Piątek, 26 Kwiecień
Imieniny: Marii, Marzeny, Ryszarda -

Reklama


Reklama

Historia Szczytna i okolic


W XIX wieku w Europie pojawiła się nieznana wcześniej choroba - cholera azjatycka, która budziła równie wielki strach jak dżuma i tak jak ona była masowym zabójcą.


  • Data:

Do Królestwa Polskiego została przywleczona przez wojska carskie z początkiem 1831 roku. Ówczesne władze podejmowały wiele różnych działań, by zapobiec rozprzestrzenianiu się epidemii. W Pasymiu i Szczytnie odwołano wszystkie jarmarki, natomiast w Wielbarku władze Prus zobowiązały wszystkich przybyszów do odbywania kwarantanny. Wszędzie, gdzie było to tylko możliwe, rozwieszano ulotki. Grożono najcięższymi sankcjami wszystkim, którzy chcieli do Prus wwieźć starą bieliznę, ubranie lub wełniane nakrycie.

 

Epidemia cholery

 

Do szybkiego rozszerzenia się zarazy niewątpliwie przyczyniło się powstanie listopadowe Podróżni przybywający do Prus z okolic podejrzewanych o występowanie cholery, mieli podlegać 10-dniowej kwarantannie, a z miejscowości zakażonych 20-dniowej. Chorych z objawami podejrzanymi o cholerę zabroniono przyjmować i polecono odsyłać ich z powrotem. Tych, którzy zachorowali w czasie kwarantanny, przenoszono do szpitala i po wyzdrowieniu poddawano dezynfekcji. Po odbyciu przepisowej kwarantanny następowało badanie lekarskie, dezynfekcja i wydanie zaświadczenia. Wszelkie koszty pokrywał podróżny.

W Prusach Wschodnich pierwsza ofiara cholery zmarła w maju 1831 roku. Ogólne przerażenie ogarnęło wszystkich mieszkańców. Panikę spotęgowała w połowie czerwca informacja o wybuchu epidemii w Gdańsku. Władze królewieckie, ponosząc olbrzymie nakłady finansowe, 6 maja 1831 roku wydrukowały instrukcje o zapobieganiu cholerze. O skali, w jakiej używano wówczas języka polskiego w powiecie szczycieńskim, świadczy m.in. obwieszczenie, które w całości przetłumaczono na język polski i rozkolportowano wśród ludności niepotrafiącej czytać po niemiecku.

W obwieszczeniu wydanym w języku polskim czytamy: „W sąsiedniey Polsce nastąpione ziawienie się, znaney pod nazwiskiem Cholera morbus Indyiskiey morowey zarazy, wskazało potrzebę nakazać ścisłe zamknięcie granic i zaprowadzenie zakładów karantany”. W dalszej części instrukcji przeciwdziałania rozprzestrzenianiu się epidemii w Prusach jest mowa o jedynym otwartym przejściu granicznym w południowej części naszego powiatu „…Ku południowi w Obwodzie Regencyi Królewieckiey iedynie tylko przez Opaleniec pod Wilborkiem czyli Willenbergiem”.

 

Sytuacja w Szczytnie...

 

Cholera w naszej części Mazur nasiliła się na początku sierpnia. W Szczytnie wraz z chorobą szerzyły się strach i rozpacz. Dzięki ogromnemu zaangażowaniu starosty von Berga w Szczytnie i Pasymiu rozdawano bezpłatnie lekarstwa, sprowadzano lekarzy. „Trzej medycy, kierowani i zachęcani przez pana von Berga niezmiernie aktywnie i roztropnie przeciwdziałali chorobie, w wyniku czego z 400 chorych tylko 132 zmarło” - czytamy w kronice Pasymia.

Szczególnie krytycznie przedstawiała się w naszym mieście i powiecie sytuacja ludzi biednych, z niższych klas społecznych, głównie rzemieślników i robotników. Izolowani w swych domach w ciągu długich tygodni, nie mogli zarobkować, tracąc tym samym zamówienia, co przy dużym wzroście cen żywności w zamkniętym przed przybyszami z zewnątrz Szczytnie, katastrofalnie odbijało się na ich sytuacji ekonomicznej. Ludność wiejska znajdowała się w podobnej sytuacji, aczkolwiek była bardziej narażona na ogniska epidemii. Mieszkańcy okolicznych wsi w obawie przed zarażeniem się, nie odwiedzali Szczytna, Pasymia oraz Wielbarka i tym samym nie dawali zarobić lokalnym kupcom i rzemieślnikom. Kwitła spekulacja, która obejmowała nawet takie artykuły jak sól.


Reklama

Koszty zwalczania epidemii silnie obciążały również gospodarkę gmin miejskich Pasymia i Wielbarka. Na nie spadał obowiązek urządzenia szpitala zakaźnego, kwarantanny i dostarczenia leków. Wymienione gminy miejskie musiały też ponosić koszty pogrzebów, dezynfekcji oraz dostarczać żywność ubogim mieszkańcom izolowanych domów.

Szczycieński magistrat znajdował się wówczas w bardzo trudnej sytuacji. Kasa miejska była pusta, nie było jakichkolwiek wpływów z tytułu podatków, zaś w miejscowym lazarecie niezbędna była większa liczba pomocników, których nie było czym opłacić. W opustoszałym częściowo mieście mieszkańcy we własnym zakresie musieli zabiegać o wozy do wywożenia ciał oraz o zapas trumien, ponieważ trudno było z góry przewidzieć, ile epidemia pochłonie ofiar.

Władze, obawiając się rozprzestrzeniania epidemii, postanowiły nie grzebać zmarłych na cmentarzu znajdującym się tuż przy kościele ewangelickim. Na ten cel przeznaczono część terenu, należącego do gminy ewangelickiej, przy dzisiejszej ulicy Piłsudskiego. Obszar ten leżał wówczas poza granicami miasta. W 1999 roku podczas prowadzonych prac ziemnych na terenie parafii ewangelickiej przy ul. Warszawskiej natrafiono na szczątki osób pochowanych w czasie opisywanej epidemii cholery.

Magistrat wygospodarował pieniądze na zatrudnienie grabarza oraz wzniesienie w dość szybkim czasie domu kwarantannego dla przybyszy nadciągających od strony wschodniej. Największe koszty pochłaniały wozy i trumny, zaś pomocnicy w lazarecie zażadali 15 srebrnych groszy „dniówki”. Oba magistraty, zarówno szczycieński, jak i pasymski, w porozumieniu ze starostą von Bergiem, starały się w Królewcu o pożyczkę dla kas miejskich. Gdy mimo nalegań władze królewieckie nie wysupłały jakiejkolwiek kwoty, landrat von Berg z własnej kieszeni zapłacił pielęgniarzom, dla Szczytna oraz Pasymia przekazał zasoby kasy powiatowej w wysokości ponad 300 talarów oraz wyjednał z kasy państwowej zaliczkę mniej więcej w tej samej wysokości.

 

...i w Pasymiu

Równie tragicznie jak w Szczytnie, przedstawiała się sytuacja w sąsiednim Pasymiu. Pierwsze symptomy cholery stwierdzono tam 7 października 1831 r. u dwóch mieszkańców: Lukasa i Wiertelewskiego, którzy jeszcze dzień wcześniej narzekali na silne bóle brzucha i biegunkę. Juz dzień później stwierdzono kolejne zachorowania u 4 mężczyzn i 2 kobiet. Jeszcze tego samego dnia na polecenie starosty von Berga, do Pasymia przybył lekarz powiatowy Zach, aby potwierdzić zachorowania cholery. Wieczorem stwierdzono pierwsze zgony.

12 października w Pasymiu odnotowano zgon 26 osób, które zmarły wskutek cholery. Jeszcze w tym samym dniu burmistrz Mrongovius zwołał radę miejską i wydał specjalny dekret zobowiązujący mieszkańców Pasymia do jego bezwzględnego przestrzegania. W dziesięciu punktach było zawarte wszystko, co mogło uchronić mieszkańców Pasymia przed zachorowaniem. Zgodnie z dekretem, miasto zostało podzielone na sześć dzielnic i każdą z nich z osobna zarządzała specjalnie powołana komisja.

Pierwsze punkty dekretu określały wysokość opłat dla lekarzy oraz grabarzy, natomiast w następnych były opisy przechowywania oraz transportu zwłok. Zabroniono samodzielnego pochówku ciał, które w domach nie mogły się znajdować dłużej niż 12 godzin po śmierci. Przez kolejne 12 godzin ciała były przechowywane na obrzeżach Pasymia w stodole wdowy o nazwisku Ulonska. Podczas pogrzebu w ceremonii nie mogło uczestniczyć więcej niż cztery osoby.

Reklama

16 listopada 1831 r. w Pasymiu odnotowano 400 przypadków zachorowań na cholerę, z czego 132 osób zmarło. Jesienią tego samego roku poświęcono i przeznaczono teren dla grzebania osób zmarłych na cholerę, który był usytuowany na rogatkach miasta przy drodze biegnącej w kierunku Szczytna. Z czasem miejsce nazwano „cmentarzem cholery” i miejsce wiecznego spoczynku znaleźli na nim biedni mieszkańcy Pasymia. Według materiałów historiograficznych – pod koniec XIX wieku jego teren został zrównany i posadzono na nim drzewa.

Rozpaczliwą sytuację Szczytna i Pasymia przedstawiono w specjalnym piśmie królowi pruskiemu, który w akcie łaski przekazał 500 talarów. W efekcie zarządzonej w całej prowincji kwesty, dodatkowo uzyskano jeszcze 120 talarów. Mieszkańcy obu miast, po otrzymaniu dość pokaźnej wówczas kwoty, wysłali do króla pruskiego kolejne pismo, tym razem dziękczynne, którego fragment w wolnym tłumaczeniu pozwolę sobie zacytować „...dzięki łasce Jego Królewskiej Mości Króla przekazanie 500 talarów niewątpliwie podbudowało nasze fundusze gminne i powiatowe. Nie da się opisać naszego uczucia, jakie wzbudziła łaska naszego ukochanego i szlachetnego Pana. Jako obywatele możemy podziękować jedynie wspólnym okrzykiem: Niech żyje nasz ukochany oraz szlachetny Król i Pan. Niech żyje długo oraz w szczęściu i dobrobycie, który jest wspierany przez błogosławieństwo swojego ludu”.

Wraz z końcem 1831 roku liczba zachorowań na cholerę zaczęła spadać, a w połowie stycznia 1832 r. ogłoszono, że to już koniec epidemii. 29 stycznia w kościele ewangelickim w Pasymiu zostało odprawione specjalne dziękczynne nabożeństwo, które było celebrowane jednocześnie w języku polskim i niemieckim.

Dzięki działaniom starosty von Berga w dość szybkim czasie zaspokojono najpilniejsze potrzeby, lecz obu miastom przypadło jeszcze w udziale trudne zadanie spłaty pożyczonych sum oraz troska o licznie pozostawione sieroty. Epidemia cholery w Szczytnie pochłonęła 57 ofiar. Burmistrz Jakub Kowalewski przez cały ten czas robił wszystko, by minimalizować straty.

W latach 1831-1832, gdy epidemia cholery ogarnęła niemalże całe Prusy, powiat szczycieński zamieszkiwało 41 673 mieszkańców. Liczba zachorowań na cholerę wyniosła 615 osób z czego 360 zmarło.

 

 

Podpis pod zdjęcie:

 

Fragment odezwy w języku polskim, skierowanej do ludności zamieszkującej nasz powiat (w czerwonej obwódce wymieniony jest Wielbark). Opatrzyłem ten fragment ilustracją, pochodzącą z czasów opisanej epidemii.

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama