Sobota, 20 Kwiecień
Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha -

Reklama


Reklama

Anna Rybińska – radna z charakterem


Budzi emocje - to na pewno. Miejską radną jest od 19 lat. Od początku w jednym ugrupowaniu. Za swój największy sukces uważa rodzinę oraz to, że mieszkańcy Szczytna wciąż mają do niej zaufanie. O kim mowa? O Annie Rybińskiej – to ona wygrała naszą zabawę, plebiscyt na Najpopularniejszy Radnego Miejskiego w Szczytnie.


  • Data:

Zacznijmy naszą rozmowę przekornie. Czy radni w ogóle są potrzebni w samorządzie?

 

Oczywiście, że są potrzebni.

 

Obserwując obecną kadencję rady miejskiej w Szczytnie można mieć jednak wątpliwości. Niemal każdy radny, z którym rozmawiałem mówi, że niewiele może. Że nic od niego nie zależy. Że sam niewiele może zrobić...

 

Rzeczywiście w takim wydaniu, jak w tej kadencji to radni, rada w ogóle nie jest potrzebna. Traktuje się nas wyłącznie jak maszynki do głosowania. I rzeczywiście, właściwie nie mamy większego wpływu na to, co dzieje się w naszym mieście, w którym kierunku ono idzie. Oczywiście, jest to moja opinia, ale wiem, że wielu radnych, co ciekawe - również koalicji myśli podobnie.

 

Nie przesadza pani trochę?

 

Ani trochę. Mam na to mnóstwo przykładów. Proszę, pierwszy z brzegu. Budowa boiska zgłaszana przez radnych PSL. Niby banalna rzecz, potrzebna, a jednak radni koalicji muszą kombinować, prosić panią burmistrz, aby inwestycja znalazła się w budżecie. I tak naprawdę się nie znalazła. Są jakieś pieniądze zabezpieczone na dokumentację, ale nic się w tym kierunku nie dzieje. Taka jest rzeczywistość. Bardzo jest to przykre, bo przez taką niemoc radnych i zawładnięcie władzy przez panią burmistrz nasze miasto się cofa, uwstecznia.

 

To dlaczego radni są tacy słabi, co z wami jest nie tak, że oddaliście całkowicie władzę? No tak przynajmniej wynika z pani słów.

 

Dobre pytanie. Naprawdę nie wiem, jak na nie odpowiedzieć. Jest niby jakaś koalicja, niby podejmują jakieś decyzje, ale tak naprawdę to mam wrażenie, że decyzje podejmuje pani burmistrz, a oni z jakiś powodów nie mają wyjścia i jedynie głosują za nimi. Podnoszą ręce.

 

Mówi pani, że ma pani takie wrażenie. Wrażenie to jednak nie pewność.

 

Pewności nie mam, bo mnie jako radnej opozycyjnej nie zapraszają na spotkania, rozmowy, czy jakieś dyskusje. Ale z boku to właśnie tak wygląda. Zresztą często słyszę, że nie zawsze się zgadzają z tym, nad czym głosują.

 

Zatem dlaczego to robią?

 

Nie mam pojęcia. O to trzeba zapytać radnych koalicyjnych.

 

 

To w takim razie kto rządzi w Szczytnie?

 

Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Koalicja rządząca, pani burmistrz.

 

Czyli kto?

 

Przecież bywacie na sesjach, kto najczęściej podnosi palce za każdym złożonym przez panią burmistrz projektem? Oprócz mnie, Agnieszki Kosakowskie, Piotra Gregorczyka, Pawła Malca, czy Roberta Siudaka – pozostali radni są w koalicji rządzącej. Czyli oni rządzą tym miastem. I oni biorą odpowiedzialność za to co tu się dzieje. A gołym okiem widać, że dzieje się nie najlepiej.

 

Czy radny ma realny wpływ na to, co dzieje się w mieście?


Reklama

 

Pojedynczy radny, opozycja właściwie żadnego. Radni koalicji owszem mają. Dlaczego tego nie wykorzystują i nic nie robią dla rozwoju miasta, tego nie wiem. Tam gdzie swój okręg wyborczy ma radny koalicyjny tam jest robiona ulica. To widać gołym okiem, czyli oni mają wpływ. Na te swoje małe podwórka.

 

Ale w pani okręgu też są przecież robione ulice.

 

Ale po ilu latach? Bo już chyba czas, to robią. Wcześniej jednak nikt się tym nie zajmował. Władysława IV zrobiona na chybcika przed wyborami, aby ktoś inny wygrał nie ja. A teraz ta fuszerka zalewa pieszych, chodnik. Wszystko niszczeje. To ewidentne marnotrawstwo.

 

Dobrze, może na chwile ucieknijmy od tej lokalnej polityki. Jakie były pani początki w samorządzie? Kiedy pani do niego trafiła?

 

Radną zostałam dokładnie w 1998 roku.

 

Czyli za rok będzie pani 20-lecie działalności samorządowej. Co panią skłoniło do tego?

 

Byłam nauczycielką. Miałam ogromną chęć działania. Kilku moich znajomych działało już w samorządzie, więc pomyślałam, dlaczego ja mam nie spróbować. Zbyszek Dobkowski, Mariola Godzina, Napiwodzki. W końcu i ja dołączyłam do tego grona. I naprawdę bardzo podobała mi się ta praca. Zebrania, dyskusje. Naprawdę mieliśmy ogromny wpływ na to, co dzieje się w mieście.

Gdy zostałam radną miałam 40 lat.

 

Czyli wygrała pani nasz konkurs na 19-lecie swojej działalności...

 

Tak się jakoś złożyło.

 

19 lat pracy w samorządzie to dużo czasu, wiele się chyba zmieniło, czy może pani porównać pracę pierwszej rady, w której pani zasiadała i tej obecnej?

 

Jest zupełnie inaczej. Zmienili się głównie ludzie, ich charaktery. Kiedyś też była koalicja, wówczas skupiona wokół burmistrza Żuchowskiego, też była opozycja. Ale my wówczas jako radni potrafiliśmy spierać się na sesjach, komisjach. Te dyskusje były czasem naprawdę mocne, ale prywatnie mieliśmy do siebie szacunek. Przyjaźniliśmy się. Dziś bywa z tym różnie. Niechęć samorządowa przekłada się na niechęć prywatną i odwrotnie. Przy takich relacjach trudno o obiektywizm w sprawach ważnych dla miasta. Często dzieje się tak, że dobry pomysł wyrzucany jest do kosza tylko dlatego, że wymyślił, zgłosił go radny, którego nie lubię. Kiedyś czegoś takiego wcześniej nie było. Nie skakaliśmy sobie do oczu. Byliśmy razem na wszystkich uroczystościach, a na sesjach, komisjach mieliśmy swoje zdanie. Prywatnie się szanowaliśmy. W obecnej radzie miejskiej bywa z tym różnie. Radnych opozycji, niewygodnych o niczym się nie informuje, nie zaprasza, nie szanuje.

 

Dlaczego tak się dzieje?

 

Nie wiem, być może to kwestia wartości. Dziś są inne. Może zabrzmi brutalnie, to co teraz powiem, ale ludzie bardziej niż honor, dane słowo cenią sobie kasę, pieniądze. W mojej pierwszej kadencji godzinami siedzieliśmy na komisjach, sesjach szukaliśmy najlepszych dla miasta rozwiązań. Owszem nie byliśmy nieomylni, bo dopiero uczyliśmy się samorządności, wolności, ale zawsze chcieliśmy jak najlepiej dla tego miasta, dla mieszkańców. Dziś wygląda to tak, że to burmistrz rządzi miastem. Tak przynajmniej nam się wmawia. Radni dali się omotać, weszli w różnego rodzaju układy, zależności, stracili swą niezależność. Nie będę tu nikogo wskazywała palcami, ale ludzie, wyborcy doskonale to widzą.

Reklama

 

Może radnych psują diety?

 

Coś w tym jest. Wiele osób idzie do rady właśnie po te pieniądze. Zwykły radny miesiąc w miesiąc otrzymuje około 1600 zł. To wciąż jest dużo. Jeśli przemnożymy to przez cztery lata to wychodzi kwota niebagatelna. Moim zdaniem diety powinny być na poziomie sąsiednich gmin. Lub płacone za posiedzenie w komisji, radzie, a nie tak wysoki ryczałt. Lub w ogóle to powinna być społeczna funkcja, a dieta przysługiwać tylko w takiej wysokości, w jakiej radni traciliby wynagrodzenie we własnej pracy za czas spędzony na sesji, czy komisji. Pewnie zaraz padnie pytanie to czemu w takim razie ja biorę dietę. Bo takie jest prawo, nie mogę się jej zrzec, poza tym jeśli wszyscy biorą to i ja biorę. Ale uważam, że powinno być tak, jak powiedziałam wcześniej. Diety są wciąż za wysokie.

 

Co pani uważa za swój sukces?

 

Rodzinę. Mam dwóch wspaniałych i mądrych synów.

 

To bez wątpienia sukces rodzinny, a ten samorządowy?

 

Po drodze było wiele małych sukcesów, ale myślę, że ten największy jest wciąż przede mną. Do tych mniejszych mogę zaliczyć obniżenie diet, o co walczyłam od lat. W tej chwili uważam, że moim największym sukcesem jest to, że ludzie, mieszkańcy Szczytna wciąż mają do mnie zaufanie. Przychodzą z problemami, rozmawiają. Widać było to nawet podczas waszego plebiscytu. Odebrałam dziesiątki telefonów. Mówili, że na mnie głosują, dopytywali się o wyniki. Było to naprawdę miłe. Takim osobistym sukcesem jest też to, że jestem jedyną radną, która nie zmieniała ugrupowania. Od początku związana jestem z Forum Samorządowym i na pewno tak zostanie. Uważam, ze sztywny kręgosłup i działanie w zgodzie ze swoim sumieniem jest najistotniejszym elementem samorządowca czy polityka. Chorągiewki, jak nazywam radnych, którzy co i rusz zmieniają ugrupowania, aby dostać się do rady są po prostu mało wiarygodne.

 

Czy takie plebiscyty są potrzebne?

 

Myślę, że tak. Jest to jakiś wskaźnik popularności. Mieszkańcy mają szansę ocenić samorządowca nie tylko w czasie wyborów. Mądry radny wyciągnie z wyników plebiscytów wnioski. Jest to oczywiście zabawa, ale i jednocześnie jakiś miernik.

 

Prywatnie jest pani nauczycielką...

 

Właśnie stuknęło mi 40 lat pracy. Zaczęłam pracę od razu po ogólniaku. Najpierw w klasach 1-3 w szkole w Księżym Lasku. Pracowałam tam przez pięć lat. Potem przeniosłam się do Szczytna. Trafiłam do „trójki” i tam pracowałam prze 9 lat. Jako nauczyciel wychowania fizycznego. W tym czasie skończyłam też studia trenerskie, magisterskie. A potem trafiłam do Szkoły Podstawowej nr 6. Pracowałam tez w Gimnazjum nr 2. Zawód nauczyciel stał się moją pasją. Naprawdę bardzo lubię to robić.

 

A jakieś pozaszkolne hobby?

 

Działka, rozmowy z ludźmi, sport...



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama