Sobota, 20 Kwiecień
Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha -

Reklama


Reklama

Radny Piotr Gregorczyk: lodowiska nie odpuszczę


Piotr Gregorczyk został wiceliderem w naszym plebiscycie na najpopularniejszego radnego miejskiego. Sukces tym większy, że Piotr jest samorządową „świeżynką”. Jak ocenia swój sukces, Radę Miejską i swoją w niej rolę? O tym, między innymi, rozmawiamy.


  • Data:

To już siódma kadencja samorządu, ale twoja pierwsza?

 

Dokładnie. Mandat uzyskałem po raz pierwszy, chociaż próbę wyborczą podejmowałem już wcześniej. Kandydowałem na radnego miejskiego w poprzednich wyborach, kiedy jeszcze nie było jednomandatowych okręgów.

 

Z jakiego ugrupowania i z jakim wynikiem?

 

Z tego samego, które reprezentuję obecnie czyli ze Stowarzyszenia „Razem dla Mieszkańców”. Wówczas chciałem reprezentować okręg, m.in. z ul. Konopnickiej w składzie, przy której wtedy mieszkałem. A później wróciłem na swoje „stare śmieci”, na osiedle „królewskie”, które mnie wychowało od niemowlęcia niemal, gdzie znam każdy kąt i mnie zna wielu ludzi. I z tego swojego miejsca na Ziemi startowałem do rady obecnej kadencji. Tym razem skutecznie.

 

Co tobą kierowało? Czemu chciałeś i ostatecznie zostałeś radnym?

 

Chyba jak wszyscy – chciałem coś w tym naszym Szczytnie zmienić. Najwięcej w sprawach związanych ze sportem, bo tym się na co dzień społecznie zajmuję. Zależało mi na zmianach, pozytywnych oczywiście, głównie w sferze sportu dla dzieci i młodzieży.

 

Mówisz” „coś zmienić”. A dokładniej – co?

 

Miałem nadzieję na to, że będę miał wpływ na rozbudowę bazy sportowej o szerokim spektrum wykorzystania. Trochę się w tej dziedzinie dzieje, ale wciąż niewystarczająco. Marzy mi się, by Szczytno posiadało sztuczne lodowisko, o czym od lat mówię gdzie tylko się da. Wiele osób popiera ten pomysł, także spośród radnych, ale jak przychodzi co do czego, to akceptują tłumaczenia, że nie ma na to pieniędzy. „Odrobiłem” więc lekcje, sprawdziłem źródła dofinansowania tego przedsięwzięcia, wskazując, że możliwe jest pozyskanie środków, jakich i skąd. Złożyłem oficjalny wniosek ze wskazaniem tych, dokładnie trzech, źródeł, ale zapadła cisza. Uznałem, że może jednak się mylę, więc złożyłem kolejny wniosek o wskazanie możliwych źródeł finansowania lodowiska i szans uzyskania tych środków – ale też nie otrzymałem odpowiedzi. A jestem absolutnie przekonany, że lodowisko, o którego istnieniu nie decydowałaby kapryśna pogoda, cieszyłoby się zainteresowaniem. Wciąż nie mogę zrozumieć, jak to możliwe, że innych stać, inni mogą, bo takie lodowiska są w Kętrzynie, Morągu, Olsztynku... W miasteczkach mniejszych niż Szczytno istnieją te lodowiska już od dobrych kilku lat. Nie można więc argumentować, że nie byłoby ono w Szczytnie wykorzystane. To uzasadnienie z „sufitu”. A wystarczyłoby na jeden sezon takie lodowisko wypożyczyć, bo nie trzeba od razu kupować, i się przekonać, czy szczytnianie naprawdę, w odróżnieniu od tysięcy mieszkańców innych miast, wolą zimą siedzieć w domu. Teraz może i wolą, bo co mają robić, jak lodowiska nie ma?


Reklama

 

Czyli można powiedzieć, że jesteś radnym jednego pomysłu?

 

Mam wiele pomysłów. Miałem swój konkretny cel, oczywiście. Ale po tej stronie „barykady”, gdy już ma się mandat radnego, pojawiają się ciągle i inne sprawy, zagadnienia, którymi się zajmujemy. Sport jednak jest ciągle moim motywem przewodnim. Lodowisko – jak na razie, mogę uznać za swoją klęskę, ale za sukces – na pewno reaktywację Maratonu Juranda. Oczywiście, że lwią część pracy przy tej reaktywacji wykonał kolega Henryk Sienkiewicz, mogę jednak przypisać sobie to, że pierwszy zacząłem o tej reaktywacji mówić, przypomniałem maraton, to, że istniał, na początku kadencji. I – jak sądzę – to moje przypominanie ostatecznie zaowocowało konkretnymi działaniami, nawet jeśli te działania podejmowały już inne osoby.

 

Czemu więc lodowisko jest tak marginalizowane?

 

Polityka... Za kulisami niemal wszyscy radni mówili, że to fajny pomysł, jak przyszło do podejmowania decyzji – byli przeciw, czy też nie byli za przeznaczeniem nań pieniędzy i realizacją. No to jak mam rozumieć takie „rozdwojenie jaźni”? Ale my, jako radni Stowarzyszenia poparliśmy pomysł koalicjantów dotyczący budowy stadionu przy ul. Śląskiej, chociaż osobiście uważam, że nie ma tam dość miejsca, by powstał naprawdę prawdziwy stadion, taki na miarę XXI wieku. Nie zmienia to jednak faktu, że taki obiekt jest miastu potrzebny i powinien być zbudowany, może w innym miejscu. Znów musiałbym wskazać przykłady innych miast, ale wystarczy pojechać i zobaczyć, jakim fantastycznym stadionem dysponuje takie niewielkie miasteczko jak Górowo Iławeckie.

 

Jak się mają twoje wyobrażenia o roli radnego i jego możliwościach do rzeczywistości?

 

Kandydując byłem przekonany, że jeśli ktoś ma fajny pomysł, naprawdę przydatny miastu i mieszkańcom, to zostanie on zaakceptowany i będzie realizowany. Rzeczywistość pokazuje jednak, że tak nie jest, czego przykładem to „moje” lodowisko. Zgoda, jest nas 21 osób w radzie i każdy ciągnie w swoją stronę – chce coś „wywalczyć” dla swojej ulicy, okręgu. I dlatego najczęściej, mniej czy bardziej oficjalne spotkania zaczynają się i kończą „licytacją”: którą ulicę, chodnik czy parking naprawić czy wybudować w pierwszej kolejności. Tu ścierają się wszyscy radni i wszystkie opcje, bo każdy chce się wykazać przed tymi, których głosy ma szansę uzyskać w kolejnych wyborach. Ale – proszę zauważyć – lodowisko nie będzie osiedlowe, będzie służyć wszystkim mieszkańcom. I może to też jest przyczyna, dla której koledzy w radzie zachowują się jak dawny prezydent: „jestem za, a nawet przeciw”? Bo jak coś jest dla wszystkich mieszkańców, to nie jest tylko dla wybranego elektoratu i wtedy radny z danej ulicy czy osiedla nie będzie miał wystarczającego, namacalnego dowodu na to, że jest najlepszy i niezastąpiony. W każdym razie wyobrażałem sobie, że więcej jest w Radzie Miejskiej myślenia właśnie miejskiego, a nie „ulicznego” czy „osiedlowego”. Jak ktoś chce i komuś naprawdę zależy, to będzie umiał połączyć to co miejskie, z tym „ulicznym”. A jak nie łączy? No to, moim zdaniem, takiemu komuś zależy nie tyle na mieście czy też ulicy, ale na własnym mandacie.

Reklama

 

I diecie...

 

Trudno mi oceniać akurat diety radnych, a tym bardziej to, na co radni te diety przeznaczają. Osobiście nie ma wyrzutów sumienia, że otrzymuję z miejskiej kasy za dużo pieniędzy. Po pierwsze dlatego, że staram się być aktywny także poza salą obrad, a ta aktywność kosztuje, poza tym zawsze część swojej diety przeznaczam na cele społeczne, np. sponsorując słodycze, upominki czy inne rzeczy dla dzieci podczas różnych imprez. W moim przekonaniu więc, problemu nie stanowi wysokość diety radnego. , bo te pieniądze albo trafiają do prywatnej kieszeni, albo też do ludzi. W tym przypadku bardziej punktem odniesienia będzie sam radny, jego postawa i praca, a nie pieniądze, bo one albo trafiają do prywatnej kieszeni, albo też do ludzi..

 

Czyli co? Chcesz powiedzieć, że kasa nie jest dla ciebie ważna?

 

Dla wszystkich jest ważna, bo każdy chce żyć możliwie godnie. Ale nie jest najważniejsza. Nie na tyle, bym poświęcił dla niej swoje zasady, poglądy, cele. Tego nauczył mnie dziadek. A muszę tu podkreślić, że to, jaki jestem, kim jestem – zawdzięczam właśnie Jemu.

 

Zwykle za życie i wychowanie dziękuje się rodzicom...

 

Owszem, jeśli ma się taką możliwość. Ze mną było nieco inaczej. Mama zmarła na raka, gdy miałem 9 lat. Mieszkaliśmy wtedy w okolicach Lublina. Ojciec, który zmarł trzy lata później, nie dawał sobie rady z wychowaniem dwóch synów: mnie i mojego o 5 lat starszego brata. Krótko po śmierci mamy w nasze życie wkroczyli dziadkowie. Zapewnili nam dach nad głową jako rodzina zastępcza. I to, co pamiętam, czego się uczyłem, to - jakim człowiekiem się stawałem, odbywało się już pod okiem dziadka. Na pewno trochę mnie powstało jeszcze pod opieka mamy, ale byłem za mały, nie pamiętam... Chciałbym, ale po prostu nie pamiętam. Za to wszystko to, czego uczył mnie dziadek, wszystko, co mi wpajał, pamiętam tak, jakby to było wczoraj, mimo że i dziadek już kilkanaście lat nie żyje. Ale to dzięki niemu kocham sport, dzięki niemu jestem trenerem, dzięki niemu dzieci, ich wychowanie i zdrowie są dla mnie ważne, najważniejsze i to właśnie dzieci, ich rozwoju i przyszłości dotyczy większość moich inicjatyw, jakie podejmuję jako radny. W ten sposób, działając dla dzieci i na ich rzecz, chcę się odwdzięczyć własnemu dziadkowi za to, że się mną – dzieckiem – zaopiekował i wychował na człowieka.



Komentarze do artykułu

jurand

Pomysł reaktywacji maratony podsunął Józek Zdunek z KB Jurund Szczytno zanim ktokolwiek o tym pomysłał

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama