Wtorek, 23 Kwiecień
Imieniny: Ilony, Jerzego, Wojciecha -

Reklama


Reklama

Pogotowie w ciągłym ruchu


Cztery karetki pogotowia ratunkowego muszą wystarczyć na potrzeby powiatu, a czasem i poza jego terenem. Wystarczają z trudem przy średniej liczbie wyjazdów letnich sięgającej ponad 500 w miesiącu. - Najtrudniejszy był tegoroczny lipiec – mówi koordynator Pogotowia Ratunkowego w Szczytnie Grzegorz Achremczyk. - Tylko nasze, szpitalne karetki wyjeżdżały do zdarzeń 415 razy.


  • Data:

Wyjazdy do drobnostek i do zagrożeń

 

Duży wpływ na tę liczbę ratowniczych interwencji miała pogoda, czyli bardzo wysokie temperatury, które zagrażały osobom ze schorzeniami układu krążenia. Wiele było też urazów. - Turyści zapewne cieszyli się z pogody, ale ich zdrowie nie zawsze. Wiele razy interweniowaliśmy właśnie na wezwania osób wypoczywających na naszym terenie.

 

Niestety, nie brakowało w tej liczbie także wezwań nieuzasadnionych, co – jak mówi koordynator – jest zmorą pogotowia ratunkowego. - To się zdarza notorycznie. Na przykład ktoś przejeżdża samochodem i widzi leżącego człowieka. Nawet się nie zatrzymuje, ale dzwoni do nas. Jedziemy, budzimy napitego człowieka, który wstaje i sobie idzie.

 

Bywa jednak też odwrotnie, chociaż znacznie rzadziej. Kiedy pogarszające się zdrowie czy nasilające objawy są bagatelizowane na zasadzie: „samo przejdzie”. - Zwykle nie przechodzi, a kończy się poważnym, niebezpiecznym dla życia zaostrzeniem choroby.

 

Letnie natężenie wydarzeń

 

Pogotowie liczy sezon letni od 1 czerwca. Przez trzy miesiące karetki wyjeżdżały do chorych ponad półtora tysiąca razy, z czego blisko 1200 wyjazdów wykonały zaledwie dwie karetki, będące w dyspozycji szpitalnego Pogotowia Ratunkowego. Średnio więc było to ponad 13 wyjazdów na dobę. Po jednej karetce dyżuruje w Pasymiu i w Spychowie. Średnia liczba ich wyjazdów oscyluje wokół 100-150 miesięcznie. Łącznie więc liczba medycznych, letnich interwencji sięga średnio 15 dziennie.

 

- To o około 30-35% więcej niż w innym czasie, w innych miesiącach – wylicza Grzegorz Achremczyk.

 

Chrzest bojowy lądowiska

 

Kilkanaście razy przydało się już przyszpitalne lądowisko pogotowia lotniczego. Wbrew obiegowej opinii nie jest wzywane tylko do dramatycznie pokiereszowanych ofiar wypadków drogowych.

 

- Dramatyczna była walka o życie 12-letniego chłopca z udarem słonecznym. Przez cały dzień przebywał na słońcu, wieczorem jeszcze spokojnie usnął, ale rano już nie było spokojnie: bardzo wysoka temperatura, drgawki... - Wezwaliśmy śmigłowiec, bo niezbędna była natychmiastowa konsultacja neurologa dziecięcego, a stan chłopca był bardzo poważny – opowiada ratownik medyczny. - Chłopiec został przetransportowany do szpitala dziecięcego w Olsztynie, poddany specjalistycznym badaniom, które dodatkowo wykazały, że miał nie tylko udar, ale i sepsę. Bez wsparcia helikoptera bylibyśmy zmuszeni odwieźć go karetką, co z kolei na 2-3 godziny wyłączyłoby ją z „pracy” na miejscu. I nie miałby już kto szybko „obsłużyć” kolejnych 2-3 wyjazdów do chorych.


Reklama

 

Ratunkowe dylematy

 

Bezpieczeństwo medyczne w powiecie poprawiłaby co najmniej jedna karetka więcej. Logistycznie najkorzystniejszym miejscem jej stacjonowania byłby Wielbark, bo to gmina dość rozległa, a przez jej teren przechodzi też droga krajowa w kierunku na Warszawę. - Ze Szczytna do najdalej położonej miejscowości w tej gminie, i w całym powiecie, czyli do Baranowa jest blisko 40 kilometrów. To znaczy, że karetka może tam dotrzeć w najlepszym wypadku w ciągu pół godziny – mówi Achremczyk. - A w wielu sytuacjach to stanowczo za długo, by uratować czyjeś życie.

 

Inną, niemniej poważną dolegliwość stanowi stan dróg, szczególnie tych pobocznych i oznakowania. - Na przykład na wielu domach nie ma tabliczek z numerem posesji. Do wielu, położonych na uboczu, trudno trafić. To mankament, który dotyczy głównie domków letniskowych. Naprawdę, trudno jest bezbłędnie i szybko trafić do posesji, gdy wezwanie brzmi np. „Taki dom z czerwonym dachem”, gdy połowa domów we wsi ma dachy w tym kolorze.

 

999 czy 112

 

Za pośrednictwem obu numerów można wezwać karetkę pogotowia w razie potrzeby.

 

- Tyle że przy tym pierwszym wywiad od dzwoniącego zbierają osoby „medyczne” i doświadczone w ratownictwie. Wiedzą, o co pytać i co może być potrzebne – komentuje ratownik. - Spisują np. numer telefonu dzwoniącego, więc w razie trudności z trafieniem na miejsce można się porozumieć. Informacje przekazywane karetce od dyspozytorów z centrum powiadamiania, spod nr 112, są absolutnie podstawowe, często niewystarczające.

 

Kiedy wzywać pogotowie?

 

- Zawsze w nagłych przypadkach, gdy życiu i zdrowiu zagraża poważne niebezpieczeństwo, z naciskiem na poważne – odpowiada Grzegorz Achremczyk. Przyznaje jednak, że o ile służby medyczne ratownicze wiedzą, czy to zagrożenie istnieje, o tyle przeciętny obywatel już niekoniecznie. - Tu chyba pokutuje kształtowany przez dziesięciolecia nawyk: „źle się czuję, dzwonię po karetkę”. Bo tak się robiło przez wiele, wiele lat. Ale to było wtedy, gdy nie było alternatywy. Teraz jest. Bo obowiązek wizyty w domu chorego ma lekarz rodzinny, a każda większa przychodnia ma też swoje karetki. Jeśli więc ktoś się rano budzi z potężnym bólem głowy czy żołądka, to powinien raczej wezwać swojego lekarza rodzinnego.

Reklama

 

Policja jest cacy, a pogotowie be...

 

To uzasadniona sugestia, biorąc pod uwagę chociażby liczbę tegorocznych letnich wyjazdów. Nikt nie prowadzi statystyki tragicznych skutków, gdy karetka dotarła na miejsce zdarzenia za późno, bo nie mogła dojechać czy też była zajęta w innej części powiatu.

 

- Niewątpliwie do poprawy ogólnego stanu bezpieczeństwa medycznego w naszym powiecie, jak już wspomniałem, przyczyniłaby się jedna karetka więcej – podkreśla Grzegorz Achremczyk.

 

Temat ten od czasu do czasu pojawia się w toku publicznych debat. Szczególnie gdy samorządy ochoczo wykładają kasę na kolejny radiowóz. Wtedy czasem padają pytania: czemu chociaż raz nie złożą się na zakup karetki?

 

A może teraz się to zmieni? Tak na szybko? W ramach kampanii wyborczej? Może się samorząd jeden z drugim albo kilka pospołu pokażą z dobrej strony? - Oby! Dla mnie, a głównie dla pacjentów, wszystkich chorych i cierpiących mieszkańców powiatu jest naprawdę wszystko jedno, jaką motywacją będą się samorządy kierowały – odpowiada Achremczyk. - Niechby to była nawet i kiełbasa wyborcza, byleby karetka się pojawiła i służyła przez kolejne lata.



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama