów, jego małżeństwo było bardzo udane. Miał pięcioro dzieci, lecz jedno z nich tuż po narodzeniu zmarło. Po dojściu Hitlera do władzy nie wstąpił do partii nazistowskiej i do końca życia zachował niechęć do wszystkiego, co było związane z partią narodowych socjalistów. Nie cieszył się więc zaufaniem władz. Po raz pierwszy naraził się im w 1934 r. Podczas krótkiej wizyty roboczej w Szwajcarii kupił będącą na liście zakazanych w III Rzeszy książkę Wolfganga Langhoffa "Die Moorsoldaten" ("Żołnierze z bagien"). Jej autor był w 1933 roku internowany w znajdującym się w północno-zachodnich Niemczech obozie koncentracyjnym Börgermoor. W rok później z niego uciekł, dostał się do Szwajcarii i tam wydał powieść opisującą jego pobyt i traktowanie więźniów przez nazistowskich strażników, którzy w większości wywodzili się ze środowisk kryminalnych.

 

Wróg publiczny nr 1

Heinz, nie zdając sobie sprawy z niebezpieczeństwa, jakie mu grozi, zabrał tę książkę w następną swoją podróż, do Królewca. Na miejscu w hotelu w wolnym czasie zajął się lekturą; nie mógł uwierzyć, że gdzieś w środku Europy dzieją się takie rzeczy. Swoimi uwagami postanowił się podzielić z małżonką, która pozostała z dziećmi w Szczytnie. Nie wiedział jednak, że wszystkie rozmowy telefoniczne w hotelu są podsłuchiwane przez nazistowskich agentów. Kilka godzin po rozmowie telefonicznej został zatrzymany i aresztowany. Osadzono go w królewieckim areszcie w celi dla przestępców "szczególnie niebezpiecznych dla państwa i narodu". Przetrzymano go parę dni, przesłuchując po kilka razy dziennie. Nie wiedział, że w międzyczasie przeprowadzono rewizję jego całego biura i domu. Szczególnej uwadze poddano prywatną bibliotekę i zbiory. Na szczęście nie znaleziono nic więcej, co mogłoby działać na niekorzyść Heinza. Najprawdopodobniej dzięki układom rodziny udało się go po kilku dniach uwolnić.

Do końca życia czuł nienawiść do wszystkiego, co nazistowskie, co niewątpliwie miało wpływ na jego późniejsze zachowania, gdy w szczycieńskiej fabryce pracowali francuscy, radzieccy i włoscy jeńcy wojenni. W tym czasie wszyscy zdolni do noszenia broni pracownicy jego zakładu zostali wcieleni do armii, wśród nich także brat Hainza – Georg. Władze skierowały do fabryki wymienionych wcześniej jeńców. Heinz Anders traktował ich tak samo, jak swoich pracowników, niejednokrotnie ratując w ten sposób niektórym z nich życie. Korzystając z tego, że większość produkcji była przeznaczona na potrzeby armii niemieckiej (skrzynie do amunicji i baraki sztabowe, które później były montowane na froncie) ciągle tłumaczył władzom Szczytna, gdy była potrzeba zasilenia robotnikami innych prac w mieście, że nie może przerwać tak ważnej przecież produkcji i oddać jeńców komuś innemu.

Reklama

 

Epilog

Hainz swoją niechęć do nazizmu przekazał dzieciom. Widać to wyraźnie we wspomnieniach, pisanych przez jednego z jego synów. Z racji tego, że znał on kilka języków, dość często słuchał w nocy zakazanych rozgłośni: Radio Londyn i Radio Moskwa, chociaż wiedział, że grozi za to kara śmierci. W styczniu 1945 roku wysłał dzieci do rodziny w Elblągu. Sam pozostał na miejscu i dołączył do uciekinierów na krótko przed wkroczeniem Rosjan do Prus Wschodnich. Według przekazów świadków, został zatrzymany przez patrol żołnierzy radzieckich, a następnie postrzelony w brzuch i tył głowy. Miejsce jego pochówku do tej pory nie jest znane, ale podobno pochowano go gdzieś pod stodołą lub oborą.

 

W 1946 roku z niewoli jenieckiej powrócił brat Heinza - Georg. W powojennych zachodnich Niemczech (RFN) obaj bracia rozpoczęli tworzenie nowej firmy praktycznie od podstaw. W 1982 roku w rękach rodziny znajdowały się 4 sporej wielkości zakłady. Rodzina Andersów do tej pory ma 50% udziału w Tradewood Agencies w Belfaście. Fabryki rodziny Anders są rozlokowane po całym świecie, m.in. Gujanie Francuskiej, Brazylii, Chinach i Tajlandii. W 1994 roku powstała pierwsza fabryka przerobu drewna w Polsce. Istniejący do dziś czterogwiazdkowy „Hotel Anders” w Starych Jabłonkach również należy do rodziny, a budowę tę rozpoczął Richard Anders. To on w okresie międzywojennym postanowił wznieść na urokliwej skarpie nad jeziorem Szeląg Mały swoją letnią rezydencję. Śmiało można się więc chwalić, że „Hotel Anders” powstał dzięki mieszkańcowi Szczytna.

W 2005 roku potomkowie rodziny Anders chcieli przywrócić do dawnej świetności część parku ufundowanego miastu przez Richarda Andersa w 1906 roku, w tym także niszczejący tam obecnie pomnik. Niestety, części ówczesnych radnych miejskich nie spodobała się treść tablicy pamiątkowej, jaka na tym pomniku miała być umieszczona, w dwóch zresztą językach, bo była, według oponentów... nazbyt niemiecka. A szkoda, bo być może rodzina Andersów zechciałaby na powrót zakorzenić się w Szczytnie, może to u nas wybudowałaby kolejną swoją fabrykę...

 

 

Opisy do zdjęć:

001 – Richard Anders z żoną i dziećmi,

002 – Jedna z najbardziej okazałych willi, należąca do Heinza Andersa mieściła się na parceli, na której części jest dziś ulokowany parking naprzeciwko szpitala powiatowego. Budynek został spalony przez Sowietów w 1945 roku.



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

  • Więcej niż miasto... Czyli, jak Szczytno przekroczyło granice polityki dla dobra wspólnego (zdjęcia)
    do :Agnieszka Semeniuk-Czepczyńska. Oczywiście sprawa słuszna i potrzebna nie tylko od święta ale szczególnie na co dzień. Zaproszenie podczas konwencji wyborczej, skierowane do kandydatów, w okresie wyborów to jak to inaczej odebrać! W ten sposób słuszne działanie obarcza się taką otoczką. Czasami lepiej zrobić to w innym okresie lub nawet z mniejszą ilością uczestników. Jest wtedy większa wiarygodność. Działanie takie nie powinno mieć też charakteru akcyjnego bo jak wszystko co akcyjne w naszym kochanym kraju to tylko działanie promocyjne a nie wyraz rzeczywistej troski. Pozdrawiam i życzę zdrowych i pogodnych świąt!!!

    marian


    2024-03-28 10:54:16
  • Więcej niż miasto... Czyli, jak Szczytno przekroczyło granice polityki dla dobra wspólnego (zdjęcia)
    Nie wszyscy przyszli na akcję z powodu wyborów samorządowych... Część uczestników przyszła, bo ważna dla nich jest Natura i piękna przyroda, o którą powinno się dnać na co dzień. Akcja ważna, potrzebna, ale niepotrzebnie przykrywają ją rozważania polityczne. Wszyscy dbajmy na co dzień o porządek, zwracajmy uwagę zaśmiecającym...

    Agnieszka Semeniuk-Czepczyńska


    2024-03-27 13:34:56
  • Poznaj dzielnicowych w akcji podczas plebiscytu #SuperDzielnicowy2024
    To jakas kpina. Jak ja mam oddac glos na superdzielnicowego jak ja nawet nie wiem kto nim jest. Glos powinien byc oddany za zaslugi a nie po pokazaniu zdjecia w gazecie. Czym zasluzyli sie dzielnicowi z naszego powiatu, mala podpowiedz. Niczym, po za pierdzeniem w fotel i pozowaniem do zdjec.

    Shazza


    2024-03-27 13:34:24
  • Więcej niż miasto... Czyli, jak Szczytno przekroczyło granice polityki dla dobra wspólnego (zdjęcia)
    Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że mała grupka ludzi chce tłumaczyć innym co jest dobre i co powinni robić. Oczywiście w kontekście nadchodzących wyborów. Większość z obecnych tam osób nie robiła tego z własnego przekonania tylko dlatego, że trzeba tam być bo niedługo wybory. Smutne jest jeszcze to, że niewielka ale zaangażowana grupa ludzi w wyborach decyduje za większość której nie chce się iść lub jak już idą to nawet nie zastanawiają się jak ich wybór będzie wpływał na ich codzienne życie. Potem pretensje do wszystkich, tylko nie do siebie!!!!

    marian


    2024-03-27 10:33:52
  • Wiceszef MSWIA Czesław Mroczek w Szczytnie
    Tam się troszeczkę spędziło czasu????

    Laki


    2024-03-27 08:30:09
  • Robert Rubak: – czas na przetasowania w radzie
    Miałem przyjemność z bliska obserwować działania p. Rubaka w poprzedniej kampanii wyborczej. Liczyłem, iż nastąpi później okres jego współpracy z burmistrzem co uważałem za dużą szansę dla miasta i regionu. Wielka szkoda, iż p. burmistrz wybrał innych współpracowników. Mam nadzieję, iż p. Rubak znajdzie miejsce w nowej Radzie Powiatu.

    wiesław mądrzejowski


    2024-03-26 15:39:38
  • Więcej niż miasto... Czyli, jak Szczytno przekroczyło granice polityki dla dobra wspólnego (zdjęcia)
    Szkoda że wyborów nie ma co roku, przynajmniej wokół jeziora byłoby czysto. Ciekawe czy na koniec dali sobie buzi a może po buzi.

    mieszkaniec


    2024-03-26 14:50:11
  • Wiceszef MSWIA Czesław Mroczek w Szczytnie
    Współpraca z samorządem? A z kim się pan spotkał, p. Ochman nie należy do naszego samorządu. Brawo PIS, no i PO, w sumie PSL to też to samo.

    Mieszkaniec


    2024-03-26 11:59:15
  • Wiceszef MSWIA Czesław Mroczek w Szczytnie
    Bezpartyjny kandydat ale od Tuska :) No i z Myszyńca, ale skąd on się wziął w Szczytnie ?

    Marian


    2024-03-26 11:26:50
  • Wiceszef MSWIA Czesław Mroczek w Szczytnie
    Pani (?) Anno, jak się coś pisze to trzeba najpierw pomyśleć. Kiedy i gdzie p. Ochman, Stefan jakby kto pytał, obiecywał paliwo po 5 zł i dobrowolny ZUS? To uprawnienia Sejmu a burmistrzowi nawet Szczytna nic co tego.

    Rysiek T.


    2024-03-26 09:05:07

Reklama